Rodziny w restauracjach są za głośne: zakazywać wstępu dzieciom?

Czy dzieci są zbyt hałaśliwe i nie powinno się ich zabierać do kawiarni, muzeów i na koncerty? Niektóre lokale wprowadzają zakaz wstępu dla rodzin z małymi dziećmi, argumentując, że przeszkadzają innym gościom. Czy takie zakazy to dobry pomysł?

Felietonistka "The Sunday Times", India Knight, unika restauracji i kawiarni. Dlaczego? "Nikt już nie zwraca dzieciom uwagi. Nikt im nie mówi 'Nie rzucaj jedzeniem', 'Dość tego!'" - tłumaczy. Nie jest jedyną osobą, której przeszkadzają dzieci zachowujące się głośno w miejscach publicznych. Pisaliśmy o liniach lotniczych, które zakazały wstępu na pokład swoich samolotów małym dzieciom, teraz do elitarnych miejsc "Tylko dla dorosłych", tych bez erotycznego podtekstu, dołączają restauracje.

Ale czy rzeczywiście, jak uważa India Knight, współcześni rodzice utracili umiejętność wychowywania dzieci i z bezsilności pozwalają im na wszystko?

Obiad bez dzieci

Pewna kalifornijska restauracja wywiesiła w oknie informację następującej treści: "Płaczące lub hałasujące dzieci przeszkadzają innym gościom, dlatego nie mogą przebywać w sali jadalnej". I wycofała z wyposażenia wysokie krzesełka, zakazała wprowadzania wózków. Niektórzy goście są zadowoleni z zakazu, przyznając słuszność właścicielom lokalu: biegające po sali dzieci i ich głośne zachowanie rzeczywiście może przeszkadzać. Inni komentują krótko: to skandal.

Takie działania dzielą opinię publiczną. Z jednej strony rodzice bywający w restauracjach z dziećmi, argumentują, że dziecko nie przeszkadza bardziej niż pijani lub głośno rozmawiający goście. Z drugiej strony barykady są osoby, które chcą zjeść miły posiłek w wybranym towarzystwie i - przede wszystkim - w spokoju. W tej grupie są także rodzice, szczególnie ci, którym udało się zostawić własne dzieci pod opieką niani czy krewnych i wychodząc z domu liczą na odpoczynek od płaczu i chaosu.

Dzieciom wszystko wolno?

Agnieszka, mieszkanka Poznania, ma dwie córki: - Ja sobie nie wyobrażam, żeby moje dziecko właziło komuś w restauracji pod stolik, zaglądało na plaży za parawany sąsiadów, kopało dziury i wrzeszczało przy ręczniku plażowego sąsiada czy gadało w czasie przedstawienia - stwierdza stanowczo. - A na przykład moja teściowa uważa, że inni "muszą zrozumieć", że w restauracji są dzieci i nie ma powodu do ograniczania się. Zupełnie się z tym nie zgadzam i zawsze wychodzę na wyrodną, która pilnuje, by dzieci jadły przy stole, a jak skończą szły do kącika zabaw dla dzieci lub wychodziły na ogródek - podsumowuje, zwracając uwagę na to, że szacunek należy się wszystkim użytkownikom wspólnej przestrzeni.

Marta z Warszawy bywa ze swoimi córkami w wielu miejscach. Wymaga od nich właściwego zachowania. - Co innego dwulatek, który głośno płacze w sklepie, a co innego siedmiolatek, który przeszkadza w kinie - zauważa. - Są też sytuacje, kiedy dzieci są głośne, ale urocze - w coś się fajnie bawią na plaży, w ogródku przy restauracji i aż miło popatrzeć, ale i są sytuacje, kiedy dzieci zachowują się strasznie i patrzy się na to ze zgrozą - stwierdza.

Bycie rodzicem to styl życia

Kalifornijska restauracja z Monterey nie jest jedynym miejscem, którego właściciel zdecydował się na tak radykalny krok. Podobne działania miały miejsce w Korei Południowej, w berlińskich kawiarniach, w innych amerykańskich stanach, m.in. w Pensylwanii i w Teksasie.

Jednak współczesny trend zabierania dzieci ze sobą w miejsca publiczne będzie się nasilać. Ludzie decydują się na rodzicielstwo coraz później, a dzieci stają się częścią stylu życia, nie dodatkiem do dojrzałości. Dorośli chcą przebywać ze swoimi dziećmi, chcą z nimi podróżować, chadzać na koncerty czy do restauracji. Nawiązują w ten sposób więź, nadrabiają czas, który spędzają osobno, a którego w czasach, gdy praca zajmuje nam większość życia, jest coraz mniej.

Rodzice? Są różni

Zuzanna, mieszkanka Warszawy, wybrała się kiedyś ze znajomymi na koncert flamenco. Dwie zaprzyjaźnione rodziny z dziećmi: dwóch trzylatków, dwie pięciolatki: - To wydawało się wspaniałym pomysłem - opowiada. - Był piękny letni poranek, koncert odbywał się na zewnątrz, pomyśleliśmy, ze to idealna okazja na rodzinne wyjście i zrobienie czegoś fajnego z dziećmi. Małym się podobało, tańczyły, skakały, śpiewały. W pewnym momencie oburzona starsza kobieta wysyczała w naszym kierunku: "Z dziećmi powinno się chodzić na plac zabaw". Poszliśmy stamtąd, obgadując te panią. Ale z perspektywy czasu myślę, że - pomimo wrogości - ona miała rację. Skoro nie potrafiliśmy sprawić, żeby nasze dzieci nie przeszkadzały innym w cieszeniu się tym wydarzeniem, nie powinniśmy tam przebywać - podsumowuje.

- Moje dzieci czasem zachowują się niekoniecznie dobrze, ale staram się je poskramiać i kontrolować - tłumaczy Marta. - Większość znanych mi rodziców zachowuje się podobnie, wychowuje i stara się okiełznać swoje potomstwo. Jest też spora grupa rodziców wręcz nadgorliwych i zestresowanych tym, co ludzie pomyślą, reagujących bardzo nerwowo, kiedy tylko zobaczą zniecierpliwione spojrzenie. Ale są i rodzice, którzy nie zwracają uwagi na otoczenie i taką postawę wpajają swoim dzieciom - myślę, że jest ich najwyżej kilka procent, ale mocno się rzucają w oczy - mówi.

Może by tak wzajemnie się szanować?

W rzeczywistości wcale nie trzeba uciekać się do podziału: my kontra oni. Może miejsca, gdzie dzieci nie mają wstępu będą miłym wytchnieniem dla osób pragnących spokoju, a rodzice, którzy lubią bywać w takich miejscach mogą wybierać spośród innych przybytków. A o tym, że i im nie zawsze jest w smak przebywanie w towarzystwie głośnych dzieci (nawet własnych), najlepiej świadczy historia Marysi, która podczas transatlantyckiego lotu w towarzystwie trójki swoich dzieci (wszystkie poniżej 7 roku życia), usłyszała od współpasażerki: "Dzieci nie powinno się zabierać na takie długie loty". Matka spojrzała na nią ze spokojem i z uśmiechem odparła, zamykając tym samym usta rozgniewanej kobiecie: "Dzisiaj jestem skłonna przyznać pani rację".

Problemem jednak są nie tyle dzieci, ani nawet ich rodzice - w równym stopniu przeszkadzać mogą niewłaściwie zachowujący się dorośli, których w naszej przestrzeni także nie brakuje. Zamiast wprowadzać nowe zakazy, może warto byłoby zastanowić się nad zasadami obowiązującymi w konkretnym miejscu i domagać się ich poszanowania od każdego, bez względu na wiek. Wspólna przestrzeń wymaga szacunku dla przebywających w niej ludzi. Gdybyśmy wszyscy wzięli to sobie do serca, zakazy byłyby niepotrzebne, a przebywanie poza domem dużo przyjemniejsze.

Więcej o:
Copyright © Agora SA