Słyszę głosy!

Na górnej półce stoi stara księga odziedziczona po pewnej ciotce. Ciotka mieszkała na Wroniej, a kiedy umarła, to pozostawiła po sobie figurkę strusia ze srebra, kałamarz i właśnie księgę.

W ogóle to ta ciocia, jak już była przed śmiercią, to słyszała głosy i jej się ciągle wydawało, że za drzwiami stoją obcy ludzie i chcą jej zrobić coś złego. Szurała więc meblami i zastawiała nimi przedpokój. Nie wiem, może pamiątka po niej nasiąknęła tajemniczymi odgłosami, w końcu oprawiono ją w grubą skórę, a na okładce doczepiono wyrzeźbione aniołki. A anioły słyszą wszystko, wiedzą, co knujemy, i w porę pojawiają się nad naszymi głowami, grożąc palcem. W każdym razie w tej księdze trzymam dokumenty ciążowe i kolekcję zdjęć USG.

ROZMOWY O BRZUCHU

Zawsze, kiedy je oglądam, to przypominają mi się rozmowy o brzuchu. I to nie z przyjaciółkami ani z rodziną, ale z obcymi ludźmi: w przychodni, w tramwaju, na poczcie. Zawsze dziwiło mnie, że w naszej kulturze tak swobodnie dotykamy brzucha ciężarówki, jakby był magiczną kulą, z której każdy może powróżyć. I zaraz pytania: jaka płeć, a kiedy termin, a czy wygodnie? Ręce badają wypukły brzuch, próbują sprawdzić, kto jest w środku. Potem następuje cała seria wspomnień swojej ciąży, ciąży córki lub wnuczki. A dalej dobre rady: nie wolno jeść jogurtów, a właśnie, że można, i najlepiej nie patrzeć na brzydkich, bo się brzydkie urodzi. Nie ubierać się na czarno, bo to grozi poronieniem. I jeszcze o najlepszych szpitalach, najgorszych porodach ("dziecko dwa dni się rodziło, sine całe, a na końcu próżniowo je wypychali i tak silnie pociągnęli, że główka się urwała - naprawdę, w gazecie pisało!"). Słowem: o życiu i śmierci w wersji tabloidowej. I nikt się nie pyta, czy my tego wszystkiego chcemy słuchać. Czy chcemy być dotykane przez obcych ludzi, jakbyśmy były własnością całego społeczeństwa zatroskanego o losy naszego dziecka.

ŁASKAWI, DYKTATORZY, POCZCIWCY

Rady i porady to najważniejszy sposób komunikacji z otoczeniem w czasie ciąży i wczesnego macierzyństwa. Wszyscy mają dla nas złote myśli. Niektórzy są bardziej taktowni i zaznaczają, że "możemy wykorzystać ich doświadczenie lub nie". To tak zwani Łaskawi. Są również Dyktatorzy, którym na myśl by nie przyszło odmówienie wykonania ich rozkazu. Są jeszcze Poczciwcy, którzy subtelnie wysyłają nam komunikaty, jak wyprowadzić sytuację na prostą. Oczywiście, doświadczenie innych sprawia, że nie musimy same popełniać błędów. Często same prosimy o wsparcie czy pomoc. Ale taka sytuacja różni się od nachalnego wtrącania się w osobiste ciążowanie. Wszyscy się nagle zamieniają w moją ciotkę: coś im się wydaje. Na przykład, że mogą swobodnie rozprawiać o cudzej cielesności. Bez zażenowania pytać, czy mamy mdłości, czy będziemy karmić piersią i co jest najlepsze na hemoroidy. Litości, moje hemoroidy są tylko moje i jak będę chciała o nich zrobić seminarium, to sobie je zorganizuję. Komentujący słyszą również głosy, których nie ma, i sobie z nimi dyskutują nad naszymi głowami. Nikt ich nie wyprowadzi z błędu, bo zaraz się obrażają, prychając "cóż, skoro nie chcesz mojej rady...". Otóż nie chcę, a jak zechcę, to powiem. Zapytam, zagadnę, umówię się na rozmowę. Bo głosów zewsząd słuchać nie chcę. Już mi wystarczy jedna ciotka w rodzinie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA