Uzależniony od... miłości

Nasz siedmiomiesięczny Michaś od paru miesięcy jest leczony neurologicznie i stymulowany metodą dr Vojty z powodu pewnych zaburzeń układu nerwowego. Teraz jest już lepiej, patologie znikają, motorycznie się poprawił, staje, siada, raczkuje. Pozostał jednak pewien niepokój. Objawia się to tym, że budzi się z płaczem w nocy, a za dnia mało sypia i często również budzi się z płaczem, nic go nie uspokaja i po chwili zasypia. Nie chce się też długo sam bawić. Kiedy zostawiamy go w łóżeczku i wychodzimy z pokoju, Michaś bawi się chwilę, a potem zaczyna marudzić. Na nasz widok zwykle się uspokaja, ale czasem nie. Czasem, jedząc z piersi, zaczyna się prężyć i marudzić.

Dziecko w pierwszym roku życia potrzebuje dużo miłości, dużo bliskości, dotyku, przytulania, mówienia do niego. Michaś jest jeszcze bardzo mały - ma dopiero siedem miesięcy. Rozumiem, że ma za sobą okres ćwiczeń - niezbędnych z powodu zaburzeń układu nerwowego. Jednocześnie były one jednak dla niego jakąś formą "pracy", która ominęłaby go, gdyby był całkiem zdrowy. To zupełnie wystarczający powód niespokojnych zachowań. Synkowi potrzeba więc jeszcze bardziej tego wszystkiego, o czym napisałam na początku.

To, że nie potrafi się długo sam bawić (właśnie nie potrafi, a nie "nie chce"), jest naturalne w jego wieku. Nie można też w tym wieku mówić o uzależnieniu. Niemowlę po prostu potrzebuje bardzo bliskiej więzi. Karmiąc piersią, lepiej nie robić równocześnie nic innego, ponieważ jest to bliski i intymny kontakt, który może dać dużo zarówno dziecku, jak i matce, ale pod warunkiem że się na nim skupimy. A czy dziecko słyszy włączony telewizor? Oczywiście. Wyczuwa również rozproszenie mamy i jej podzieloną uwagę. A więc nie bójcie się, moi drodzy Państwo, bliskości z Waszym dzieckiem, bo to jest to, czego ono najbardziej potrzebuje.

Więcej o:
Copyright © Agora SA