Jak naprawdę wygląda życie w związku partnerskim, hetero- i homoseksualnym?

Kolejna odsłona politycznych sporów: sejm rozpatruje dzisiaj 3 projekty ustaw ws. związków partnerskich. Nasze rozmówczynie zdradzają nam, jak wygląda życie w takim związku. - Czasem paraliżuje mnie strach, że coś się stanie i będę sama, bez żadnych praw - wyznaje Monika.

Kiedy jej ukochany miał ciężki wypadek samochodowy i przewieziono go do szpitala, okazało się, że Kasia nie może uzyskać informacji o stanie jego zdrowia. Byli parą od wielu lat, mieszkali razem. W tej sytuacji kluczowe jednak było to, że nie byli małżeństwem - w świetle prawa dla lekarzy ona była kimś obcym. Nie mogli więc dzielić zimnych szpitalnych doświadczeń: ona zapłakana na korytarzu - w świetle jarzeniówek, on nieprzytomny w łóżku - podłączony do skomplikowanej aparatury. Wyzdrowiał i wzięli ślub, żeby już nigdy nie znaleźć się w takiej sytuacji. Mieli szczęście, bo są mężczyzną i kobietą.

Podobnego szczęścia nie miałaby Iza. Od kilkunastu lat jest w związku z tą samą osobą. Mieszkają razem, a ona niedługo zostanie po raz pierwszy mamą. Jeśli coś jej się kiedyś stanie, sytuacja mocno się skomplikuje. Jeśli jej "druga połowa" zachoruje, nie będzie mogła decydować o jej leczeniu. Kiedy umrze, nie zadecyduje o pochówku. Czy powinna? Oczywiście. Ale nie ma tego szczęścia, bo tworzy związek z kobietą. Byłoby inaczej, gdyby w Polsce obowiązywała ustawa o związkach partnerskich.

Gorący kartofel

Debata o związkach partnerskich przypomina "gorącego kartofla" z angielskiego idiomu: każdy chce się go czym prędzej pozbyć z ręki, podrzucając innemu człowiekowi. Można się przecież poparzyć, niech ktoś inny się tym zajmie. Dzisiaj kolejna odsłona dyskusji nad ustawą: są projekty, będzie burza. Największy problem ze związkami partnerskimi polega na tym, że ze strachu przed homoseksualizmem i rozgniewaniem władz kościelnych oraz części społeczeństwa, prawicowi politycy zapominają, iż w największym stopniu związki te dotyczą par heteroseksualnych, które z różnych powodów nie chcą zawrzeć małżeństwa.

Brak ustawy pozwalającej ludziom na tworzenie trwałej relacji - bez brania ślubu lecz z zachowaniem praw należnych osobom dzielących ze sobą życie - przypomina trochę stosunek do dziecka w wieku przedszkolnym: owszem, będziesz mógł zjeść lizaka, jeśli mnie posłuchasz i zrobisz to, czego od ciebie oczekuję. W tym wypadku zaś oczekuję, że zwiążesz się z osoba innej płci i wejdziesz w związek małżeński, bo jeśli chcesz żyć bez ślubu - to proszę bardzo, twój wybór, ale lizaka nie dostaniesz. Pełne bonusy dla obywateli tego kraju dostępne są tylko dla ludzi żyjących w uświęconej instytucji małżeńskiej, pan z panią, jak Pan Bóg i dobry obyczaj nakazują.

Udajemy, że jest świetnie

Wielka Brytania, w której ustawa o związkach partnerskich obowiązuje od prawie ośmiu lat, jest idealnym przykładem na to, że legalizacja takich związków nie wpływa na zwiększenie liczby osób deklarujących homoseksualizm (1,5%). We Francji takie rozwiązanie jest możliwe od 1999 roku i tutaj także dotyczy w większości par heteroseksualnych (w 2006 roku związki mężczyzn i kobiet stanowiły 90% zawartych umów). Wiele kontrowersji wokół tematu wynika z niewiedzy. Nikt nie mówi w Polsce o małżeństwach par homoseksualnych, nie to jest stawką w tej grze - o czym przypomniał ostatnio Parlament Szkocki, który jako pierwszy organ ustawodawczy w Wielkiej Brytanii, postanowił zezwolić homoseksualistom na zawieranie małżeństw - z tym zastrzeżeniem, że księża nie będą zobligowani do odprawiania ceremonii religijnych dla ludzi biorących ślub z osobą tej samej płci.

Zarejestrowany związek partnerski to nie małżeństwo, tylko umowa cywilna pomiędzy dwoma osobami. Daje im pewne prawa, bez których wspólne życie jest dużo trudniejsze, m.in. prawo do dziedziczenia, decydowania o pochówku, decydowania w sprawach dotyczących leczenie, itp. Iza mówi: - Coraz bardziej odstajemy od większości cywilizowanych państw i udajemy, że jest świetnie, zamiatając brudy i problemy tradycyjnych rodzin pod dywan, a z drugiej strony nie dopuszczając do myśli, że nieformalne związki partnerskie istnieją i że może wcale nie jest ich tak mało, jak się wydaje, a czasami wychowują się w nich też dzieci i że ci ludzie chcą mieć gwarancję minimum bezpieczeństwa dla siebie i najbliższych.

Sztuczny problem

Zwolennicy ustawy o związkach partnerskich argumentują, że zmian społecznych nie można cofnąć ani zatrzymać. Bez względu na to, czy to się komuś podoba, czy nie - współczesne społeczeństwo jest różnorodne. Ta różnorodność oznacza również związki homoseksualne, które nie znikną tylko dlatego, że będzie się blokować uchwalenie ustawy o związkach partnerskich. Te dwie rzeczy nie mają ze sobą nic wspólnego. To, co jest tutaj istotne, to fakt, że orientacja seksualna nie może dzielić społeczeństwa na obywateli lepszej i gorszej kategorii. Mieszkamy w tym samym kraju i należą się nam takie same prawa.

- W gruncie rzeczy, jeśli mieszkasz w dużym mieście i masz klarowną sytuację z rodziną, nie borykasz się z problemami finansowymi czy mieszkaniowymi i masz akceptujących znajomych, to najbardziej dolegliwe sytuacje i efekty braku ustawy pojawiają się wtedy, kiedy wystąpią jakieś ekstremalne zdarzenia (ciężka choroba, szpital czy w skrajnej wersji śmierć jednej z osób i jej konsekwencje) - tłumaczy Iza. - Zresztą ustawa wiele więcej nie da, poza naprawdę podstawowymi prawami, ale i te "małe" prawa byłyby czymś. Nie oczekujemy specjalnych zapisów.

- Nie należy też zapominać, że z tej ustawy prawdopodobnie skorzystałoby dużo więcej par hetero- niż homoseksualnych - kontynuuje Iza - i problem jest po prostu sztucznie nadmuchiwany, żeby zniechęcić ludzi do tematu. To nie tak, że teraz wszystkie pary homo rzucą się do podpisywania związku partnerskiego, bo byłoby to rodzajem ujawnienia się, a to już nie jest dla każdego - wbrew pozorom do tego potrzeba sporo odwagi i przekonania do siebie, swojej relacji i partnera.

Przecież wszystko jest OK.!

Nie brakuje głosów, że ustawa o związkach partnerskich jest w gruncie rzeczy niepotrzebna, bo wystarczy przecież pójść do notariusza i ustanowić różne pełnomocnictwa dla swojego partnera. Główni zainteresowani, czyli ludzie żyjący w nieformalnych związkach partnerskich, nie zgadzają się z tą opinią. - Wcale nie jest tak, że większość spraw jest uregulowanych, tylko nieco trudniejsze jest dojście do nich, bo np. trzeba iść do notariusza i w związku z tym nie ma sensu ustanawiać dodatkowego prawa. To, co jest dostępne, jest mocno ułomne - protestuje Iza. - Owszem, można spisać testament (ale będziesz w innej grupie podatkowej), dać rozliczne pełnomocnictwa, ale to nadal to nie będzie to. Kiedy moja partnerka poszła do notariusza, żeby dać mi pełnomocnictwa do mieszkania i działania w jej imieniu, to ten człowiek 5 razy pytał czy jest świadoma i przekonana, że chce temu nadać takie zapisy i czy ja jestem kimś z rodziny.

Monika ma trójkę dzieci z Jackiem. Nie mają ślubu i nie zamierzają tego zmieniać, ale ona czułaby się bezpieczniej, gdyby prawo zapewniało jej rodzinie więcej bezpieczeństwa: - Czasem paraliżuje mnie strach, że Jackowi coś się stanie i będę sama, bez żadnych praw. Nic mi się nie będzie należeć, nie będę mogła nawet - jeśli jego rodzice lub siostra zaprotestują - wybrać miejsca pochówku. Dobrze, że chociaż dzieci noszą jego nazwisko... Byłoby dobrze, gdybyśmy mogli tworzyć związek, który ma takie same prawa, co małżeństwa. Nie będę jednak brała ślubu tylko dlatego, że polskie państwo udaje, że nie będąc czyjąś żoną, nic mi się nie należy. To nasz wybór, a ludzi żyjących bez ślubu jest przecież naprawdę wiele! Kiedyś ktoś to dostrzeże, jestem pewna. Na razie radzimy sobie, a ja odganiam czarne myśli.

Życie z ograniczeniami

Mówiąc o swoim życiu, Iza ze stoickim spokojem stwierdza, że do życia z pewnymi ograniczeniami można się przyzwyczaić: - Nie afiszujemy się, nie manifestujemy tego, że jesteśmy razem - wyjaśnia. - W pracy milczymy w kwestiach osobistych, ale do tego przez lata można przywyknąć, zwłaszcza, jeśli nie ma z tym problemu w gronie rodzinnym. Jednak w momencie pojawienia się dziecka sytuacja się zmienia, bo wtedy mogą pojawić się naprawdę trudne sytuacje. Obecnie nie jestem sobie w stanie ich wszystkich wyobrazić i ocenić stopnia ich dolegliwości, ale wiem już dziś, że nie będzie łatwo. Pomimo tego zdecydowałam się na ten krok.

Dyskusja wokół związków partnerskich jest w gruncie rzeczy dyskursem dotyczącym akceptacji współczesnego świata. Tak naprawdę nie chodzi tu o to, czy dany poseł jest homofobem, homoseksualistą, heteroseksualistą, rozwodnikiem albo wdowcem, czy ma światopogląd prawicowy, lewicowy czy liberalny - chodzi o to, czy dostrzega zmieniającą się rzeczywistość, czy widzi, jak ona wygląda i rozumie, co się w niej dzieje. Bowiem - bez względu na osobiste przekonania - nieformalne związki partnerskie, zarówno te pomiędzy osobami różnych płci, jak i te pomiędzy dwiema kobietami czy dwoma mężczyznami, są faktem i żadne antypatie tego nie zmienią. A reprezentując obywateli danego kraju, trzeba dbać o ich prawa w równym stopniu, także wtedy, gdy ubierają się w sklepie, którego sami nie lubimy, nie jedzą mięsa, podczas gdy my jesteśmy zapalonymi myśliwymi lub modlą się w cerkwi, a my tylko na Jasnej Górze.

Iza nie traci optymizmu i ocenia rzeczywistość z dystansem i dużą dozą realizmu: - Sądzę, że jakieś przepisy prędzej czy później będą uchwalone. Może jeszcze nie w tej kadencji sejmu i pewnie w wersji naprawdę mininum, ale nie widzę możliwości, żeby tak się nie stało. Trzeba podążać w kierunku rozwoju, a tolerancja i promowanie różnorodności, a więc również kreatywności, przyczyniają się do tego. Nie da się wyłącznie oglądać za siebie i narzekać. Wierzę w to, że któregoś dnia będzie mi dane podpisać ten symboliczny dokument, w tej czy innej wersji i będzie to niezbity dowód na trwałość i prawdziwość również takich związków. A póki to nie nastąpi, cieszę się z tego, co mam, bo z punktu widzenia relacji, uczuć i wszystkiego dookoła tego, jest naprawdę super.

Więcej o:
Copyright © Agora SA