Gdzie ten polski baby boom? Na Wyspach!

Demografowie uprzedzają, że baby boom w naszym kraju nie powtórzy się szybko, ostatni miał miejsce na początku lat 80. ubiegłego wieku. Tymczasem w Wielkiej Brytanii, ze wszystkich mieszkających tam narodowości, to Polki rodzą najwięcej dzieci. Dlaczego?

W idealnym świecie w każdym kraju rodziłoby się tyle dzieci, żeby ich liczba gwarantowała zastępowalność pokoleń. Niestety w Polsce o idealnej sytuacji mówić nie można - mimo że w 2011 roku w naszym kraju urodziło się o 15 tysięcy dzieci więcej niż wyniosła liczba zgonów, to jednak tych urodzeń było o ponad 22 tysiące mniej niż rok wcześniej, a media ogłosiły, że baby boom w Polsce się skończył. Sęk w tym, że optymistyczne dane z 2009 roku wcale nie oznaczały baby boomu - 418 tys. urodzeń to wynik dobry, ale nie umywa się nawet do 724 tys. dzieci urodzonych w 1983 roku. Wszystko rozbija się o tzw. wskaźnik dzietności - współcześnie wynosi on 1,4% (na wsiach, w miastach to 0,6%) - a optymalny, gwarantujący prostą zastępowalność pokoleń, to 2,13. I wtedy dopiero można mówić o baby boomie.

Powszechnie uważa się, że za niską liczbę urodzin odpowiedzialny jest kryzys ekonomiczny - Polacy boją się utraty pracy i szalejących kursów walut, w których pozaciągali kredyty hipoteczne - ciągła konieczność oszczędzania napawa lękiem, że nie damy rady utrzymać rodziny. Tymczasem okazuje się, że w Wielkiej Brytanii Polki rodzą najwięcej dzieci ze wszystkich mniejszości narodowych - w 2011 roku urodziły ich 19,7 tys., co daje liczbę około 57 noworodków dziennie! Ten polsko-brytyjski baby boom spowodowany jest m.in. faktem, że standard życia na Wyspach jest wg. Eurostatu wyższy niż w Polsce. Co Polki mieszkające w Wielkiej Brytanii mówią o rodzeniu i wychowywaniu dzieci w ich nowym kraju?

Po prostu przyszła pora na dziecko

W Wielkiej Brytanii mieszka już ok. 850 tys. Polaków, a szacuje się, że w 2014. będzie tam już około 200 tys. polskich dzieci. Czy Wyspy to raj dla młodych rodziców? Asia mieszka w Wielkiej Brytanii od 8. lat, a zapytana o polski baby boom mówi: - Ciężko wypowiadać się o innych, ale wydaje mi się, że to kwestia łatwiejszego życia tutaj. Jeśli ma się pracę, nawet za minimum krajowe, łatwiej jest żyć i człowiek nie boi się, że z dnia na dzień straci zatrudnienie. Jeśli chodzi konkretnie o nas, to przyszła po prostu pora na dziecko. Kiedy Marcel się urodził oboje byliśmy już po 30, nie chcieliśmy dłużej czekać, tym bardziej, że oboje mieliśmy stabilną sytuację zawodową, kupiony dom i pewne oszczędności. Jako przyszła mama w ogóle nie miałam stresów o pracę, bardzo szybko powiedziałam szefowej, że jestem w ciąży. Zostałam przez zakład przesunięta na inne stanowisko, żeby moja praca (ludzie chorzy) nie zagrażała ciąży, wzięłam cały przysługujący mi urlop macierzyński, który jest dłuższy niż w Polsce (9 miesięcy płatnego plus 3 bezpłatne, a później można wziąć jeszcze 3 miesiące opieki na dziecko poniżej 5 roku życia). Nikt mi nie robił problemów z powrotem z macierzyńskiego, firma mnie od nowa wprowadziła w obowiązki, wysłała na szkolenia, żebym była na bieżąco, bez problemu dopasowała się do mojej dyspozycyjności. Pracowałam w czasie, który był dla mnie i mojego dziecka wygodny, przeszłam na pół etatu. Nikt nigdy nie dał mi jakkolwiek do zrozumienia, że jestem problemem, jeśli brałam zwolnienie na dziecko.

Victoria Beckham po traumie

Marta mieszka w Anglii od 6 lat. Opowiedziała nam o swoim porodzie i pobycie w szpitalu: - Pojechaliśmy do szpitala. Ból straszny. W tym szpitalu skupiają się na porodach naturalnych, najchętniej w wodzie albo na piłce. Po prawie dobie zabawy ze strony personelu i moim błaganiu o znieczulenie, a w końcu o zastrzelenie mnie albo otrucie, do sali weszła dziewczyna na oko 18-letnia, która okazała się chirurgiem. Zbadała mnie i stwierdziła, że nigdy nie urodzę naturalnie, bo dziecko jest zaklinowane. Puls syna gwałtownie spadał, a ja miałam ciśnienie 150:210. O 22.00 trafiłam na stół. I tu się zaczyna: czuję się jak Victoria Beckham. Na sali 10 osób - nie przesadzam! Gra muzyka, zabawiają mnie, wychwalają, jaka jestem dzielna, zagadują mojego męża, w końcu dają porządne znieczulenie. Wydobywają syna, a po operacji myją mnie 3 osoby, nakładają antyperspirant i błyszczyk do ust! Rano przychodzą lekarze. Piękni, wysocy, a ja brzydka w koszulce z pingwinem, po traumie. Po chwili wjeżdża menu i trzeba wybrać, co się chce na lunch i kolację. Do wyboru kuchnia angielska, chińska i indyjska. Opieka jest dobra, a ja jestem wymagająca w kwestii zdrowia.

Anglia to raj

Kasia jest Polką, żoną Brytyjczyka, mają dwójkę dzieci. Teraz mieszkają w Hong Kongu, ale okres brytyjski wspomina z rozrzewnieniem. - Dla mnie, jako matki z malutkim dzieckiem, Anglia była rajem. Począwszy od ciąży, prowadzonej przez położną, której w stu procentach ufałam i nie czułam potrzeby szukania "najlepszego specjalisty", jak to bywa w Polsce, poprzez poród, pozbawiony dodatkowej obawy o miejsce w szpitalu, czy tez inne aspekty "rodzenia po ludzku", po samo macierzyństwo. Dostałam ogromne wsparcie, liczne wizyty domowe położnych środowiskowych, ogromna pomoc w karmieniu (za które zostałam okrzyknięta bohaterką, gdyż większość Angielek od urodzenia podaje dziecku butelkę). Chodziłam z synkiem na bezpłatne zajęcia dla maluszków, gdzie poznałam inne mamy, z niektórymi przyjaźnię się do dziś, a Mateusz ma przyjaciela, którego zna od urodzenia. Kobiety w ciąży i dzieci do 16 roku życia nie płacą tam za leki. Dotyczy to również szczepień. Są one bardziej ograniczone niż szeroka gama oferowana rodzicom (odpłatnie) w Polsce, ale spada z rodzica obowiązek podejmowania trudnych decyzji i oczywiście ogromny problem finansowy. Ufaliśmy systemowi opieki zdrowotnej i nawet nie przychodziło nam do głowy, że dziecko można skierować do dodatkowych specjalistów czy na dodatkowe szczepienia.

Ciąża to nie dopust boży

Joanna, która mieszka w tym samym angielskim mieście, co Marta, o powodach "baby boomu" wśród Polek zamieszkujących Wyspy, mówi tak: - W UK generalnie łatwiej się żyje, wiec i dzieci pewnie łatwiej się wychowuje. Raczej nikt nie ma dylematów, czy kupić dziecku kurtkę albo buty, czy chleb lub leki i myślę że to ułatwia sprawę. Dodatkowo ciąża jest traktowana przez pracodawców jako normalny stan, a nie dopust boży, więc dziewczyny generalnie nie muszą się martwić czy będą miały gdzie wracać po ciąży. Inna sprawa, że nikt nie idzie na zwolnienie 'na ciążę' dzień po pozytywnym teście, bo nikt nie traktuje tego stanu jak choroby. Kobieta ma prawo do roku macierzyńskiego, który można rozpocząć 13 tygodni przed porodem. Płatne jest tylko 9 miesięcy - pierwsze 6 tygodni jest płatne 90% wynagrodzenia, pozostałe 33 tygodnie około 135 funtów tygodniowo, brutto. Biorąc pod uwagę fakt, ze płaca minimalna to około 230 funtów tygodniowo (brutto), a średnia dla kobiety to ponad 460 funtów brutto, to te 135 funtów to bardzo niewiele.

Baby boom w Anglii? Bzdura!

Forumowiczka Pelagia_pela nie zgadza się z tezą, że Polki w Wielkiej Brytanii rodzą dużo dzieci, jest też bardziej krytyczna w stosunku do roztaczanej wizji raju dla młodych rodziców. Pisze: - Rodzą dzieci, bo pokolenie, które wyjechało to młodzi ludzie i teraz są w wieku, kiedy ma się dzieci. Mają po jednym, dwójkę - jak w Polsce. Nie ma baby boomu. Większość kobiet pracuje tu do końca ciąży, bo inaczej trzeba wziąć urlop macierzyński już przed porodem. Nie ma 100% płatnych zwolnień na ciążę. Można pisać podanie o pracę w zmienionym wymiarze godzin - pracodawca może, ale nie musi się na to zgodzić. Może też nie przyjąć z powrotem do pracy, jeśli np. stanowisko nie jest już potrzebne. Może zwolnić w ciąży. Zapewnienie opieki dla dziecka do 3 lat jest koszmarnie drogie - dużo droższe niż w Polsce. Moja pensja za 3 dni w tygodniu nie pokryje kosztów 3 dni przedszkola dla dwójki dzieci więc nie za bardzo opłaca się pracować. Wracam, bo nie chcę wypaść z obiegu. Nie ma też płatnych zwolnień na dziecko - zależy to od pracodawcy - często trzeba odpracować te dni lub brać urlop na czas choroby dziecka. Mnie akurat płacili, ale nie jest to takie częste.

Kursy dla młodych rodziców

Co prawda zasiłki dla młodych rodziców zostały ostatnio w Wielkiej Brytanii mocno ograniczone, widać jednak, że jest to kraj, w którym myśli się o dobrostanie rodzin. Ostatnim pomysłem premiera, Davida Camerona, było wprowadzenie kuponów na bezpłatne warsztaty dla młodych rodziców. Matki i ojcowie dzieci poniżej 5 roku życia mogą się zdecydować na 10 2-godzinnych zajęć dotyczących kwestii związanych z wychowywaniem dzieci - dyscypliny, diety, kłótni rodzinnych, dobrych manier, propagowania czytania do snu i przygotowania dzieci do pójścia do szkoły. Ten pilotażowy program obejmie na razie trzy obszary w Wielkiej Brytanii i będzie kosztował państwo około 5 milionów funtów. Cameron ma jednak nadzieję, że wkrótce z takich kursów będą mogli korzystać rodzice z całej Anglii i Walii i że będzie to dla nich tak samo przyjemne i normalne, jak branie lekcji gotowania czy tańca towarzyskiego. Jedno jest pewne, z przykładu Polek mieszkających w Wielkiej Brytanii widać, że jeśli stworzy się im odpowiednie warunki, to dzieci będzie przybywać.

Więcej o:
Copyright © Agora SA