Oszczędzamy! Czyli o planowaniu rodzinnego budżetu

Do niedawna nie wypadało mówić o pieniądzach, szczególnie o ich braku. Kryzys nauczył nas tego, że oszczędzanie to nic wstydliwego. Przeciwnie, rozsądne wydawanie pieniędzy to powód do dumy. Cztery mamy opowiadają o tym, jak planują rodzinny budżet.

Robiąc zakupy, wybieram sklep, w którym mam kartę rabatową lub kupon zniżkowy - mówi Sylwia Falacińska, mama Aleksa (2 i pół roku) i Adriana (9 miesięcy)

Zakupy to był zawsze mój żywioł. Kiedy urodził się Aleks, nie liczyłam się specjalnie z kasą. Nowy wózek, mebelki, ubranka. Kupowałam to, na co miałam ochotę. Gdy jednak na świat przyszedł Adrian, okazało się, że nie tak łatwo utrzymać czteroosobową rodzinę z pensji męża i mojego zasiłku wychowawczego. Musiałam zmienić nawyki.

Podstawowa rzecz to planowanie. Na początku miesiąca robię listę niezbędnych produktów dla dzieci - pieluch, kaszek, słoiczków... - i jedziemy z mężem do sklepu zrobić zapas na kolejne cztery tygodnie. Dzięki temu jestem spokojna, że na to, co najważniejsze, nam nie zabraknie. Wcześniej szukam najatrakcyjniejszej w danym momencie oferty na rynku. Ostatnio odkryłam stronę w internecie (promobaby.pl), gdzie jest wykaz aktualnych promocji pogrupowanych według kategorii.

Przy pierwszym synku, Aleksie, kupowaliśmy najdroższe pieluchy. Przy drugim, Adrianie, zrobiliśmy rozeznanie i odkryliśmy, że te tańsze także są całkiem dobre.

Bardzo cennym źródłem informacji są dla mnie koleżanki z placu zabaw. Podpowiadamy sobie nawzajem, co jest atrakcyjnego na rynku. Na początku zimy w jednej z sieci handlowych miały się pojawić ciepłe kurtki i spodnie w dobrej cenie. Bałyśmy się, że wszystkim nie uda się na nie załapać. Więc zrobiłyśmy listę, a jedna z nas poszła do sklepu w dniu dostawy i zaopatrzyła wszystkie dzieci.

Ubraniami, z których wyrosły moje dzieci, wymieniam się z koleżankami - np. zestaw noworodkowy po Aleksie wykorzystało dwoje dzieci, nim dostał je Adrian. Kolejne osoby dbają o rzeczy i dorzucają coś od siebie. Po zakupy ciuchowe idę wtedy, kiedy potrzebuję jakiejś konkretnej rzeczy, np. butów zimowych czy pidżamy.

Nasi rodzice i babcia zasilają nas żywnościowo. Do niedawna sporo jedzenia się marnowało, bo nie nadążaliśmy z jedzeniem. Wpadliśmy więc na pomysł, żeby korzystać z zamrażarki. Kiedy dostajemy dania obiadowe czy wędliny, zamrażamy je w porcjach. Przydają się pod koniec miesiąca, gdy z kasą robi się krucho. Kiedyś marnowało się u nas dużo pieczywa. Ale teraz nie wyrzucamy już ani okruszka: kupuję 30 świeżych bułek, zamrażam je i potem wyciągam w zależności od potrzeb.

Kilka miesięcy temu zaczęłam również sprzedawać używane ciuchy - swoje i po chłopcach. Wybieram te, które są w bardzo dobrym stanie, dokładnie je opisuję i wystawiam na serwisach aukcyjnych i portalu społecznościowym. Są tam zamknięte grupy, wyspecjalizowane w różnych typach produktów. Nie zarabiam na tym oszałamiających pieniędzy, ale z kilku transakcji uzbiera się na coś nowego dla chłopców. Albo na drobną przyjemność dla mnie.

Wszystkie domowe wydatki skrupulatnie notuję, a pod koniec miesiąca sprawdzam, czy dałoby się na czymś zaoszczędzić - mówi Kasia Daczyńska, mama Ali (4 i pół roku) i Oli (2 lata)

Oszczędzanie mam we krwi. Jednym z przejawów tego jest notowanie wszystkich, absolutnie wszystkich wydatków. Oboje z mężem gromadzimy paragony, co wieczór wyciągamy je na stół, a ja uzupełniam specjalną tabelkę w Excelu.

Notuję koszty stałe (np. czynsz, kredyt, opłata za przedszkole) i ruchome (np. jedzenie, ubrania, zajęcia dodatkowe dla dzieci, wydatki na zdrowie). Pod koniec miesiąca sumuję wydatki i sprawdzam, czy to się zgadza z kwotą, jaką mieliśmy do dyspozycji. Zastanawiam się też, czy na czymś można by zaoszczędzić. Prawdę mówiąc, nie bardzo. I tak oboje z mężem wydajemy pieniądze niezwykle rozważnie. Każdy nasz wydatek jest starannie przemyślany i zaplanowany. Gdy idę do sklepu po bluzkę czy buty, zawsze dokładnie wiem, ile wydam. Zanim coś kupię, sprawdzam, gdzie zapłacę za ten towar najmniej. Porównuję ceny w sklepach stacjonarnych i w sieci, dodając koszt przesyłki. Nie chodzi o to, że nie stać mnie na książkę za 32 zł. Stać, ale skoro mogę za nią zapłacić 30 zł, to po co przepłacać? Wolę te dwa złote zaoszczędzić i wydać na coś innego.

Kiedy architekt zaproponował nam drogie lampy, tak długo szukałam w sieci, aż znalazłam - osobno klosze, osobno inne elementy, znalazłam też producenta, który dla nas złożył to w całość. I lampy wyszły niemal identycznie, ale były 8 razy tańsze.

Ubrania i zabawki często kupuję z drugiej ręki. Śledzę serwisy aukcyjne i potrafię wytropić naprawdę świetne okazje. Ostatnio po powrocie z urlopu wychowawczego miałam sobie kupić trochę nowych ubrań do pracy. Tymczasem znalazłam zestaw używanych markowych ciuchów akurat w moim rozmiarze. Wydałam 10 razy mniej niż musiałabym wydać w sklepie. Czysta satysfakcja.

O prezentach myślimy z dużym wyprzedzeniem. Te gwiazdkowe zaczynamy kupować w październiku - ceny są wtedy znacznie niższe. Jeśli którejś z córek chcemy podarować coś droższego, proponujemy rodzinie składkę na jeden wspólny prezent.

Na początku każdego miesiąca, kiedy na konto bankowe wpływają nasze pensje, od razu część pieniędzy przelewamy na rachunek oszczędnościowy. Staramy się żyć tak, żeby przeznaczona na dany miesiąc suma nam wystarczyła. Jeśli potrzeba, oczywiście dobieramy. Mamy również kilka subkont, na których odkładamy pieniądze na konkretne cele, takie jak rodzinny wyjazd do Disneylandu. Korzystamy także ze specjalnej funkcji na koncie, dzięki której określonego dnia miesiąca automatycznie jest pobierana i blokowana jakaś kwota, np. 50 zł czy 20 zł. W ten sposób niemal niepostrzeżenie gromadzimy całkiem pokaźne sumy.

Wiele rzeczy w domu robimy własnym sumptem - mówi Beata Bogołębska, mama Cypriana (9 lat), Borysa (4 i pół roku) i Tatiany (2 i pół roku)

Moja pasja to urządzanie wnętrz. To dla mnie ważne, żeby mój dom wyglądał fajnie, oryginalnie. Cóż, kiedy ma się trójkę dzieci i jedną pensję do dyspozycji, trzeba kombinować.

Projektuję meble, a mąż je składa. Drewno kupujemy w tartaku, pozostałe produkty w marketach budowlanych. Tak powstał stół w jadalni, łóżko piętrowe dla chłopców, półki na książki, biurko. Zwykłe tanie lampy stały się wyjątkowe po dodaniu delikatnych ozdób. Stare krzesła przeszlifowałam i pomalowałam. W łazience kafelki ułożyliśmy jedynie tam, gdzie są naprawdę niezbędne, resztę ścian pomalowaliśmy. W kuchni zamiast glazury mamy specjalną szklaną ramę. To drobiazgi, ale naprawdę sporo na nich zaoszczędziliśmy.

Zależy mi na tym, żebyśmy fajnie wyglądali. Udaje mi się to m.in. dzięki lumpeksom - można w nich tanio kupić ubrania znakomitej jakości. Szczególnie dla dzieci. Tyle że rzeczy używanych nie kupuje się na zawołanie. Dlatego gdy widzę coś fajnego, biorę to. Nawet jeśli jest to zimowa kurtka latem albo za duże o dwa rozmiary spodnie. Najwyżej poczekają na swoją kolej. Trzeba też być cierpliwym. Po pierwsze, żeby coś znaleźć, trzeba się naszukać. Po drugie, warto poczekać na lepszą cenę - w dniu dostawy jest najdrożej, potem z każdym dniem coraz taniej. W lumpeksach kupuję też zabawki, ale tylko niezniszczone i takie, które można wyprać w pralce albo bardzo dokładnie wyczyścić.

Uwielbiam promocje - kiedy idę po dezodorant czy mydło, sięgam po to, co akurat jest przecenione. W ten sposób mogę przetestować różne firmy. Chętnie zaglądam też do outletów: z książkami, ubraniami, artykułami dekoracyjnymi. Są tam towary, które w normalnych sklepach są kilkakrotnie droższe.

Co do książek współpracujemy ze znajomymi. Dotyczy to szczególnie ulubionych serii dzieci - ustalamy, co kto ma i wymieniamy się.

Wielu rodziców wydaje majątek na zajęcia dodatkowe dla dzieci. Tymczasem instytucje publiczne (domy kultury, muzea, uczelnie...) mają wspaniałą ofertę zajęć bezpłatnych bądź takich, za które opłata jest symboliczna. W ten sposób, na przykład, Cyprian brał udział w kręceniu filmu, razem z Borysem zdobywali naukowe doświadczenie podczas Nocy Naukowców, a cała trójka regularnie uczestniczy w różnych warsztatach plastycznych.

Robię zakupy tylko tam, gdzie podstawowe produkty są najtańsze - mówi Małgosia Dybus, mama Amelki (6 lat)

Rodzice nauczyli mnie rozwagi w wydawaniu pieniędzy. Chcę to samo przekazać córce. Amelka ma w pokoju świnkę skarbonkę, do której wrzucamy reszty z zakupów. Lądują w niej też pieniądze, które córka dostaje od dziadków czy rodziny na różne okazje.

Amelka wie, że za kilka miesięcy wykorzystamy to na wspólne wakacje. Kiedy razem robimy zakupy, Amelce oczywiście co chwila wpada w oko coś, na co miałaby ochotę, na czele ze słodyczami. Ustalamy wtedy, że może dostać jedną rzecz. Czasem córka pod wpływem koleżanek prosi o modną zabawkę. Wtedy rozmawiamy z nią i staramy się odwieść od chwilowych zachcianek. Nie odmawiamy jej nigdy tego, czego potrzebuje do szkoły, ale chcemy, by nauczyła się nie ulegać impulsom.

Zanim Amelka przyszła na świat, miałam dokładną listę tego, co będę potrzebowała. Wolałam kupić tyle śpioszków czy kocyków, ile dziecku rzeczywiście jest potrzebne, niż gromadzić zapasy. Przecież zawsze można coś dokupić. Wyjątkiem są okazje - jeśli widzę w dobrej cenie coś, co za jakiś czas na pewno się przyda, korzystam z oferty. W ten sposób pod koniec ubiegłej zimy kupiliśmy córce kombinezon narciarski na ten rok (przeceniony z 250 zł na 75 zł) i piórnik z pełnym wyposażeniem (przeceniony z 60 zł na 25 zł).

W sezonie grypowym rodzice wydają majątek na lekarstwa. Mam na to sposób - wymieniamy się lekarstwami z koleżankami z forum. Wiele specyfików trzeba wykorzystać w ciągu kilku tygodni po otwarciu - w efekcie wyrzuca się do kosza butelki zużyte tylko w części. Tymczasem można je komuś dać. Jedyny warunek, że musi to być krąg zaufanych osób, które przechowują leki zgodnie z wytycznymi i notują na opakowaniu datę otwarcia.

Rok temu w przedszkolu Amelki części rodzicom zabrakło pieniędzy na zajęcia dodatkowe dla dzieci. Poradziliśmy sobie z tym problemem dzięki samopomocy. Jedna z mam, wuefistka, poprowadziła korektywę, inna wzięła na siebie angielski.

Jestem księgową i pewnie dzięki temu zwracam uwagę na drobiazgi, których przeciętny konsument często nie dostrzega. Na przykład konto mam w banku, w którym prowadzenie rachunku i przelewy są bezpłatne. Dzięki temu oszczędzam nawet kilkadziesiąt złotych miesięcznie. Co miesiąc sprawdzam wszystkie transakcje i patrzę, czy kwoty się zgadzają. Nigdy nie zlecam w banku przelewów automatycznych - wolę sama to zrobić, upewniając się, że kwota, którą przelewam, zgadza się co do grosza. Gdy robię zakupy w sklepie, zawsze porównuję ceny na półce z tymi, które naliczają mi się w kasie. Nie raz, analizując rachunek, odkryłam różnice.

 

Podyskutuj na Forum:

 

Budżet rodzinny - osobne czy wspólne konto? Jak jest wygodniej?

 

Też macie zaradnych 'przyjaciół', którzy oszczędzają kosztem Was, waszych sprzętów i czasu?

 

4-osobowa rodzina i 3600 zł dochodu. Chcielibyśmy odkładać 500 zł miesięcznie, czy to możliwe?

 

Więcej o oszczędzaniu i rozsądnym wydawaniu pieniędzy na forum Oszczędzamy

Więcej o:
Copyright © Agora SA