Wojna o przedszkole

Fałszywe meldunki, fikcyjne rozwody, wirtualna praca, zmiana orientacji seksualnej i daty porodu - co zrobią rodzice by ich dziecko dostało się do przedszkola?

Rekrutacja do przedszkoli publicznych to droga przez mękę, zwłaszcza w gminach pełnych młodych rodzin z dziećmi. Wiedzą o tym wszyscy rodzice, którzy niedawno dowiedzieli się czy ich maluch rozpocznie we wrześniu przedszkolną edukację. Śledziliśmy losy aplikacji mamy jednego z nich, trzylatki z Warszawy.

Milion zaświadczeń

36-letnia Magda, mama niespełna trzyletniej Leny startowała do publicznego przedszkola na warszawskim Ursynowie. - Zgłoszenie do elektronicznego systemu rekrutacji - zrobione. Zabrałam wydrukowane elektroniczne zgłoszenie i wraz z milionem zaświadczeń i PITami zaniosłam grzecznie do wybranego przedszkola, którego dyrektor ponownie potwierdził zapisanie i wprowadził do systemu elektronicznego - informowała nas mama dziewczynki.

Same samotne matki

Magda niemal od początku nie ma nadziei, że córeczka zostanie do placówki przyjęta. - Usłyszałam, że w tym roku jest bardzo dużo dzieci i same samotne matki - dodaje. - Potem będzie wywieszona lista przyjętych, i wtedy w ciągu iluś tam dni trzeba jeszcze raz złożyć kolejne oświadczenie, że się dalej chce do publicznego przedszkola. I wtedy powstanie kolejna lista - opisuje na portalu społecznościowym swoje zmagania z zapewnieniem maluchowi miejsca w przedszkolu. - Czekamy z niecierpliwością na wyniki tej wielostopniowej rekrutacji, niczym do pracy w korporacji - podsumowuje.

Kłamstwo bez konsekwencji

Dopóki miejsc w przedszkolach będzie tak bardzo brakować, normą będzie kombinowanie na wszelkie możliwe sposoby. Bywają przypadki, że para decyduje się na fikcyjny rozwód albo nie bierze ślubu tylko po to, aby udawać samodzielnych rodziców. Albo rodzina melduje się z dzieckiem w miejscu, gdzie starają się o miejsce w przedszkolu. Dostarczają fikcyjne zaświadczenia, że pracują zawodowo. Najbardziej zadziwiający jest fakt, że rodzice mogą bezkarnie kłamać w ankietach rekrutacyjnych wpisując wymyślone dane. Mają większe szanse na to, że ich dziecko zostanie przyjęte, a zarazem nie ponoszą konsekwencji, gdy prawda wyjdzie na jaw. Bo gminy nie mogą tego sprawdzić - nie pozwala im na to generalny inspektor ochrony danych osobowych.

Całe 64 punkty!

W końcu zakończyła się rekrutacja do przedszkola publicznego, które było na liście priorytetów Magdy. - Lena ma całe 64 punkty! Jako że oboje płacimy w Warszawie podatki, tu oboje pracujemy i w dodatku jesteśmy małżeństwem. Co innego, gdybym była samotną, tj. żyjącą w konkubinacie, matką alergika - Lena na start otrzymałaby punktów 258! Nawet nie trzeba by było pracować - podsumowuje ironicznie na Facebooku po ogłoszeniu wyników rekrutacji.

Zostanę lesbijką

Marnym pocieszeniem dla polskich rodziców jest fakt, że w USA jeszcze trudniej jest uzyskać miejsce dla przedszkolaka, zwłaszcza w renomowanej placówce. Na nowojorskim Manhattanie dzieci ubrane w garniturki z rodzicami zestresowanymi bardziej niż na rozmowie kwalifikacyjnej do pracy robią wszystko, by zapewnić dzieciom udany start w życie. Bo od tego, do jakiego przedszkola trafią, zależy los małych nowojorczyków. Dlatego tam metody na osiągnięcie celu są wyjątkowo drastyczne. Pewna mama poprosiła o wywołanie porodu tak, aby dziecko urodziło się wcześniej i było brane pod uwagę w przedszkolu w określonym terminie. Z kolei inna samotna mama udawała lesbijkę, aby aplikacja jej dziecka odróżniała się od innych. Presja dostania się do upatrzonego przedszkola jest tak duża, że stres kwalifikacyjny odbija się na rodzinach dzieci - alarmują amerykańscy psychologowie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA