Śmierć podczas narodzin w domu

Cały świat jest wstrząśnięty tragedią australijskiej matki - podczas domowego porodu córeczki zmarła 36-letnia Caroline Lovell - propagatorka narodzin w domowym zaciszu.

W ostatnim czasie, na fali odwrotu od zbędnej medykalizacji porodów, lansowana jest moda na rodzenie w domu. Choć trend ten w Polsce nie jest tak silny jak w krajach anglosaskich, taką opcję porodu można wybrać również w naszym kraju. Po śmierci propagatorki porodów domowych, która zmarła pod koniec stycznia podczas narodzin w domu drugiej córeczki powróciły pytania o bezpieczeństwo rodzenia poza szpitalem.

Walczyła o porody domowe

Matką, która zmarła podczas pechowego porodu w Melbourne swojej drugiej córeczki Zahry, była australijska orędowniczka porodów domowych Caroline Lovell. Australijka stwierdziła kiedyś, że będzie zmuszona do porodu bez asysty położnej, jeśli nie będą one w Australii prawnie chronione podczas towarzyszenia kobietom przy narodzinach. Pomimo obecności położnej, poród potoczył się nieszczęśliwie. U 36-letniej mamy trzyletniej Lulu wskutek nieprzewidzianych komplikacji doszło do zatrzymania akcji serca. Pomimo przewiezienia do szpitala, działaczka zmarła następnego dnia po porodzie. Jej nowonarodzoną córeczkę udało się uratować.

Jeden przypadek niczego nie przesądza?

Tragedia Caroline na nowo wywołała dyskusję wokół kwestii bezpieczeństwa porodów odbywanych poza szpitalem. Według Fundacji "Rodzić po ludzku", która wspiera aktywnie ideę domowego porodu, podstawową kwestią powstrzymującą kobiety przed myślą o urodzeniu dziecka w ten sposób jest przekonanie, że nigdzie nie będą bardziej bezpieczne niż w szpitalu. Zdaniem pracownicy Fundacji, zwiększone ryzyko porodu pozaszpitalnego jest czystą propagandą. - To mit, że poród domowy jest bardziej niebezpieczny niż szpitalny. Wszystkie badania wskazują, że te porody są równie bezpieczne jak odbywane w klinice - przekonuje Joanna Pietrusiewicz z Fundacji "Rodzić po ludzku". - Żaden lekarz czy położna nie mogą zagwarantować, że nic się złego nie wydarzy podczas porodu, ale jeden przypadek nie przesądza o wszystkim. Nie wiem czy w przypadku tej kobiety zostały zachowane wszystkie procedury kwalifikujące do porodu domowego. To pewni wyjaśni prokurator - mówi Joanna Pietrusiewicz.

Propaganda czy rzeczywistość?

Ale chociaż propagatorzy porodów w domu ściśle określają warunki typujące kobiety do takiej formy porodu, to lekarze położnicy nadal uważają opcję porodów domowych za ryzykowne przedsięwzięcie. Takie warunki to przede wszystkim ciąża niskiego ryzyka u zdrowej matki, podjęta świadomie decyzja matki o porodzie w domu, asysta doświadczonej i kompetentnej położnej i możliwość szybkiego transportu rodzącej do szpitala, gdy zajdzie taka potrzeba. Ginekolodzy powtarzają, że poród to nadal jedna z niewielu sytuacji we współczesnej medycynie gdy całkiem zdrowe osoby - mama, dziecko albo oboje mogą umrzeć w jego trakcie. Według australijskich raportów, transportem do szpitala na pewnym etapie porodu, zarówno przed, w trakcie lub po, kończy się około 20 proc. porodów kobiet, które planowały urodzić w domu.

W szpitalach dzieją się straszne rzeczy

Zdaniem pracownicy Fundacji w polskich szpitalach położniczych też dzieją się straszne rzeczy. Szpital niepotrzebnie interweniuje medycznie podczas narodzin np. podając oksytocynę by przyspieszyć poród, a taka interwencja pociąga za sobą kolejne. Joanna Pietrusiewicz zgadza się z tym, że poród to proces nieprzewidywalny do końca i trzeba świadomie wybrać ryzyko danej opcji. Ale w szpitalu też się ryzykuje - na przykład tym, że u kobiety zostaną przeprowadzone zbędne procedury medyczne - uważa. - Żadna klinika nie zagwarantuje, że nic się nie wydarzy. Oczywiście czasem poród z przyczyn niezależnych nie może zakończyć się w domu, ale zadaniem doświadczonej położnej jest zorientować się, że coś idzie nie tak i przewieźć kobietę do szpitala. Również dziecko może wymagać pomocy neonatologa, ale większość takich rzeczy da się wykryć podczas diagnostyki przedporodowej - przekonuje pracownica Fundacji. - W Polsce trzeba otworzyć kobietom drogę do wyboru miejsca porodu, również w domu.

Porody domowe i siwe włosy

Dr Grzegorz Południewski, znany ginekolog-położnik sam przyjął 11 porodów domowych, ale uważa, ze ryzyko takich praktyk jest duże. - Przybyło mi tylko kilkadziesiąt siwych włosów - ocenia swoje doświadczenie. Jego zdaniem, zwiększone ryzyko wynika też z faktu, że dziecko może się urodzić w różnym stanie. - Ale kobiety mają prawo wybrać taką formę porodu, są dorosłe i wiedzą co robią, choć w tym przypadku decydując się na poród w domu większą część odpowiedzialności za narodziny dziecka biorą na siebie - przekonuje lekarz. W jego opinii trudne jest już samo przekształcenie domu w miejsce spełniające odpowiednie standardy higieny niezbędne do porodu. - Można tego dokonać jeszcze w domu jednorodzinnym, ale mieszkanie w bloku już się do tego nie nadaje - uważa lekarz.

Nie kierujmy się modą

- Złe warunki higieniczne w domu? To absurd. Większym zagrożeniem pod względem higienicznym są szpitale - protestuje Joanna Pietrusiewicz.- Trzeba zajrzeć do toalet szpitali położniczych w naszym kraju. W domu kobieta jest otoczona przyjazną florą bakteryjną swojego mieszkania, poza tym nie rodzi na podłodze, ma rozłożone folie i inne potrzebne elementy wyposażenia. Lekarz widzi tylko patologię, położna fizjologię - podsumowuje Pietrusiewicz. Dr Grzegorz Południewski jest pewien jednego - o tym jak i gdzie urodzimy dziecko nie powinna decydować moda.

Więcej o:
Copyright © Agora SA