Downshifting - chcę żyć wolniej!

Rezygnacja z etatu w korporacji, powrót na uczelnię, praca zdalna zamiast wielogodzinnych dojazdów do pracy. Więcej czasu dla dzieci, proste, ale bardziej pełne życie. Downshifting, czyli zmiana stylu życia na bardziej prosty podbija nie tylko świat, ale i polskie rodziny.

Downshifting (z ang. przesunięcie w dół) to coraz bardziej popularny trend, który polega na wycofaniu się z aktywnego i bardzo stresującego życia na rzecz bardziej spokojnego, choć mniej zasobnego. Na początku zjawisko to miało odniesienie do życia zawodowego, ostatnio jednak fenomen ten rozszerza się na inne dziedziny życia, na przykład stosunek do konsumpcji, windowania swoich potrzeb, unikania niepotrzebnych wydatków. Downshifting oznacza bardziej prosty, ale i pełniejszy sposób życia, większą równowagę między sferą prywatną i zawodową. Zamiast pogoni za dobrami materialnymi, awansem i karierą wybieramy mniej stresujące życie. Stawiamy na jakość czasu z najbliższymi, wychowanie dzieci, nasze pasje i realizację marzeń.

Styl życia dla ustawionych?

- Wydaje mi się, że ten nurt dotyczy głównie ludzi zamożnych, którzy osiągnęli pewien status materialny i zawodowy. Mają oni możliwość bezpiecznego zwolnienia, na przykład rezygnując z pracy w wielkiej korporacji na rzecz pracy we własnej firmie, często na zasadach home office, kiedy to z okien domku na Mazurach mogą klikając w klawiaturę jednocześnie zarabiać pieniądze i cieszyć się spokojem - uważa psycholog Agata Marszałek. - Nie każdy ma jednak takie możliwości. Wiele osób, które myślą o zwolnieniu funkcjonuje wedle zasady: "Jak tylko dojdę do pułapu X wtedy się wycofuję", ale ten pułap często z roku na rok jest podnoszony odrobinę wyżej i nic z tego nie wychodzi. Z drugiej strony bywa tak, że osoby stawiają na "życie w zgodzie ze sobą i ze swoimi wewnętrznymi potrzebami", zaszywają się w głuszy paląc za sobą mosty, a po pewnym czasie tęsknią i chcą wrócić - jednak nie mają już dokąd. Często okazuje się też, że wizja spokojnego wiejskiego życia w zamian za gonitwę w wielkiej korporacji okazuje się nie być wcale taką sielanką. Wymaga bowiem równie dużego wysiłku i zaangażowania czasowego - podkreśla psycholog.

Chęć zadbania o swoje well being

Ale mimo to wiele osób zaczyna uświadamiać sobie błędne koło, w jakie wtłaczają nas marketingowe zabiegi, reklamy, pogoń za coraz to nowszymi modelami sprzętów, samochodów, za coraz lepiej wyposażonymi mieszkaniami, domami, gabinetami. - Samo zauważenie, że myślimy schematem "Im mam więcej, tym jestem lepszy i jest mi lepiej" jest przyznaniem się do funkcjonowaniu w świecie pozorów - uważa Marszałek. Jej zdaniem, chęć spokojniejszego, mniej stresującego funkcjonowania wynikać może z poczucia przeciążenia psychofizycznego. Kolejnym powodem tendencji do zwalniania może być sytuacja życiowa związana z rodziną, zdrowiem, chęcią zadbania o "well being" organizmu i całej osoby. Tak dzieje się często w sytuacji, kiedy nagle spotyka nas niespodziewany kryzys. Zwłaszcza taki, gdy do stracenia mamy dużo więcej niż podwyżkę czy awans, ale coś, czego nie można zyskać biorąc nadgodziny czy wykazując się w pracy - zdrowie czy komfort życia rodziny - tłumaczy Marszałek.

Szansa na życie na wolniejszych obrotach

Marta i Marcin, para trzydziestoletnich warszawiaków z dwójką dzieci mieszkająca na podwarszawskiej wsi, wcześniej nie słyszała o downshiftingu. Jednak idea rezygnacji z życia na wysokich obrotach na rzecz spokojniejszego, ale bardziej świadomego trybu życia i więcej czasu dla rodziny zawsze była im bliska. W końcu kilka lat temu trafiła się okazja by wypróbować ją w praktyce. - Marcin dostał propozycję trzyletniego kontraktu na brytyjskiej uczelni w charakterze naukowca. Latem zdecydowaliśmy się przenieść całą rodziną na Wyspy, do uroczego miasteczka nieopodal Liverpoolu - opowiada Marta. Zwolniła się z pracy w dużej firmie mediowej, Marcin złożył wypowiedzenie w korporacji z branży IT. - Przed wyjazdem mieliśmy mało czasu dla siebie, ja biegałam do pracy na drugim końcu miasta, potem do przedszkola po synka, Marcin pracował do późna i choć dobrze zarabiał, musiał znosić chamskie odzywki szefa - wspomina Marta.

Nieoczekiwany skutek downshiftingu

Nagle, z dnia na dzień zamieniliśmy karierę w korporacji na spokojne życie na zagranicznej prowincji. Mieli mniej kasy, bo Marta tylko dorywczo współpracowała z prasą, ale mogli utrzymać się w trójkę z synkiem z jednej regularnej pensji. Marcin miał nienormowany czas pracy, często pracował też z domu. - Bankiety i imprezy firmowe zastąpiła mi nauka angielskiego w miejscowym koledżu, wyprawy na targ podmiejski, łowienie krabów z synkiem, odprowadzanie go do szkoły i aklimatyzacja do życia w innym kraju - opowiada. - Mieliśmy czas na wspólne spacery, zakupy, wycieczki. I choć nie mieliśmy auta, a zakupy nieraz wieźliśmy w wózku z pobliskiego supermarketu, mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu zamiast własnego w Warszawie, byliśmy naprawdę szczęśliwi - wspomina. Wyjazd do Wielkiej Brytanii i zwolnienie stylu życia zaowocowało także drugą, upragnioną ciążą. - Wcześniej staraliśmy się o dziecko dwa lata, ale widocznie przemęczony gonitwą między pracą, domem i przedszkolem organizm nie był gotowy na nowe życie. Po miesiącu spokojnego życia nad morzem w północnej Anglii zaszłam w ciążę i dziś mamy piękną parkę - mówi uradowana Marta. Niedawno rodzina wróciła z Wysp i mieszka w spokojnym miejscu, z dala od zgiełku Warszawy.

Potrzeba satysfakcji z życia

Downshifting może być spowodowany potrzebą doświadczenia bardziej satysfakcjonującego wewnętrznie życia, potrzebie koncentracji na tym, czego nie zaspokajają pieniądze, czerpania z czasu, którego ulotność w czasach wszechobecnego pędu jest bardzo doświadczana przez ludzi. Inną przyczyną może być również zmiana światopoglądu, na taki, który odrzuca konsumpcjonizm i materializm czy uświadomienie sobie własnych wartości oraz doświadczenie konfliktu między własnymi wartościami a tymi, które wyznaje pracodawca i bliska społeczność osoby. Tym kierowała się zwalniając tempo życia Anna, 35-letnia psycholożka i mama dwóch córeczek. - Od liceum byłam na najwyższych obrotach. Wcześnie urodziłam córeczkę, ale nie przerwałam studiów, a ponieważ nie chciałam zaniedbywać się jako mama biegałam między domem a uczelnią - wspomina. Po urodzeniu córki zaczęła przygotowywać się do następnej ciąży, jednocześnie kumulując rozkład zajęć na uczelni, by druga córka urodziła się już mamie z tytułem magistra.

Perfekcjonistka ma dość

- W dziewiątym miesiącu ciąży, po czterech latach nauki, z najwyższą z możliwych średnią z egzaminu skończyłam psychologię. Trzy dni później urodziłam drugą córkę - opowiada swoje dawne życie. Po kilku miesiącach doszła do wniosku, że za bardzo sobie odpuszcza, więc z marszu zapisała się na studia podyplomowe z zakresu psychoterapii i zaczęła pracować. - Zaczynałam mieć poczucie, że mnie to męczy, że wszystko jest zbyt intensywne, za szybkie, że czasem nie wiem kiedy zaczyna się i kończy dzień. Czułam, że jestem nie na miejscu, kilkugodzinny czas spędzany w samochodzie w drodze do pracy mnie drażni i irytuje. Pieniądze, które dostaję w zamian za pracę nie cieszą tak, jak bym się mogła tego spodziewać, pochwały wlatują jednym a wylatują drugim uchem. Z tyłu głowy miałam ciągle myśl "Chcę być w domu". Trudno było jednak podjąć decyzje o zostawieniu pracy, ponieważ mój perfekcjonizm mnie po prostu blokował - wspomina Anna.

Gdy organizm się buntuje

Anna w pewnym momencie poczuła, że jej organizm się buntuje. - Zaczęłam się zastanawiać, czy nie nadużywam siebie dla dobra obrazu siebie, oczekiwań swoich i innych? Kiedy moje zdrowie zaczęło szwankować, postanowiłam zrobić małą przerwę i pomogło - przyznaje Anna. - W domu z dziećmi czułam się super, nie wybiegałam i nie wbiegałam, nie patrzyłam na zegarek czy mam jeszcze kilka sekund na doczytanie książeczki. Dzieciaki kładły się wcześniej, bo nie musiałyśmy do późna nadrabiać wielu godzin mojej nieobecności, miałam więcej sił i werwy do działania, w domu panował ład i porządek nie okupiony gonitwą i potem, wszyscy byli zadowoleni. Będąc pełnoetatową mamą dwójki dzieci nie ma poczucia, żeby się leniła, za to nie ma pieniędzy. - Mam coś więcej - każdego dnia jestem świadkiem zmian, jakie zachodzą w moich córeczkach, mogę im pomagać, bawić się i uczyć z nimi i widzieć na bieżąco jak z małych bobasów wyrastają na młode kobietki - tłumaczy. Mimo, że nigdy nie spotkała się z dezaprobatą ze strony przyjaciół, to nadal największym problemem są dla niej imprezy, które tak uwielbia przygotowywać. - Niestety tematy, które na nich królują to praca i awanse oraz wszystko co z tym związane. I to bywa trudne, bo ja się po prostu w tym nie odnajduję - przyznaje Anna.

Downshifting nie dla każdego

Zdaniem Marszałek, na pewno łatwiej jest wejść w nurt downshiftingu ludziom niezależnym, którzy odpowiedzialni są same za siebie. Osoby, które utrzymują rodzinę i posiadają dzieci mają dużo większy dylemat, gdyż muszą myśleć o konsekwencjach takiej decyzji, która wpływa na funkcjonowanie całej rodziny, zwłaszcza dzieci. - Kolejną kwestią jest odnalezienie się w nowej roli wśród osób, które funkcjonują zgodnie z ogólnoświatowym nurtem pędu i wyścigu szczurów. Jak będą wyglądały relacje z ludźmi, którzy nie zmieniają się wraz z downshiftingowcami? Czy będziemy umieli zaakceptować to, jak oni funkcjonują, podtrzymywać te relacje i czy oni będą akceptować nasze wybory? - wymienia Agata Marszałek. - Downshifting często sprawia, że z licznego grona przyjaciół pozostaje garstka. Część nie rozumie wyborów zwalniających się z pracy przyjaciół, mówi, że zwariowali albo postradali rozum, część jest na nich zła i nie chce mieć z nimi nic wspólnego a tylko niewielka grupa wspiera ich decyzje. - Na pewno ważne, aby pamiętać, że potrzeba downshiftingu to nie decyzja chwili, wynikająca z nagłego pomysłu, chwilowego zmęczenia, czy kłótni z szefem - podkreśla psycholog. Decyzja o zmianie swojego funkcjonowania w życiu dojrzewa w ludziach przez lata. Jeśli od zawsze chodzi komuś po głowie myśl, że jest nie na swoim miejscu, że mimo wielu zer w banku, willi z basenem, zaproszeń na bankiety i liczne wyjazdy zagraniczne ciągle czuje, że czegoś mu brakuje, czas ucieka przez palce i nie wie, po co to wszystko robi to może myśl, że trzeba zwolnić jest tym ratunkiem?

Copyright © Agora SA