Proponowałabym spojrzeć na sprawę trochę spokojniej. Gdyby synek naprawdę prawie nic nie jadł, to nie wyglądałby dobrze - byłby wychudzony, wynędzniały i słaniałby się na nogach. A zdaje się, że tak nie jest. Chodzi do szkoły i normalnie funkcjonuje, więc może Pani obraz jest nieco przerysowany? I to jest pierwszy temat do refleksji.
Co robić dalej? Przede wszystkim - odczarować sytuację. Z jakichś powodów kwestia jedzenia stała się pierwszoplanowym problemem. Proponuję przywrócić normalną hierarchię spraw i przestać siebie i synka dręczyć. Nic dziwnego, że na widok jedzenia zbiera mu się na wymioty, jeśli posiłki ciągną się godzinami, a w domu wszystko kręci się wokół tej sprawy. Proszę ustalić regularne pory posiłków, siadać do stołu całą rodziną lub przynajmniej we dwoje. Jeśli chłopiec nie chce jeść, to powinien wstać, iść się bawić lub odrabiać lekcje. I to bez komentarzy z Pani strony. Jednocześnie między posiłkami nie powinien podjadać. Proszę też skończyć z pytaniem synka, co lubi.
Oczywiście trzeba będzie w tym czasie radzić sobie ze swoim lękiem, że chłopiec się zagłodzi. Może warto się zastanowić, skąd się biorą te obawy. A więc trzeba zacząć od siebie. Dobrze by było, żeby ktoś z domowników, kto ma większy dystans do całej sprawy, wspierał Panią we wprowadzaniu tych zmian.