Walka o przedszkolne obiadki

Kiedy moja Milusia wróciła po dłuższej przerwie do przedszkola, zaczęła się histeria. Nie chce tam nic jeść, a panie robią z tego problem.

Ja uważam, że nie należy zmuszać dziecka do jedzenia. Może nie mam racji, ale naprawdę nie widzę nic złego w tym, że córeczka nie chce jeść przedszkolnych posiłków. Staram się, by zjadła śniadanie w domu, a o trzeciej je domowy obiad. Dawniej mogłam jej przynosić domowe jedzenie, ale teraz pani dyrektor stwierdziła, że nie jest to możliwe. Czy panie w przedszkolu nie mogą pójść na jakiś kompromis? Naprawdę z ciężkim sercem prowadzę tam co rano płaczącą córkę. A może mała nie jest jeszcze emocjonalnie gotowa na pójście do przedszkola? Chociaż z drugiej strony bardzo potrzebuje kontaktu z innymi dziećmi.

Jeśli córka w przedszkolu dobrze się bawi, wchodzi w relacje z rówieśnikami, to nie wydaje mi się, by była niedojrzała emocjonalnie do rozstania z mamą. Myślę, że przynoszenie własnego jedzenia nie jest najlepszym rozwiązaniem (ciekawe, skąd ten pomysł w ogóle się wziął). Sądzę, że rodzice mają prawo decydować o tym, że ich dziecko nie będzie jadło w przedszkolu, ale to też nie wydaje mi się rozsądnym rozwiązaniem - brak posiłku przez osiem-dziewięć godzin nie jest zdrowy. Może zatem poszukać innego sposobu, np. wcześniej odbierać córeczkę z przedszkola? A może zrewidować nieco własne poglądy w kwestii posiłków i ustalanego przez dorosłych pewnego porządku w życiu Milusi? Nie myślę, oczywiście, o zmuszaniu czy karmieniu na siłę, ale o tym, że dziewczynka siada z innymi dziećmi do stołu i nie wstaje, dopóki inni nie skończą jeść. To samo w domu - jada z innymi domownikami przy stole, nie bawi się przy jedzeniu itd. Może Pani przyjdą do głowy jeszcze inne spostrzeżenia i pomysły?

Więcej o:
Copyright © Agora SA