Roczny urlop rodzicielski - czy tego właśnie potrzeba matkom?

Rząd zapowiada wydłużenie urlopu macierzyńskiego do roku, z możliwością przejęcia jego części przez ojca dziecka. Do tego dorzuca obietnicę stworzenia miejsc w przedszkolach dla wszystkich dzieci. Co na to mamy? Czy chcą takich rozwiązań i czy wierzą w realizację tych projektów?

Premier Donald Tusk zapowiedział zmiany w polityce prorodzinnej rządu. Ma być łatwiej i przyjemniej, kobiety będą rodzić więcej dzieci i przestanie nam grozić katastrofalny niż demograficzny. Będziemy mieć państwo, które dba o młodych rodziców, daje im szansę realizowania się zarówno w życiu zawodowym, jak i rodzinnym, uwzględniając równouprawnienie i potrzebę większego zaangażowania ojców w opiekę nad dziećmi. Matki dostaną roczny urlop macierzyński, zwany też rodzicielskim, jako że jego część będzie mógł wykorzystać mężczyzna - po 14-tygodniowym okresie przypisanym wyłącznie kobiecie. Jeśli rodzic od początku zadeklaruje chęć wykorzystania rocznego urlopu, otrzyma 80 proc. swojego wynagrodzenia, a jeżeli pozostanie przy 6-miesiącach, może liczyć na 100 proc. pensji. Zważywszy na fakt, że nie wszyscy młodzi rodzice zatrudniani są w ramach umowy o pracę, nowy urlop ma obejmować również matki i ojców, którzy pracują w oparciu o inne formy zatrudnienia - pod warunkiem, że odprowadzają oni składki na ubezpieczenie chorobowe.

Zmianie ma ulec także dramatyczna sytuacja dzieci w wieku przedszkolnym: według założeń rządu w 2015 r. w przedszkolach będą miejsca dla 90 proc. trzylatków, a w 2016 r. już wszystkie dzieci w tym wieku będą mogły korzystać z edukacji przedszkolnej (100 proc. czterolatków dostanie się do przedszkoli rok wcześniej - wynika z propozycji ustawy). Co więcej, dzięki obniżeniu opłat, sfinansowanie pobytu dziecka w przedszkolu będzie możliwe dla "właściwie każdej polskiej rodziny" - twierdzi premier. Mają być dofinasowania do placówek prywatnych, jeżeli w państwowych będzie za mało miejsc - tak, by rodzice nie musieli płacić więcej niż za przedszkole państwowe. Łatwiejsze ma też być zapisanie do przedszkola dziecka dwuletniego. Innymi słowy: ma być prorodzinnie. Eksperci kręcą nosem, mówią o niestabilnej sytuacji na rynku pracy, podkreślają, że roczny urlop macierzyński może tylko spotęgować lęk pracodawców przed zatrudnianiem młodych kobiet, podpowiadają, że rozwiązań należy szukać gdzie indziej. Proponują, żeby część tego urlopu przypadała obligatoryjnie ojcu. A co o tych zapowiedziach myślą same matki? Czy chciałyby rocznych urlopów? Czy zachęciłoby je to do rodzenia większej liczby dzieci? Zapytaliśmy o to matki z forum emama.

"To się nie kalkuluje"

W dyskusji o rocznym urlopie rodzicielskim, przeważa opinia, że takie rozwiązanie niczego realnie nie zmieni. Matki podkreślają przede wszystkim, że tak długi urlop pogorszyłby ich pozycję zawodową: "Wykonuję taki zawód, gdzie muszę być na bieżąco z nowinkami z branży. Każde opóźnienie w powrocie do pracy oznacza większą różnicę między mną i kolegami z fachu, większą szansę na wypadnięcie z zawodu" - pisze internautka o nicku lauren6. Podobnego zdania jest ola: "Pomysł rządu kobietom tylko zaszkodzi. Pracodawcy będą się tylko jeszcze bardziej ich bać. Powrót do pracy po roku będzie mrzonką. Przecież po roku czasu ani firma, ani zespół, ani obowiązki nie wyglądają tak jak wcześniej. Szansą dla kobiet jest uelastycznienie rynku pracy, a nie rozszerzanie ich izolacji zawodowej".

Kolejnym argumentem przeciwko temu pomysłowi jest fakt, że wielu rodziców nie skusi perspektywa otrzymywania 80 proc. pensji. Lauren6 zwraca uwagę na to, że wiele osób pracuje w oparciu o umowę o pracę, ale dostaje najniższą krajową, "bo resztę pensji otrzymuje w kopercie, na umowach o dzieło i zlecenie. Im 80 proc. z 1500 zł brutto się nie kalkuluje". To samo dotyczy ludzi, których wynagrodzenie składa się w dużej mierze z otrzymywanych premii. W dyskusji pojawiają się jednak również głosy przychylne, takie jak wypowiedź arleory, która napisała, że dla niej perspektywa rocznego urlopu z 80 proc. pensją jest bardzo kusząca, bo nigdy nie brała pod uwagę powrotu do pracy po 6 miesiącach urlopu macierzyńskiego. "Dotychczas miałam alternatywę - pół roku macierzyńskiego i dalej bezpłatny wychowawczy. Pół roku bez własnych pieniędzy, to jednak było lekko upokarzające, niezależnie od stosunków w rodzinie" - napisała internautka.

A tatuś gdzie?

Możliwość wykorzystania części nowego urlopu rodzicielskiego przez ojców wydaje się postępowym pomysłem. Niektórzy komentatorzy uważają nawet, że dzięki temu może poprawić się wizerunek kobiet na rynku pracy: pracodawca nie będzie bać się, że pracownica zniknie na długi czas, bo coraz powszechniejsze stanie się wykorzystywanie prawa do urlopu przez mężczyzn - tym samym opieka nad dzieckiem przestanie być utożsamiana wyłącznie z matkami. Tymczasem wśród kobiet z forum emama przeważają głosy, że aby takie rozwiązanie miało w ogóle sens, należałoby prawnie zobligować mężczyzn do korzystania z przysługującej im części urlopu rodzicielskiego, w przeciwnym razie nadal większość urlopu będzie wykorzystywana przez matki. Gdyby ojciec nie skorzystał ze swojego prawa, urlop przepadałby - proponują internautki. Gardenia_nowak o ojcach i urlopach pisze tak: "Urlop musi być obowiązkowy albo przepadać, jeśli chcemy szybkich zmian w światopoglądzie ojców, pracodawców i ogółu społeczeństwa, że kobiety nie są wiatropylne i że odpowiedzialność tatusiów nie powinna się sprowadzać do przynoszenia pieniędzy/płacenia alimentów, ale realnego zajmowania się tym dzieckiem, również wtedy, kiedy jest chore. (...) Według mnie tylko wtedy pensja kobiet przestanie być traktowana jak kieszonkowe na ciuszki".

"Moim zdaniem jedną z ważniejszych rzeczy przy wprowadzeniu tak długiego urlopu byłoby podzielenie go tak, żeby ojciec też musiał z niego skorzystać" - pisze kj-78. - "Mieszkam w Norwegii, gdzie urlop rodzicielski od przyszłego roku będzie trwał 56 tygodni, z czego 14 jest obowiązkowo przypisane ojcu (jeśli ich nie wykorzysta - przepadają). Moim zdaniem wpływa to pozytywnie na wyrównywanie szans (przyszłych) rodziców na rynku pracy". Podobnego zdania jest Julita165, która uważa, że cały ten pomysł jest tylko chwytem marketingowym: "Typowe zagranie pod publiczkę: 'no chcieliśmy dobrze, daliśmy wybór, a że nie korzystają, to nie nasza sprawa'. A nie będą korzystać, bo kto może pozwolić sobie na roczną nieobecność w pracy? Wyłącznie chyba na stanowiskach państwowych. Podział urlopu z ojcami w większości wypadków będzie fikcją. Żeby to miało sens i nie obywało się kosztem sytuacji kobiet na rynku pracy, podział powinien być obowiązkowy, np. 14 tygodni tylko dla matki, a potem, jak rodzice chcą jeszcze więcej, to obowiązkowo na pół z ojcem".

Płatny urlop z kieszeni pracodawcy?

W rządowych założeniach przewidywana jest też możliwość łączenia dodatkowego urlopu macierzyńskiego z pracą w niepełnym wymiarze godzin (maksymalnie na pół etatu), co wydaje się rozwiązaniem dobrym z punktu widzenia kobiet, które nie chcą rezygnować z pracy zawodowej na cały rok. Obawy matek dotyczą przede wszystkim tego, czy będą miały gdzie wracać, czy nie wypadną z rynku. Dagmara Ejdys-Bukowska, psycholog i specjalista HR, podkreśla, że każda kobieta ma różne potrzeby i ważne jest, aby sama mogła zdecydować kiedy i na jakich zasadach chce wrócić do pracy: - Istotne jest to, że te propozycje są fakultatywne - mówi o rządowym planie. - Warto jednak zastanowić się, jak na proponowane zmiany spojrzą pracodawcy. Dla wielu małych firm odejście pracownika na roczny urlop macierzyński będzie bardzo trudną sytuacją. W strukturach takich firm pracownik zazwyczaj godzi wiele ról naraz - pracuje np. jako sekretarka, asystentka, kadrowa oraz zajmuje się pozyskiwaniem klientów. "Strata" takiego pracownika jest boleśnie odczuwalna dla firmy, a wprowadzanie nowego jest kosztowne. Po upływie urlopu macierzyńskiego, powracający pracownik znów musiałby zostać przeszkolony i wprowadzony w struktury firmy.

- Z kolei chwalone przeze mnie, z punktu widzenia matki, rozwiązanie, polegające na tym, że kobieta wraca na część etatu, też mogłoby być dla pracodawcy trudne - twierdzi Ejdys-Bukowska. - Po pierwsze, wielu z nich nie będzie stać, aby zatrudnić osobę na zastępstwo oraz - dodatkowo - na pół etatu pracownicę powracającą z macierzyńskiego. Pamiętajmy, że pracę trzeba wykonać, a sam pracownik w niepełnym wymiarze godzin nie zrobi tyle, ile zrobiłby pracując przez 8 godzin dziennie. Trudno też będzie znaleźć osobę domykającą nasz niepełny etat. Nie zawsze bowiem pół etatu na zastępstwo wydaje się atrakcyjną ofertą pracy. Istnieje więc duże prawdopodobieństwo, że mali i średni przedsiębiorcy będą się starali unikać zatrudniania młodych kobiet, aby zminimalizować ryzyko ponoszenia późniejszych kosztów - przyznaje specjalista HR. Internautka o nicku amonette, ocenia ten projekt właśnie z punktu widzenia pracodawcy i puentuje całą rządową propozycję krótkim: "Urlop płatny z kasy pracodawcy? O, jak miło!", po czym wyjaśnia: "Miejsce dla urlopowanej trzeba trzymać, po powrocie przyjąć z honorami na co najmniej równorzędne stanowisko, osoby zastępującej też się nie da ot-tak pożegnać, chyba, że się ją przyjmie na nieszczęsną śmieciówkę, trzeba ją też przeszkolić i wdrożyć. A są pracownicy, których wyszkolenie i wdrożenie kosztuje - i to niemało. Później naprawdę jest dylemat, kto się bardziej przyda. W dużej firmie 'trzymać etat' jest dużo łatwiej niż w małej. Przy takim postawieniu sprawy koszt i kłopot jest po stronie pracodawcy" - twierdzi internautka.

Przedszkola? Wolne żarty!

Brak większego entuzjazmu w ocenie rządowego projektu wynika z różnic w ocenie rzeczywistości współczesnych rodziców. Internautki podsuwają pomysły na rozwiązania, które rzeczywiście, ich zdaniem, mogłyby wpłynąć na poprawę sytuacji rodzin i - co za tym idzie - skłonić Polki do rodzenia większej liczby dzieci. Jedną z najczęściej podnoszonych kwestii jest ta dotycząca dostępności przedszkoli i żłobków -wśród matek biorących udział w dyskusji nie ma takich, które wierzą w rządową obietnicę stworzenia miejsc dla wszystkich maluchów. "Jak rząd chce spełnić tę obietnicę? Wypychając pięciolatki do przeładowanych szkół. Miejsca dla trzylatków znajdą się kosztem 5-latków, siedzących cały dzień w świetlicy szkolnej w oczekiwaniu na zajęcia zerówki, prowadzone od 15.00 do 19.00" - przewiduje ola.

Forumowiczka iwoniaw twierdzi, że rozwiązaniem, które pomogłoby jej i jej znajomym o wiele bardziej niż roczny płatny urlop macierzyński, byłoby właśnie stworzenie wystarczającej liczby miejsc w państwowych przedszkolach i żłobkach. Zgadza się z nią hermenegilda_zenia: "Tylko i wyłącznie zapewnienie bezpłatnych (lub symbolicznie płatnych) żłobków i przedszkoli dla wszystkich chętnych może zmienić tendencje demograficzne i zachęcić ludzi do posiadania większej liczby dzieci. Żaden najdłuższy macierzyński czy płatny wychowawczy nie załatwi rzeczywistego problemu, czyli możliwości zapewnienia opieki nad dzieckiem i powrotu matki na rynek pracy w sytuacji, gdy - nie oszukujmy się - tylko bardzo nieliczni są w stanie utrzymać całą rodzinę z jednej pensji".

"Jeśli stracę pracę, moje dzieci stracą wszystko"

Mamy wiedzą doskonale, czego, oprócz przedszkoli, potrzeba parom, żeby skłonić je do zostania rodzicami lub do urodzenia kolejnego dziecka. Ashraf napisała na przykład: "To naprawdę nie jest takie trudne do zrozumienia, że Polacy nie mają dzieci nie dlatego, że mają 6 miesięcy macierzyńskiego, a nie 12, albo dlatego, że becikowe jest za niskie. To są wszystko jednorazowe "przysługi", niemające nic wspólnego z realnym kontekstem utrzymywania dziecka przez 18-24 lat. Realną motywacją i warunkiem posiadania dzieci jest stabilna sytuacja zawodowa, świadomość, że pracę można znaleźć w ciągu maksymalnie kilku miesięcy, a pensja wystarcza nie tylko na chleb i czynsz, ale i na żłobek/przedszkole, zajęcia dodatkowe dla dzieci, książki, itd.". 18lipcowa3 stwierdza krótko: "Niepotrzebny mi roczny macierzyński, wolę płatne L4 na dziecko, jak zachoruje, dostępne żłobki i przedszkola dla każdego, możliwość ustalania godzin pracy".

Jeśli będą miejsca w przedszkolach, w co nikt nie wierzy, jeśli rodziny będą miały poczucie stabilizacji i nie będą musiały bać się utraty pracy i następującego po takim wydarzeniu wielomiesięcznego bezrobocia - wtedy będzie rodzić się więcej dzieci - twierdzą matki. Joxanna ujmuje to następująco: "Rodzę dziecko i muszę utrzymać je przez jakieś 20-25 lat. Muszę leczyć, posyłać do przedszkola, szkoły. A poza tym kupować ubrania, zabawki, przynajmniej raz do roku posłać na wakacje. Jednocześnie nie wiem, co się wydarzy przez tych 20-25 lat. Jeśli stracę pracę, to moje dzieci tracą wszystko - możliwość leczenia, możliwość wyjazdu na wakacje, możliwość kupienia ubrań. Żeby ludzie decydowali się na dzieci, muszą mieć pewność, że niezależnie od tego, jak im się przez te 20 lat będzie powodziło, ich dzieci nie będą w nędzy, wykluczone przez rówieśników, itp.".

Ogólny wniosek z dyskusji na forum emama jest taki, że o ile część kobiet z pewnością ucieszyłaby się z rocznego płatnego urlopu macierzyńskiego, prawie żadna z nich nie uważa, że rzeczywiście mogłoby to zachęcić Polki do rodzenia większej liczby dzieci. Z wypowiedzi internautek wyłania się wyraźny obraz potrzeb współczesnych matek: chcemy miejsc w żłobkach i przedszkolach, tańszych leków dla dzieci, bardziej dostępnej publicznej służby zdrowia, ulg podatkowych, dofinansowania do wakacji i zajęć dodatkowych, a przede wszystkim stabilnego zatrudnienia. Nie wierzymy w same obietnice. Jeśli te kwestie zmienią się na naszą korzyść, będziemy mogły mówić, że rząd naprawdę dba o rodziny, a nie stwarza wyłącznie wrażenie prorodzinnego.

Czy uważasz, że płatny roczny urlop rodzicielski to dobry pomysł?
Więcej o:
Copyright © Agora SA