Totalna hipnoza

Gdy urodził się Antek, myślałam, że oszaleję ze szczęścia. W domu czekała na niego pościel w pieski i przewijak w gwiazdki. Ale już pierwszego dnia okazało się, że to nie będzie bajka.

Antek bez przerwy płakał. Nie pomagało noszenie, tulenie, kołysanie, karmienie, zmiana pieluszki, kąpiel. Pierwszej nocy nie przespaliśmy. Antek wyczuwał naszą nerwowość i płakał jeszcze bardziej. Byliśmy wobec niego kompletnie bezradni. W szpitalu mogliśmy liczyć na pomoc pielęgniarek, teraz byliśmy zdani na siebie. Ale pomoc nadeszła. Odwiedziła nas położna środowiskowa. Obejrzała Antka, pokazała, jak go kąpać, przebierać, jak pielęgnować pępek. Przekonywała, że synek nas potrzebuje i kocha, ale jest zbyt mały, żeby swoje potrzeby sygnalizować inaczej niż płaczem. Tłumaczyła, że noworodka interesuje tylko jedzenie, spanie, sikanie, kupa i przytulanie. I te pięć rzeczy w najbliższym czasie zdominuje życie rodziny.

Przestałam bać się własnego dziecka.

Zaczęłam odczytywać jego sygnały. Gdy Antek pocierał oczka - chciał spać, gdy głośno płakał - był głodny, gdy przebierał nóżkami - miał mokrą pieluszkę. Czasem płakał bez wyraźnego powodu i wtedy potrzebna była po prostu cierpliwość, uwaga, bycie razem z nim. Raz pomagało czułe pogłaskanie po główce, raz - długie przytulanie, noszenie, kołysanie. A czasami nie pomagało nic.

Nabrałam pewności siebie, ale problemy pozostały.

Karmienie szło koszmarnie. Nie przypuszczałam, że karmienie własnego dziecka może być źródłem takiego stresu i frustracji. Nigdy nie zakładałam, że mogłabym nie karmić piersią, ale w końcu poddałam się i sięgnęłam po butelkę. Popękane brodawki, podrapane przez Antka piersi, ciągłe dokarmianie butelką sprawiły, że zwątpiłam w siebie. Na szczęście przez pierwsze tygodnie był ze mną mąż i to dzięki niemu nabrałam sił. To on robił zakupy, gotował, prał. I wspierał mnie psychicznie. Przekonywał, że noworodek ma wrodzoną umiejętność ssania. Ale muszę mu pomóc. Tłumaczył, że początki są zawsze trudne, ale dziecko jest dla rodziców najpiękniejszym darem. Daje prawdziwe szczęście, dzięki niemu powstaje rodzina.

Antek wydawał mi się taki kruchy.

Obawiałam się, że mogę zrobić mu krzywdę. Pieluszki zmieniałam drżącymi rękami. Podczas ubierania Antek wił się i machał nóżkami, a ja próbowałam nałożyć mu pajacyk. Bluzki wkładane przez głowę od razu poszły do kosza, były udręką. A śpioszki nie chciały się rozciągać. W pięknym kompleciku z miękkiej bawełny zrobiłam smykowi pierwsze zdjęcia. Wysłałam je z dumą całej rodzinie z adnotacją "Oto nasz cudowny Antek. Ma zaledwie kilka dni, a jest najpiękniejszy na świecie". Następnego dnia zadzwoniła ciotka: "Antek jest śliczny, ale przegrzany. Na zdjęciach jest mokry od potu". Obejrzeliśmy z mężem synka. Rzeczywiście, miał rozpalony kark. Może dlatego był taki niespokojny i nie lubił ubierania? Na kolejny spacer ubrałam go lżej. Na osiedlowej alejce spotkałam sąsiadkę. Z ciekawością zajrzała do wózka. "Śliczny maluszek. Ale na pewno się przeziębi. Jest za lekko ubrany" - zawyrokowała...

Od kiedy zaczęłam wychodzić z dzieckiem na spacery, odżyłam.

Dzień mijał szybciej, Antek w wózku spał albo obserwował chmury. Obok przechadzały się inne mamy. Świadomość, że mnóstwo kobiet przechodzi przez to co ja, dodała mi otuchy. Jeżeli one sobie radzą, ja też dam radę. Po kilku dniach wiedziałam już, jak się poruszać z wózkiem po okolicy. Do pobliskiego sklepu można było wjechać z wózkiem między regały, więc mogłam zrobić zakupy i zapłacić rachunki. Tylko rodzina ostrzegała mnie, że miejsce noworodka jest w domu. Babcia powtarzała, że "pierwszy raz dziecko może zobaczyć świat w dniu chrztu".

Antek określał mój rytm dnia.

Pilnowałam, żeby miał sucho i czysto, liczyłam, jak często i ile je, sprawdzałam, jakie robi kupy. Starałam się też normalnie prowadzić dom: gotować, prać, sprzątać. Mąż doceniał moje wysiłki, ale któregoś dnia powiedział: "Przestałaś mnie zauważać, stałem się dodatkiem do twojego świata pieluch. Jesteś jakby w totalnej hipnozie: dla mnie nieobecna". Zamarłam. Mąż nigdy nie przestał być dla mnie ważny, ale rzeczywiście ostatnio poświęcałam mu mniej czasu. Wieczorami marzyłam o ciszy i odpoczynku. Nie miałam ochoty na rozmowy ani czułości. Gdy Antek usypiał, padałam jak kłoda. Często mówiąc tylko: "Kochanie, pościel łóżko.". A mąż ścielił i układał mnie do snu jak ja Antka.

Dopiero przyjście na Świat synka uświadomiło mi, jak cudownego mam męża.

Dbał o nas, jak potrafił, często kosztem siebie. Nie dojadał, nie dosypiał. Każdego wieczoru nalewał wodę do wanienki, rozbierał szkraba, a potem tłumaczył mu podczas kąpieli, że zaraz będzie miał czyste rączki, nóżki, brzuszek, plecki. I dzięki temu będzie lepiej spał i przyśni mu się mama i tata. I lasy, ćwierkające ptaszki, jeziora i słońce... Z takim mężczyzną aż chce się mieć dzieci. Już nie jest na drugim planie. Jego szczęście jest tak samo ważne jak Antka i moje.

Więcej o:
Copyright © Agora SA