Z czego rezygnujemy, gdy zostajemy rodzicami?

Mamy dzielą się z nami swoimi opowieściami o tym, z czego zrezygnowały po urodzeniu dziecka. Czy czegoś im żal?

Istnieje taka grupa współczesnych, aktywnych rodziców, która na pytanie o to, czy narodziny dziecka coś zmieniają w życiu, odpowiada zawsze, że nie, że wszystko jest kwestią dobrej organizacji. Nadal można podróżować ("Dzieci to uwielbiają!"), robić karierę ("Zostając w domu dajemy zły przykład dziecku!") i prowadzić bujne życie towarzyskie ("Dzieci tak naprawdę można zabrać wszędzie, a poza tym - od czego są nianie?"). Przy okazji pytający dowiaduje się, że nie powinno się z niczego rezygnować, bo w ten sposób wyrządza się dziecku krzywdę, dając mu do zrozumienia, że rodzice muszą się dla niego poświęcać.

Bycie rodzicem nie oznacza konieczności zabarykadowania się w domu na kilka obowiązkowych lat, ze stertą pieluszek i dzieckiem uczepionym piersi, ale dzieci oznaczają zmiany - zarówno w organizacji życia codziennego, jak i w sferze emocjonalnej. Zaryzykowałabym nawet stwierdzeniem, że gdyby nic nie miało się zmieniać, to zostawanie rodzicem byłoby bez sensu.

Moja stabilizacja

Kiedyś lubiłam podróżować po świecie: kilka nocy w jednym miejscu i ruszałam do kolejnego miasta. Uwielbiałam jeździć na koncerty, często za granicę. Z tego wszystkiego zrezygnowałam. Po pierwsze koszty takiej podróży dla 4-osobowej rodziny są dużo wyższe niż dla singielki, czy nawet dla bezdzietnej pary, po drugie jestem dorosłym, pracującym człowiekiem i dwa tygodnie letniego urlopu wolę spędzić z dziećmi, niekoniecznie w wieloosobowych sypialniach europejskich hosteli. Wolę też pojechać gdzieś z nimi, zamiast spędzać 8 godzin przed stadionem, w oczekiwaniu na otwarcie bram i koncert ukochanego zespołu.

Owszem, tęsknię za tym. Ale czy przyznanie się do tego oznacza, że żałuję decyzji o zostaniu matką? Czy jest równoznaczne z powiedzeniem, że poświęciłam swój styl życia dla moich dzieci? Wątpię. Nie poświęciłam się rodzinie, po prostu przeszłam do kolejnego etapu. Świadomie, z wdzięcznością za taką możliwość. A że czasem westchnę na wspomnienie szalonych wakacji lub wylegiwania się w łóżku do południa? Cóż, wspominam też z nostalgią czasy przedszkolne, ale wcale nie chciałabym mieć znowu 5 lat. Tyle ode mnie, a z czego zrezygnowały inne mamy?

Żegnaj spontanie!

Późny wieczór, dzwoni telefon. To przyjaciółka z nieoczekiwaną propozycją wyjścia na imprezę. Nie, nie mogę, dzieci śpią, jutro trzeba wcześnie wstać. Nieplanowany wypad za miasto? No świetnie, tylko akurat dziecko jest chore. Nie, dzięki, może następnym razem. Z dziećmi u boku oczywiście można wyruszać na weekendowe eskapady, tyle, że łatwiej jest, kiedy wszystko wcześniej zaplanujemy. A i wtedy nie wiadomo, czy jakaś nagła choroba nie pokrzyżuje nam planów.

Ewa mówi, że w zasadzie nie musiała z niczego zrezygnować, oprócz spontanicznych decyzji: - Czasami tęskni mi się do spontanicznych wycieczek, spontanicznego zakopywania się w książkach, wypadów ze znajomymi. A z drugiej strony - przeżyłam to i teraz fajnie wspominam... - mówi. A po chwili dodaje: - No dobra, musiałam zrezygnować też ze spokoju i zupełnej ciszy - śmieje się i kończy swoje refleksje: - Ale za nic na świecie nie zamieniłabym moich dziewczyn na możliwość poczucia się w pełni wolną - wyjaśnia.

To chwilowe

Małgosia i jej mąż także zmienili swoje życie po narodzinach dzieci: ona zrezygnowała z pracy, on z należenia do Bractwa Rycerskiego. - Żadne z nas nie żałuje wyrzeczeń. Mamy nadzieję, że ja wrócę na rynek pracy, a mąż do Bractwa, jak dzieci będą nas mniej potrzebować - wyjaśnia. Wielu rodziców rezygnuje z czegoś tymczasowo, w okresie, kiedy dzieci są jeszcze niesamodzielne i potrzebują ciągłej opieki. Świadomość, że rezygnacja z niektórych rzeczy nie jest ostateczna, jest dla wielu osób pocieszająca i sprawia, że wyrzeczenia są łatwiejsze do zaakceptowania.

Marta opowiada, że zrezygnowała z aplikacji radcowskiej: - Nie starczyło mi czasu... a może i chęci? - zastanawia się. Mówi, że spróbuje ponownie za dwa lata. - A tak to życie toczy się podobnie, tylko mniej leniwie i mniej spontanicznie, ale i tak jest zdecydowanie lepiej. Nie zrezygnowaliśmy ze swoich przyjemności, podróży, wycieczek, czytania książek, wyjść wieczorem. Są one jednak bardziej przemyślane. Dzieci na szczęście dostosowały się do naszego trybu życia. Nie ukrywam, że dużą pomoc mamy ze strony rodziców i najbliższej rodziny - to wiele rzeczy nam ułatwia!

Adios, praco!

Kobiety stosunkowo często rezygnują też z życia zawodowego - czasem tylko na okres urlopu macierzyńskiego i wychowawczego, czasem na dłużej. Mariola tak opowiada o swojej decyzji i jej konsekwencjach: - Na każde dziecko wykorzystałam urlop macierzyński, a potem byłam na wychowawczym. Co poskutkowało tym, że zostałam zwolniona z pracy, będąc jeszcze na wychowawczym. Ale nie żałuję. Nie wyobrażam sobie, że miałabym zostawić dzieci pod opieką kogoś innego, a sama biegać do pracy i z powrotem, a w ciągu dnia, zamiast pracować, zastanawiałabym się, czy zjedli, czy nie płakali, itp. Mam nadzieję, że za niecały rok wrócę na rynek pracy i coś uda mi się znaleźć - mówi.

Z pracy zrezygnowała też Beata: - W sumie nie pracowałam przez prawie 5 lat - opowiada.- Najpierw jedno dziecko, potem drugie. Musiałam poza tym zastanowić się, co chciałabym robić w życiu, bo nie chciałam wracać do poprzedniego zawodu. W tym sensie ta przerwa była mi bardzo potrzebna dla rozwoju. Teraz już pracuję i nie żałuję, że spędziłam pierwsze lata życia moich dzieci opiekując się nimi w pełnym wymiarze.

Doba jest za krótka

Wielu rodziców przyznaje, że musiało zrezygnować z romantycznych wyjść we dwoje, bycia na bieżąco z premierami filmowymi, często z czytania książek czy gazet. Głównymi "winowajcami" są brak czasu i zmęczenie. Iza tak opowiada o zmianach w swoim życiu: - Lubiłam ruch. Nie zrezygnowałam z fitnessu całkowicie, ale go ograniczyłam, kiedyś chodziłam 3 razy w tygodniu, teraz raz, czasem dwa. Na bieżąco rezygnuję też z jakiś atrakcyjnych weekendowych wypadów z dziewczynami, konferencji wyjazdowych. Nie do końca są temu "winne" dzieci, raczej moja praca zawodowa - ona jest głównym powodem. Zabiera masę czasu, więc jak mam już chwilę, wolny weekend, to wolę go spędzić z rodziną niż egoistycznie gdzieś się wyrwać na balety.

- Choć brakuje mi bardzo, żeby wyjść z mężem - i tylko nim - do kina, za zakupy - przyznaje. - Niestety i te rzeczy "zabierają" nam dzieci. Nie mamy chętnych, by ktoś się nimi zajął. Poza tym głupio mi gdzieś wychodzić tylko z mężem, a Szarańczę zostawić w domu: takie durne poczucie winy. Może gdybym nie dyżurowała, nie pracowała w weekendy, byłoby inaczej. Zdecydowanie doba jest za krótka!

Nie ma o czym mówić!

Moja mama musiała zrezygnować z wyczynowego uprawiania szermierki, bo nie miała mnie z kim zostawiać, a ja płakałam na widok ludzi w białych maskach. Moja koleżanka zrezygnowała z sypialni - urządziła w niej pokój dzieci, śpi z mężem na rozkładanej kanapie w salonie. Ania przyznaje, że często zastanawia się, co robiła w wolnym czasie, kiedy nie miała dzieci. - Poważnie, nie wiem. Gdy urodziłam dziecko, musiałam zrezygnować ze spontanicznego organizowania sobie czasu wolnego, typu: wstajemy rano w sobotę i pada pomysł: "a może jedziemy do...". Czasami brakuje mi zatopienia się w lekturze na kilka godzin, teraz nie mogę sobie na to pozwolić, czasami też chciałabym po prostu w spokoju obejrzeć jakiś dobry film. Ale generalnie nie uważam, żebym z wielu rzeczy musiała zrezygnować, zdecydowanie więcej zyskałam niż straciłam. Nie ma o czy mówić - stwierdza z przekonaniem.

I to łączy wszystkich rodziców, z którymi rozmawiam. Owszem - zrezygnowali z kilku rzeczy, ich życie się zmieniło, czasem żałują, że nie zrobili czegoś wcześniej, czasem mają ochotę uciec gdzieś, gdzie przez chwilę nikt nie będzie niczego od nich chciał, ale każdy z nich mówi, że było warto. Asia kwituje to tak: - Teraz, mimo że są chwile zwątpienia, nie żałuję niczego, te 2 wspaniale istotki rekompensują wszystko. Pewnie większość mam tak ma - mówi. A Ola dodaje: - Jakieś wyrzeczenia są, ale decyzja o dziecku była świadoma i wiedzieliśmy z czym to się wiąże. Nie chciałabym, żeby było inaczej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.