Druskienniki z dziećmi

Jazda na nartach, pływanie pod palmami, wspinaczka na linach, spacer w pięknym parku, ciekawa lekcja historii. Kto by pomyślał, że to wszystko można robić w ciągu jednego, zaledwie dwudniowego wyjazdu. I to tuż za polską granicą.

Było zimno, deszczowo i ponuro. W taki dzień powinno się leżeć w domu pod kocem z kubkiem herbaty i dobrą książką. Tymczasem my siedzieliśmy w samochodzie, który mijał granicę polsko-litewską w Ogrodnikach. Stąd mieliśmy zaledwie 40 km do celu. Patrząc na szalejącą na zewnątrz ulewę i porywisty wiatr, z przyjemnością myśleliśmy o chwili, gdy znajdziemy się w gorącym basenie, z palmą nad głową. Do Druskiennik jechaliśmy bowiem przede wszystkim dla słynnego aquaparku.

Marynia i Antosia przestudiowały w internecie zdjęcia palm, zjeżdżalni, wodospadów i rzeki z pontonami. Podekscytowane ledwo mogły usiedzieć w swoich fotelikach. Musiały się jednak uzbroić w cierpliwość. Bo najpierw czekała nas wizyta w miejscu będącym przeciwieństwem tropikalnej wyspy.

Szusowanie pod dachem

Snow Arena Druskienniki, www.snowarena.lt

Tuż pod Druskiennikami, na wąskiej drodze przecinającej las zobaczyliśmy ogromne srebrne słupy. Podtrzymywały konstrukcję, która przypominała olbrzymiego pająka. Oto nasz pierwszy przystanek: Snow Arena Druskienniki, sztuczny stok narciarski pod dachem. Można tu pojeździć na nartach, sankach lub snowboardzie o każdej porze roku. Podobno to jedyny taki obiekt w tej części Europy. Zostawiliśmy auto na parkingu i ruszyliśmy do środka. Znaleźliśmy się w przestronnej hali, której wnętrze wystylizowano na alpejską wioskę. Okazało się, że jeśli chcemy zobaczyć stok, musimy kupić bilety po 3 euro od osoby (mogliśmy je potem wymienić na kawę i posiłek w jednym z punktów gastronomicznych).

Za kasami i bramkami trafiliśmy na wielką salę z kulkami (rodzice mogą w niej zostawić dzieci na czas jazdy na nartach). Dalej minęliśmy wypożyczalnię sprzętu (można w niej wypożyczyć wszystko: od nart i butów, po kombinezony i kaski). Była tu też szkółka narciarska. I oczywiście bary. Obok nich za wielką szybą dojrzeliśmy wreszcie pierwszych narciarzy na oślej łączce. Stok w całej okazałości zobaczyliśmy z tarasu widokowego przy jednej z restauracji. Byliśmy w górach! W dodatku zimą! Wychylając się przez okno, mogliśmy nawet dotknąć śniegu (dziewczynki natychmiast skorzystały z okazji i stwierdziły, że jest tak zimny, jak prawdziwy). Na tle olbrzymiej fototapety z ośnieżonymi górami przesuwały się krzesełka wyciągu. Kilka osób śmigało po stoku. Narciarze mieli do dyspozycji szeroką na 50 m, długą na ok. 500 m i ciekawą trasę: z muldami, a nawet miniskocznią. Gdy temperatura na zewnątrz spada poniżej -5xC, działa też druga trasa - zewnętrzna. Na dole, przy stacji wyciągu, zbudowano nawet góralską chatę z barem. Jedyne, czego brakowało, to słońce, a przynajmniej widok nieba.

Ceny są przyzwoite (bilet rodzinny 2+2 na cały dzień kosztuje 35 euro w dzień roboczy i 62 euro w weekend).

Tropiki w środku zimy

Park Wodny Druskienniki, www.aquapark.lt

Do aquaparku trafiliśmy bez trudu. Prowadziły do niego liczne drogowskazy. Zresztą nawet bez nich trudno przeoczyć ten ogromny budynek położony nad samym Niemnem, z wielką kopułą i charakterystycznymi rurami zjeżdżalni. Częścią kompleksu jest hotel, w którym się zatrzymaliśmy. Kilka dni wcześniej wykupiliśmy pakiet na 2 dni: obejmował korzystanie z aquaparku (od godziny 14 pierwszego dnia pobytu do godziny 12 kolejnego dnia), nocleg, obiadokolację, śniadanie i zabieg sanatoryjny. Ceny były dość atrakcyjne: poza sezonem, w środku tygodnia 4-osobowa rodzina może tu spędzić dwa dni już za 150 euro. Zameldowaliśmy się w hotelu, zostawiliśmy rzeczy w pokoju i przebrani w szlafroki (są też rozmiary dziecięce) ruszyliśmy na baseny.

Zaczęliśmy od strefy podstawowej: z basenem, wyspą, grotą, skałami i rwącą rzeką, która niczym fosa oplatała basen z falami morskimi. Wszystko w stylistyce tropikalnej wyspy. Potem trafiliśmy do strefy dla maluchów: są tu brodziki z cieplutką wodą, zjeżdżalnie, podwieszany mostek, strumyki, wodospad, jaskinie, a nawet plaża z prawdziwym piaskiem. Rodzice i dzieci mogą skorzystać z ułatwiających życie sprzętów: kojców, fotelików, makaronów do pływania.

Dziewczynki były wniebowzięte, a przed nimi była jeszcze strefa wielkich zjeżdżalni, w tym takich z tunelami świetlnymi i pontonami. Niestety, tu nasze córki spotkało rozczarowanie: pięcioletnia Antosia nie mogła zjechać z żadnej z nich, a 8-letnia Marynia mogłaby co prawda zjeżdżać z dwóch, ale tylko jedna była czynna. Na szczęście w pozostałej części basenu nie brakowało atrakcji.

W aquaparku jest także część dla dorosłych. Korzystaliśmy z niej na zmianę wieczorem, kiedy dzieci usnęły. Mieliśmy do dyspozycji baseny: zewnętrzny z muzyką relaksacyjną i podświetlany basen z barem, do którego można podpłynąć, liczne jacuzzi, wreszcie kilkanaście różnych saun i łaźni. O wyznaczonych godzinach odbywają się tzw. programy, podczas których pracownik aquaparku instruuje gości, jak wykonać zabieg. Niektóre są bezpłatne, za inne trzeba dopłacić kilka euro. Ja trafiłam akurat na maseczkę z glinką kaolinową na twarz i peeling miodowy na ciało. Lokalna specjalność to chłostanie wantami w saunie. Za dodatkową opłatą można nawet zamówić indywidualne chłostanie!

Skorzystaliśmy też z zabiegów sanatoryjnych, które mieliśmy w pakiecie (z wyjątkiem Antosi). Marynia z tatą wybrali masaż, ja kąpiel bąbelkową.

Deptak i grająca fontanna

Lecznica Druskiennicka, www.gydykla.lt

Byliśmy w uzdrowisku, nie mogliśmy więc nie zajrzeć do domu zdrojowego (Lecznicy Druskiennickiej), żeby napić się wód mineralnych. Do wyboru były dwie: Auśra i Druskinikai - obie okropne w smaku. Dziewczynki zafascynowane rytuałem kuracjuszy nalały jej sobie do kubeczków, a po chwili pluły i wycierały rękawami języki i usta. Potem wybraliśmy się na spacer po Parku Zdrojowym. Jego główną atrakcją jest fontanna muzyczna, która o pełnej godzinie wygrywa utwory muzyki klasycznej. Obok parku nad Niemnem ciągnie się bulwar. "Kiedy wychodzi słońce, tarasy muszą być pełne kuracjuszy" - myśleliśmy, naciągając na głowę kaptury.

Tyrolką nad Niemnem

Park Linowy, unoparks.lt/pl/one-nuotykiu-parkas/

Tuż obok aquaparku na brzegu Niemna natknęliśmy się na największy na Litwie park linowy ONE. Jest nie tylko rozległy (3 ha) i pięknie położony wśród drzew, ale czynny cały rok (zimą ceny spadają o połowę). Z parku skorzystać mogą nawet trzylatki, maluchy mają tu kilka specjalnych tras. My, niestety, zanim zdążyliśmy się powspinać, musieliśmy uciekać przed deszczem. Na odchodnym zdążyliśmy się tylko zachwycić spektakularną tyrolką łączącą oba brzegi Niemna.

Mamo, a kto to był Lenin?

Park Grutas, www.grutoparkas.lt

Ostatnim punktem naszej wycieczki był Park Grutas, czyli prywatne muzeum komunizmu. Zgromadzono tu pamiątki po ZSRR zebrane z całej Litwy. Ogląda się je, spacerując alejkami po rozległym zalesionym terenie. Główna ekspozycja to kolekcja socrealistycznych pomników: radzieccy żołnierze z wypiętą piersią, partyzanci o dumnym spojrzeniu, dzielni budowniczowie ZSRR, ale też jego ojcowie założyciele: Lenin, Stalin, Dzierżyński.

"Mamo, dlaczego ten brodaty pan ma tyle pomników?" - pytała Antosia, wdrapując się na cokoły kolejnych posągów. Między nimi w lesie stały drewniane chaty mieszczące galerie obrazów i bibliotekę z książkami z czerwonej epoki. Właściciele ściągnęli tu i inne charakterystyczne dla ZSRR przedmioty: armatę, saturator, a nawet graniczne budki strażnicze. Między alejkami urządzono zagrody dla zwierząt i ustawiono klatki dla ptaków. Nie wiadomo, jaki mają związek z komunizmem, ale na pewno są atrakcją dla dzieci.

Najmłodsi mają tu zresztą jeszcze coś specjalnego: plac zabaw rodem z ZSRR, a w nim beczkę śmiechu, wielkie huśtawki, drewniane karuzele. Niestety, znów mieliśmy pecha: ledwo zdążyliśmy usiąść na karuzeli, gdy zaczęło lać. Na szczęście byliśmy tuż obok kawiarni "Nostalgia", gdzie się schroniliśmy. A skoro już tu trafiliśmy, nie oparliśmy się przysmakom. Postawiliśmy na tradycyjne dania kuchni litewskiej. Na początek zamówiliśmy pyszny domowy rosół - dorośli z kołdunami, dzieci z wielkim drożdżowym pierogiem nadziewanym siekanym mięsem. Na drugie danie zjedliśmy placki ziemniaczane, które - jak to na Litwie - podano ze śmietaną. Marynię i Antosię trochę zdziwiło to zestawienie, ale gdy spróbowały, pokiwały głowami z uznaniem. Na koniec zahaczyliśmy jeszcze o sklepik z pamiątkami, pełen medali, minipomników i piersiówek. A potem wsiedliśmy w auto i cztery godziny później byliśmy w Warszawie.

Druskienniki

to popularne litewskie uzdrowisko. Leży nad Niemnem, w otoczeniu jezior i lasów Puszczy Orońsko- -Druskiennickiej. Są tu sanatoria, ośrodki wypoczynkowe i hotele ze SPA. Polakom Druskienniki kojarzą się przede wszystkim z Marszałkiem Józefem Piłsudskim, który miał tu swój dworek. Oprócz niego miasto chętnie odwiedzali Hanka Ordonówna, Józef Ignacy Kraszewski, Stanisław Moniuszko. Od kilku lat ośrodek znów stał się popularny wśród Polaków. Przyjeżdżają do aquaparku, reklamowanego jako największy w tej części Europy. Z Białegostoku jest tu zaledwie 160 km, z Warszawy - 340 km.

Więcej o:
Copyright © Agora SA