Angelina Jolie i jej decyzja o usunięciu piersi: to lepsze od Oscara!

?(Moje dzieci) wiedzą, że je kocham i że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby być z nimi tak długo, jak mogę? - pisze aktorka o powodach poddania się prewencyjnej mastektomii. To wyznanie jest dla mnie kwintesencją macierzyństwa. Czapki z głów, Angelino!

Informacja o podwójnej mastektomii Angeliny Jolie jest prawdopodobniej najszerzej komentowaną wiadomością dnia. List aktorki zamieszczony w "The New York Times" można odczytywać na wielu poziomach: oto odważna aktorka, symbol seksu, odważnie przyznaje, że dobrowolnie pozbawia się jednego z najważniejszych atrybutów kobiecości; oto gwiazda Hollywood wykorzystuje swoją pozycję, by szerzyć wiedzę o testach genetycznych i włączyć się do walki z rakiem. I wreszcie: oto matka, która jest gotowa podjąć wyzwanie, żeby dzieci nie mogły jej w przyszłości zarzucić zaniedbań. Żeby dłużej być matką.

Ta część rozważań na temat wyznania aktorki robi na mnie największe wrażenie. Wiem oczywiście, że jej decyzja ma wymierne korzyści także dla niej, ale powody jej podjęcia bezpośrednio dotyczą rodziny i czasu, który będzie mogła jej ofiarować. Paradoksalnie, jej poruszający list uświadamia mi także, że nie trzeba dramatu, żeby zrobić coś ważnego dla swojego dziecka. Przemysław Saleta ofiarował córce nerkę, Ewa Błaszczyk wybudowała klinikę dla dzieci w śpiączce i poruszyła swoją walką serca całej Polski, ale na co dzień nie musimy przecież podejmować takich wielkich, efektownych działań.

Małe gesty, wielkie kroki

I całe szczęście. Brak wielkich czynów jest błogosławieństwem, bo oznacza, że nie doświadczamy żadnego dramatu. Zamiast tego możemy dawać dzieciom inne rzeczy: swoją uwagę, akceptację, wyrozumiałość, czas. Wspomnienia, które będą nieść ze sobą przez całe życie. To równie ważne. Rodzina jako centrum naszego wszechświata w każdej, najbardziej nawet błahej sytuacji. Dlatego po przeczytaniu listu Angeliny pomyślałam: a co ja zrobię dziś dla swoich dzieci? Nie mówię o wielkim poświęceniu, myślę o małych gestach, które będą wyrazem mojej miłości. Małych rzeczach, które składają się na naszą codzienność. Czymś na miarę mojej rzeczywistości.

Czasem jednak trzeba większych gestów. Moja przyjaciółka straciła ojca, kiedy miała 30 lat. Zmarł na rozedmę płuc. Przez całe życie palił nałogowo papierosy: całe tony dymu tytoniowego, wdychanego każdego dnia. Miał trudną śmierć, a ona przez wiele lat nie mogła wyjść z żałoby. Oprócz ogromnej tęsknoty za tatą, odczuwała też żal: do koncernów produkujących papierosy, do wojska, w którym jej ojciec służył i w którym nauczył się palić i... do niego samego. Dlaczego nie rzucił palenia? Dlaczego odmówił córce swojej obecności w jej życiu? Do dziś, mimo że od jego śmierci upłynęło kilkanaście lat, nie znalazła odpowiedzi na te pytania i nie pogodziła się z jego decyzją, by trwać w nałogu.

W kontekście tej historii, jeszcze bardziej podziwiam postawę Angeliny Jolie. Decydując się na prewencyjną mastektomię, najprawdopodobniej nie tylko ofiarowała dzieciom lata swojego życia i miłości, ale dała im jeszcze jedną cenną rzecz: sprawiła, że w przyszłości nie będą zadręczać się pytaniami takimi, jak te zadawane przez moją przyjaciółkę. - Skoro mogła zminimalizować ryzyko, dlaczego tego nie zrobiła? Po co były jej te głupie piersi, jeśli przez nie nie ma jej teraz z nami? - tych pytań Maddox, Zahara, Shiloh, Pax, Knox i Vivienne nie będą musieli zadawać. Już samo to jest najlepszą rzeczą, jaką matka może ofiarować swoim dzieciom.

Rodzice mają obowiązek dbać o siebie!

Ta historia jest mi bliska z jeszcze jednego powodu. Mój mąż również poddał się testom genetycznym w kierunku nowotworów. Historia jego rodziny, z obu stron, nie nastraja optymistycznie. Prowadziliśmy długie dyskusje na ten temat, zastanawialiśmy się, jak bardzo trudne będzie pogodzenie się z informacją, że ma mutację któregoś genu. Czy taka wiedza wpłynie na to, jak patrzymy na nasze dzieci; czy każde spojrzenie na ich uśmiechnięte twarze będzie przywoływać myśl o nienazywalnym? Badania wykazały, że najprawdopodobniej nie jest w grupie ryzyka. Już samo podjęcie decyzji o ich wykonaniu nie jest łatwe, ale w naszych oczach było to konieczne. Wiedza jest lepsza od jej braku. Pozwala na podjęcie różnych działań, które mogą przedłużyć nam życie, a kiedy mamy rodzinę, to najlepsze, co możemy zrobić dla siebie nawzajem. Dbać o siebie ze względu na innych. W każdy możliwy sposób.

Czytam komentarze w internecie i wzruszam ramionami. U nas jak zwykle wysyp specjalistów - cały naród anonimowych onkologów i psychologów rzucił się do klawiatur pisać, że to bezsensowna decyzja. Trochę słów wsparcia, dużo cynizmu, trywializacja. Pod artykułem źródłowym Amerykanie gratulują decyzji. Pod tekstem w brytyjskim tabloidzie - wyrazy poparcia. Coś ważnego wydarzyło się dzięki aktorce: czegoś się uczymy, ktoś może się przebada, ktoś pójdzie w jej ślady, ktoś inny zastanowi się, co mógłby zrobić dla swojej rodziny. Odstawi tłuste jedzenie i zadba o serce, rzuci palenie, wykona odkładaną od miesięcy cytologię, podstawowe badanie krwi, porozmawia, zagra w planszówkę, pójdzie na spacer. Polscy onkolodzy potwierdzają: mastektomia i usunięcie jajników są metodami profilaktyki nowotworów u osób z obciążeniem genetycznym, możemy więc odpuścić sobie kpinę i skupić się na najistotniejszym: list Angeliny Jolie pokazuje, że nie jesteśmy skazani na życie w lęku, że dla najbliższych możemy zrobić więcej. A że jej decyzja dotyka nie tylko jej rodziny, ale tysięcy kobiet na całym świecie? To lepsze od Oscara.

Więcej o:
Copyright © Agora SA