Dziwny objaw - wychowanie dziecka

Ponad rok temu, strzygąc synka, zauważyłam niewielki ubytek włosów nad czołem. Pomyślałam, że to może łysienie plackowate, którego sama doświadczyłam kilka lat wcześniej pod wpływem stresu. Po rozmowie z psychologiem wyklarowała się teza, że jest to reakcja na możliwość pojawienia się rodzeństwa. Zdarzało się, że rozmawialiśmy o tym z mężem, chociaż starałam się nie zachwycać tą perspektywą, aby nie dać odczuć Jakubkowi utraty jego uprzywilejowanej pozycji jedynaka. Pani psycholog zasugerowała, bym powiedziała przy nim do męża, że na razie drugiego dziecka nie będzie. Reakcja Jakubka była natychmiastowa: przytulił się do mnie i powiedział: "Pewnie, mamusiu, po co ci takie kłopoty". Ale to nie zatrzymało łysienia. Lekarze, homeopaci, radiesteci nie znajdowali przyczyny, w szpitalu zrobiono kompleksowe badania - jest całkowicie zdrowy. Po roku synek sam zaczął wspominać o rodzeństwie - wszyscy jego koledzy mają siostrę lub brata. Nie wydaje mi się jednak, żeby problem był rozwiązany. Wszystko, co Jakub czuje, jest bardzo "na wierzchu", przejmuje się tyloma rzeczami, jest bardzo wrażliwy... Czy możliwe, żeby nadal nie akceptował pojawienia się rodzeństwa, tylko grał rolę narzuconą przez otoczenie? Czy przez to, że od małego udzielałam mu wyczerpujących odpowiedzi, spowodowałam, że przyjął na siebie za dużo? Czy suma jego strachów, niepokojów daje podstawę do jego choroby?

Stawia Pani wiele pytań, postawiono też wiele hipotez dotyczących kłopotów synka. Nie doradzę, co jeszcze sprawdzić i gdzie się udać. Nie napisała Pani zresztą, czy w ostateczności zdiagnozowano u Jakuba łysienie na tle nerwowym, jaki jest stan aktualny - polepszyło się, pogorszyło czy jest bez zmian... Nie pisze Pani też właściwie nic o synku - jaki jest, co lubi, czym się bawi.

Dziwi mnie bardzo uzależnianie decyzji o posiadaniu drugiego dziecka od... No właśnie - właściwie nie wiem dokładnie od czego. Od zgody syna? Od gwarancji, że przeżyje ten fakt pozytywnie?

Gdybym więc miała stawiać jakieś hipotezy, to myślałabym, że w Waszej rodzinie nastąpiła jakaś przedziwna zamiana ról - mały chłopczyk ma w ręku bardzo poważne decyzje (dotyczące prokreacji). To za dużo na jego barki - rzeczywiście "można wyłysieć z przeciążenia". Mama z kolei zachowuje się jak mała dziewczynka, która głównie się boi, o tacie zaś niewiele wiadomo.

Żadne dziecko zaproszone przedwcześnie do świata dorosłych nie będzie czuło się bezpiecznie. Może więc trzeba powoli przywrócić trochę ładu opartego na zdrowym rozsądku - rodzice powinna stanowić jeden wspólny podsystem, w pewnych aspektach ich relacji niedostępny dla dziecka. Dzieci nie powinny decydować o tym, czy rodzina się powiększy, czy też nie - to zdecydowanie domena rodziców.

Zdarza się, że dzieci chorują, gdy między rodzicami nie dzieje się najlepiej. Wtedy ich choroba łączy rodziców, pomaga im mieć wspólny cel. Zachęcam Państwa do wspólnej refleksji, ewentualnie do podjęcia terapii systemowej przez całą rodzinę razem z synkiem.

Więcej o:
Copyright © Agora SA