Dzieciństwo na wsi czy w mieście - która opcja lepsza? [OPINIE MATEK]

Zapytaliśmy mamy, jakie dzieciństwo uważają za lepsze: to spędzone na wsi, pod miastem czy w mieście? Zdania były podzielone, choć wśród naszych rozmówczyń jedna z tych opcji miała więcej zwolenniczek... Która?

W dzieciństwie uwielbiałam zabawy w ogrodzie. Mieszkałam w domu jednorodzinnym, pod lasem, na przedmieściach średniej wielkości miasta na południu Polski. Jako czternastolatka przeprowadziłam się do mieszkania w samym centrum miasta - uwielbiałam gwar, autobusy i życie, którym tętniły miejskie ulice. Teraz mieszkam w największym mieście Polski i bardzo to lubię, ale patrząc na dwójkę moich małych dzieci odczuwam żal, że nie mają takiego dzieciństwa jak moje, spędzonego na beztroskiej zabawie w ogrodzie, pełnego zabaw z rówieśnikami. Park to dla mnie inna jakość - ułożona, poprawna, narzucająca reguły: trzeba do niego dojść z rodzicami, najczęściej nie można zbaczać z wyznaczonych ścieżek (ach, ten archaiczny regulamin Łazienek!), nie można szybko wbiec do domu po przekąskę, "na siku", po inne buty i zaraz wrócić na łono przyrody. Pytam 7 innych mam, która opcja wydaje im się lepsza w kontekście dzieciństwa: miasto czy wieś, a ich argumenty są dla mnie przekonujące - także te przemawiające za miastem. Ach, gdyby można to wszystko połączyć!

Joanna: W mieście jest więcej możliwości

Mama 3-letniego Kuby wychowywała się w domu, ale w okolicy nie było dzieci, więc na podwórku bawiła się sama. Teraz Joanna mieszka w Warszawie, w bloku na nowym osiedlu. Lubi to miejsce i uważa, że takie rozwiązanie jest dla jej dziecka lepsze: - Na naszym osiedlu jest pełno małych dzieci i kilka placów zabaw, obok są zielone tereny nad Wisłą. Jak wychodzę zawsze znajdzie się jakiś kolega lub koleżanka do zabawy dla synka. Któreś dziecko ma zawsze jakąś fajną zabawkę do wymiany, do pożyczenia, itp. - opowiada. Joanna docenia też to, ze sklepy są blisko i zrobienie zakupów nie oznacza wielkiej wyprawy.

Monika: Same plusy miasta

Córka Moniki cierpi na zespół Downa, co w ocenie jej mamy nie jest bez znaczenia w wyborze dobrego miejsca do zamieszkania: - Przy dziecku z zespołem Downa, mieszkanie w mieście to same plusy, blisko do lekarzy i specjalistów na zajęcia, większa tolerancja otoczenia - wyjaśnia. - Mieszkamy w bloku, w parku na spacerze jest zawsze pełno dzieci, a córka ma się z kim bawić. Nie wyobrażam sobie mieszkania na wsi, gdzie nie ma sklepu czynnego do 22.00 i jest daleko od jednego domu do drugiego. To może być fajne na wyjazd na tydzień albo na weekend - podsumowuje Monika.

Ania: Optymalne są małe miasteczka

Ania mieszka ze swoimi córkami w Niemczech, ale wychowała się na typowym warszawskim blokowisku. Ma wiele miłych wspomnień z tego okresu. Najważniejsze było to, że zawsze, kiedy wychodziła na podwórko, miała się z kim bawić. - Na wieś jeździłam przy okazji wizyt u cioci i to było COŚ! Zobaczyć na własne oczy zwierzęta gospodarskie, napić się świeżo udojonego mleka, móc karmić zwierzęta. Ale mieszkać tam? Nie, nawet jako dziecko o tym nie marzyłam - mówi i wyjaśnia: - Byłam i jestem typowym mieszczuchem. Życie tak mi się potoczyło, że wylądowałam w małym miasteczku, w domu z kawałkiem własnego ogródka. W miasteczku, w którym życie toczy się chyba spokojniej i milej, gdy np. ludzie na ulicy się do siebie uśmiechają, a jednocześnie jest sporo do zaoferowania nie tylko dzieciom. Są tu wszelkiego rodzaju atrakcje, typu kino, basen, sale zabaw, w restauracjach kąciki dla dzieci, spora oferta zajęć dla wszystkich - od niemowlaka po babcie i dziadków. A z drugiej strony, na wyciągnięcie ręki wokoło są pola i lasy. I wydaje mi się, że udało nam się optymalnie!

Olga: Ogródek jest nudny dla małego dziecka

Olga mieszka w krakowskim bloku, a wychowywała się w maleńkim miasteczku. Swoje dzieciństwo wspomina z nostalgią: - Było naprawdę superowo! Zgrana ekipa, ciągle na polu (jak to w Małopolsce!), nad rzeką, w lasku. Super! Nikt nas nie pilnował, nie kontrolował - opowiada. Jednak, gdyby teraz miała wybeirać, stwierdziłaby, że w mieście jest lepiej: - Teraz mieszkam w bloku i też widzę plusy. Plac zabaw pod nosem (albo nawet 3), dzieci w piaskownicy się znają, w bloku mamy paru znajomych. Niby nie ma ogrodu, ale powiedzmy sobie szczerze: 3-latek w ogrodzie to się znudzi po 30 sekundach, a na placu zabaw ma kolegów.

Asia: W życiu bym nie wróciła do smogu!

Mama 3-letniej Amelki wychowywała się w małym mieście i uważa, że to było idealne rozwiązanie - atrakcje dla dzieci, kino, bez huku wielkiego miasta, zdrowsze powietrze. Teraz mieszka na przedmieściach dużego miasta i jest zachwycona tym rozwiązaniem: - Wszędzie blisko, a jednocześnie mnóstwo parków i zieleni, świeże powietrze - wyjaśnia. - Mamy malutki ogródek i bardzo sobie to cenię - razem z Amelką uprawiamy parę warzyw, codziennie podlewamy je w lecie, razem sadzimy, bardzo to lubimy. W życiu już bym nie wróciła do smogu, smrodu i blokowiska - chcemy nawet się wyprowadzić jeszcze dalej na wieś. Jak odwiedzamy rodziców w bloku to się już duszę, z dziećmi na tak małym metrażu już nie potrafię żyć, do tego wyjście na dwór to cala wyprawa... Myślę, że dla małych dzieci dzieciństwo na wsi (lub przynajmniej nie w blokowisku) to super rzecz, natomiast na lata nastoletnie zawsze można się przeprowadzić bliżej centrum - Asia podsuwa rozwiązanie.

Kasia: Łączymy to, co najlepsze

- Infrastruktura na osiedlach jest lepsza - przyznaje Kasia, która mieszka na obrzeżu miasta. - Ale nie chciałabym wychowywać dziecka w blokowisku. Mieszkamy na samym obrzeżu miasta i mamy ogród, szklarnię, a nawet kury i mieszkamy naprawdę z dala od ulicy. To super dzielnica, bo dojazd do miasta zajmuje mi maksymalnie 10 min-super dzielnica. Tak więc łączę to, co najfajniejsze! - cieszy się mama Przemka.

Małgorzata: Hymn pochwalny na cześć życia na wsi

Zdeklarowaną miłośniczką życia poza miastem jest za to Małgorzata, która od urodzenia mieszka na wsi i nie wyobraża sobie mieszkania w mieście. - Mogę śpiewać hymn pochwalny życia na wsi - mówi. - Nasza wieś leży jakieś 20 minut jazdy od dużego miasta, 10 minut od nieco mniejszego. Za to do lasu mam kwadrans spacerkiem, dużo bliżej mam park, plac zabaw, szkołę. Przy domu mam duży ogród, a w nim prywatny plac zabaw. Latem ustawiamy basen. Mamy dwa psy - wielkiego i mniejszego, kota, króliki. No i ekologiczne warzywa i owoce za darmo - przez cały rok w zasadzie, bo latem robię zapasy na zimę i mrożę to, co wyrośnie lub upycham w słoiki. Cieszę się, że latem moje dzieci mają na wyciągnięcie dłoni maliny, borówki, porzeczki, jabłka, poziomki i truskawki. Zawsze sieję mnóstwo różnych odmian sałaty, pomidorków. O kwiatach nie wspomnę. Oczywiście minusem jest to, że napracować się trzeba, ale ja to uwielbiam. Jedynie zima mnie dołuje, bo trzeba odśnieżać...Ale coś za coś. Życie na wsi przez ponad 30 lat mojego istnienia niesamowicie się zmieniło, to już nie zabita dechami dziura, nie wstydzimy się powiedzieć skąd jesteśmy, mało tego - jesteśmy dumni, że mieszkamy na wsi - podsumowuje Małgorzata.

Co wybrać?

Sęk w tym, że z różnych przyczyn nie zawsze możemy wybrać miejsce zamieszkania. Mnie wizja Małgorzaty wydaje się pociągająca, ale życie zawodowe moje i mojego męża wiąże nas z miastem. Chciałabym mieszkać na obrzeżach i mieć chociaż mikroskopijny ogródek, ale do tej opcji zniechęca mnie wizja długich dojazdów w korku. Prawda jest też taka, że dostrzegam pozytywne strony mieszkania w mieście i cieszę się z ogromu atrakcji, które Warszawa oferuje dzieciom. Trochę pocieszenia niosą mi więc słowa Ani i Olgi, które zauważyły, że dzisiejsze dzieci wcale nie biegają już spontanicznie po podwórkach: - Teraz dzieci umawiają się ewentualnie na spotkania na dworze - tłumaczy Ania. - Nie tworzą już podwórkowych paczek i band. I nie ma to związku z tym, czy mieszka się w mieście czy na wsi - mówi, a Olga dodaje: - Teraz nawet w małych miejscowościach wszystkie dzieci są pochowane po domach, grają na konsolach, albo oglądają TV, a na plac zabaw tylko z mamą - i to nawet jako siedmiolatki.

Oczywiście łatwo, mieszkając w mieście, snuć idealistyczne wizje dzieciństwa na wsi, zapominając, że spora liczba dzieci tam mieszkających nie spędza dni na beztroskiej zabawie, tylko pomaga rodzicom w sezonowych pracach na polu. Snujemy więc tutaj rozważania o życiu miejskich dzieci na łonie przyrody. Ale gdybyście Wy mieli wybór, na co zdecydowalibyście się dla swojego dziecka? Domek z ogródkiem czy osiedle z mnóstwem znajomych i placów zabaw?

Więcej o:
Copyright © Agora SA