Ekologiczne życie

Ich pasją jest szukanie ekologicznych rozwiązań na każdej płaszczyźnie życia: od sprzątania domu bez chemii, poprzez pieczenie ciasta na słonecznej kuchence, aż do budowy ekologicznego domu.

Reni Jusis: Co Was zainspirowało do zmiany swojego życia na ekologiczne?

Joanna: Nieustające problemy ze zdrowiem naszej starszej córki, szczególnie problemy skórne. Długo nie wiedzieliśmy, na co jest uczulona. Nie mogliśmy pogodzić się z tym, że lekarze nie szukają przyczyn jej stanu, tylko leczą objawy i zapisują coraz silniejsze leki. Zaczęliśmy szukać na własną rękę. Testowaliśmy wciąż nowe kosmetyki, również te dla alergików, ale nie widzieliśmy szczególnej poprawy. Metodą prób i błędów doszliśmy do wniosku, że skóra córki najsilniej reaguje na proszki do prania. Wypróbowaliśmy wszystko, co było dostępne w sklepach. Bezskutecznie. Zaczęliśmy szperać w internecie i trafiliśmy na ekologiczne preparaty do prania bez detergentów, które piorą ubrania w naturalnym mydle roślinnym lub zmiękczonej wodzie. Na początku odnosiliśmy się do tego dosyć nieufnie, ale problemy skórne naszej córki powoli zaczęły mijać, a nasza przygoda z ekologią - na dobre rozkręcać.

Tomasz: Pamiętam, jak siedziałem przy pralce i obserwowałem bęben. Nie wierzyłem, że można prać bez proszku do prania, w samej zmiękczonej wodzie. Musiałem wyciągnąć pranie i sprawdzić, czy rzeczywiście wszystko jest czyste. Następnie Asia natknęła się na informację, że soda oczyszczona to tani i stary jak świat sposób na bezpieczne sprzątanie domu. Kupiła książkę "500 praktycznych zastosowań sody oczyszczonej". Joanna połknęła ją w dwa popołudnia i co rusz wpadała w zachwyt: "Zgadnij, czym umyłam kafelki?" albo "Zobacz, Tomek, możemy sobie przepchać zlew, a mamy tylko ocet i sodę". Faktycznie efektownie to wyglądało, jak kotłowało się w tej umywalce, ale wciąż traktowałem to jako ciekawostkę.

Reni Jusis: Ja przypomniałam sobie o sodzie oczyszczonej, kiedy musiałam umyć lodówkę. I nie mogłam się przemóc, żeby umyć ją chemicznymi środkami, a potem ułożyć w niej moje ekologiczne warzywa. Wtedy poszłam po rozum do sody... Kiedy u Ciebie nastąpiło to olśnienie?

Tomasz: Dla świętego spokoju obiecałem, że przeczytam tę książkę. I wciągnęła mnie. Zrozumiałem, że byłoby głupotą nie korzystać na co dzień z prostych rozwiązań, które po pierwsze - są tanie, po drugie - bezpieczne dla zdrowia, a po trzecie - nie mają negatywnego wpływu na środowisko. Stopniowo zaczęliśmy stosować nowe rozwiązania: cytryna i sól do usuwania plam, kwasek cytrynowy jako odkamieniacz, olejek z drzewa herbacianego i ocet jabłkowy do dezynfekcji, a boraks do usuwania silniejszych zabrudzeń. Zaczęliśmy te metody propagować w rodzinie, ale nie określaliśmy ich jeszcze mianem ekologicznych, tylko zdrowych i tanich. To były argumenty, które robiły na wszystkich największe wrażenie. Zaczęliśmy obserwować zagraniczne strony internetowe poświęcone ekologii. Ilość produktów i rozwiązań zaszokowała nas.

Joanna: Mieszkaliśmy wtedy w bloku. Beton, suche powietrze. Olga zaczęła mieć problemy z układem oddechowym.

Tomasz: Doszliśmy do wniosku, że to nie przypadek. Intuicyjnie czułem, że środowisko, w którym żyjemy, nie sprzyja nam, że trzeba coś zmienić, im szybciej, tym lepiej. Nie wystarczy tylko wymienić toksyczne produkty w domu na ekologiczne, ale trzeba też zmienić otoczenie. Pojawiła się myśl, że musimy się stamtąd wyprowadzić. Zbiegło się to z trudnym okresem w mojej pracy. Prowadziłem hurtownię warzyw i owoców. Odkąd zdałem sobie sprawę, że przy wszystkich uprawach warzyw i owoców stosuje się od kilku do kilkunastu razy w ciągu roku nawozy sztuczne oraz środki ochrony roślin, mające negatywny wpływ na zdrowie, straciłem do tego serce.

Joanna: Zaczęliśmy marzyć o własnym kawałku ziemi, niewielkim domu i małym ogródku, gdzie będziemy uprawiać grządki na naturalnych nawozach.

Magda Targosz: Wasza córka zupełnie zmieniła Waszą ekologiczną świadomość.

Tomasz: Szczerze mówiąc, na początku nie łączyliśmy jej z naszym postępowaniem. Po prostu z dnia na dzień podejmowaliśmy kolejne decyzje, które zmieniały nasze życie. Przyświecał nam tylko jeden cel: zdrowie naszej rodziny.

Reni Jusis: A czy marząc o domu na wsi, marzyliście już o domu ekologicznym?

Joanna: Nie, absolutnie. Marzył mi się dom murowany, a Tomaszowi drewniany. Nowoczesne i energooszczędne rozwiązania zaczęły się pojawiać stopniowo.

Tomasz: Wiedzieliśmy, że chcemy mieć ogródek, kominek i psa. Kiedyś na targach budownictwa przypadkiem trafiłem na firmę, która buduje domy drewniane. Budownictwo drewniane od dawna z powodzeniem funkcjonuje w Polsce i wciąż uważane jest za jedno z najzdrowszych i przyjaznych człowiekowi. Obejrzeliśmy dom pokazowy i decyzja zapadła od razu. Skoro wybraliśmy drewniany dom z bali, pojawiło się pytanie, jak go ogrzewać. Bo przecież nie węglem? Nie wyobrażałem sobie czarnego dymu z naszego komina. Tak trafiliśmy na pompę ciepła, czyli sposób czerpania energii odnawialnej z głębi ziemi. Było to najbardziej ekonomiczne rozwiązanie, jakie znaleźliśmy, które jednocześnie pozwalało nie emitować szkodliwych substancji do atmosfery.

Magda Targosz: Czy to prawda, że ekologiczny dom jest drogi?

Tomasz: Przy rosnących wciąż cenach energii nie stać nas na jej marnotrawienie. Zamontowanie pompy ciepła kosztowało nas drożej niż tradycyjny piec, ale w skali kosztów całej budowy był to wydatek niewielki. Teraz opłaty za ogrzanie 120-metrowego domu w sezonie grzewczym wynoszą w granicach 120-150 zł miesięcznie. Czas zwrotu kosztów pompy ciepła coraz bardziej się skraca, ponieważ ceny za węgiel, gaz i energię elektryczną z roku na rok wzrastają.

Joanna: Mamy też zasadę, że wszystkie rzeczy, które kupujemy, muszą spełniać przyzwoite normy energetyczne. W przyszłości chcemy sobie jeszcze postawić jeden, dwa małe wiatraki, tak byśmy czerpali energię przynajmniej na oświetlenie w domu. Podczas budowy nie zdążyliśmy, niestety, zamontować zbiornika na deszczówkę do spłukiwania toalet. Ogromnym marnotrawstwem jest używanie do tego pitnej wody.

Magda Targosz: Jakie jeszcze ekologiczne rozwiązania udało Wam się zastosować?

Tomasz: Zdecydowaliśmy się na oświetlenie ledowe, nie mamy więc żarówek tradycyjnych i energooszczędnych. Diody led mają o wiele większą sprawność w zamianie energii elektrycznej na światło. Oszczędzamy przez to 90 proc. energii elektrycznej potrzebnej do oświetlenia naszego domu. Używamy perlatorów, czyli końcówek montowanych na kran przy umywalce i prysznicu, które napowietrzają strumień wypływającej wody, przez co pozwalają zmniejszyć jej zużycie. Mamy też kompostownik, i to w domu. To marnotrawstwo wyrzucać odpadki, które jeszcze mogą zasilić siły natury.

Magda Targosz: Jak to w domu?

Joanna: Jest mnóstwo naturalnych sposobów, aby kompostować organiczne resztki w domu, bez wydzielania przykrego zapachu. Japończycy przodują wśród użytkowników domowych kompostowników, ich technologia oparta na bazie efektywnych mikroorganizmów była dla nas inspiracją. Zafascynowało nas, że Japończycy, mimo że mają małe mieszkania i często nie mają ogródków, kompostują odpadki i sprzedają je albo oddają do firm, które robią z nich nawóz.

Tomasz: Segregujemy śmieci. Korzyści widać po ilości wywożonych śmieci: u sąsiadów na czteroosobową rodzinę przypada jeden duży pojemnik, a dodatkowe worki leżą obok. A my mamy jeden-dwa małe worki na dnie kubła. Papier, plastik, szkło - to jest albo surowiec, albo zawarta w nim energia. 60 proc. można odzyskać jako surowce wtórne, z tego, co zostanie, połowa to odpadki organiczne, które można wykorzystać w ogrodzie.

Inne proste rozwiązania przyszły same. Mamy w czterech rogach domu cztery gniazda wróbli. Znajomi często radzą, żeby je zlikwidować, bo to kłopoty. Może i kłopoty, ale mamy za to mniej owadów. Znaleźliśmy też sposób na problemy z komarami. Nie używamy elektrycznych odstraszaczy montowanych w gniazdkach, bo są silnie toksyczne. A można zastosować olejki eteryczne, np. waniliowy lub geraniowy (trzeba je rozcieńczyć wodą). Dla dzieci to bezpieczniejsze.

Reni Jusis: W Waszym ogrodzie stoi prawdziwy pojazd kosmiczny.

Tomasz: To kuchenka solarna. Używamy jej w słoneczne dni. W słońcu jest potencjał, który można wykorzystać nie tylko do ogrzewania, ale też do gotowania posiłków. W wielu krajach takie kuchenki są wykorzystywane zamiast tradycyjnych węglowych urządzeń do grillowania.

Mogę się też pochwalić, że zrobiliśmy pasywny panel solarny do ogrzewania domu. Z materiałów - kosztowały może 300 zł - zrobiliśmy panel, którego przybliżona moc energetyczna to prawie 1000 W.

Reni Jusis: Czy macie wśród znajomych osoby podobnie nastawione do ekologii?

Joanna: W naszej wsi są trzy domy, które mają pompę ciepła, i dwa z kolektorami słonecznymi na dachu. Świadomość powoli rośnie, ale nadal decydują głównie względy ekonomiczne. Słowo ekologia źle się kojarzy. Nie przekonujemy nikogo na siłę. Sami wiemy po sobie, że dużo łatwiej jest przekonać się do czegoś na własnej skórze, małymi krokami.

Magda Targosz: A jak się czuje teraz Wasza starsza córka?

Joanna: Biega boso po ogródku, prawie nie choruje. Efekt zmian odczuwa cała rodzina. Staraliśmy się o drugie dziecko prawie 5 lat i rok po przeprowadzce pojawiła się nasza druga córka, Maja. Myślę, że to wynik zarówno zmiany otoczenia, jak i naszych codziennych nawyków.

Więcej o:
Copyright © Agora SA