Rodzicielstwo bliskości - wychowanie starszych dzieci

Jak wychowywać w zgodzie z Rodzicielstwem Bliskości starsze dzieci? Na co uważać, na co sobie i dziecku pozwalać? Tłumaczy psycholożka Agnieszka Stein.

Zasady Rodzicielstwa Bliskości wydają się jasne dla rodziców niemowlęcia. Ale dziecko, w którego potrzeby mamy się wsłuchiwać, rośnie. Czy jego potrzeby się zmieniają?

Potrzeby się nie zmieniają. Zmieniają się pomysły dziecka na to, jak je zaspokoić. Kłopot w tym, że nawet rodzice z kręgu Rodzicielstwa Bliskości są często przekonani, że to jest dobre na początek. I że w którymś momencie trzeba jednak przejść na tradycyjne wychowanie, np. zacząć wymagać. Zwykle dzieje się tak, gdy dziecko ma rok-półtora, dwa lata. Rodzicom wydaje się, że już dużo rozumie i że to jest ten czas, gdy można mu coś kazać, a czegoś zabronić. A to jest dokładnie ten czas, gdy dziecko chce zaznaczyć swoją indywidualność - ma własne zdanie i chce wszystko robić na odwrót. Jednocześnie targają nim emocje, kładzie się, wierzga, tupie. Rodzice mają poczucie, że sposób, w jaki wcześniej postępowali z dzieckiem, przestaje działać.

A tak nie jest?

Takie zachowania są elementem prawidłowego rozwoju. Nawet dowodem na to, że z dzieckiem jest wszystko w porządku. Jeśli spojrzymy na rozwój motoryczny malucha, widzimy, że dziecko próbuje stawać, chodzić. Podejmuje próby - czasem mu się uda, czasem nie. To samo dzieje się w rozwoju emocjonalnym. Są emocje, nie ma tylko umiejętności ich kontrolowania.

Dziecko wrzeszczy, kładzie się na podłodze i wierzga. Jak w tej sytuacji ma zachować się rodzic wierny Rodzicielstwu Bliskości?

Wydaje mi się, że rodzice często wiedzą doskonale, co zrobić w takiej sytuacji. Intuicyjnie znajdują kompromis między potrzebami dziecka i własnymi. Jakoś się z nim dogadują. Wtedy często słyszą, że pozwolili sobie wejść na głowę, że dziecko nimi rządzi. I to jest dla nich trudne.

Warto potraktować ten okres życia dziecka jako etap przejściowy, gdy nie ma sensu zbyt wiele wymagać. Wybrać, co jest dla nas ważne, niepodważalne i na czym nam naprawdę zależy. A resztę, czyli np. pilnowanie, żeby dziecko się "ładnie" zachowywało, odłożyć na bok. Nie można oczekiwać, by małe dziecko zachowywało się jak dorosły.

No tak. Ale przecież dziecko potrzebuje granic. Musi mieć poczucie, że jest bezpiecznie, bo dorośli panują nad sytuacją.

Tak. I rodzice często mają trudność ze stawianiem granic, ale głównie jeśli chodzi o ich własne granice. Trudno jest im określić, czego potrzebują, co im się podoba, a co nie. Zdarza się, że dziecko nie współpracuje z dorosłym, bo on nie daje mu jasno znać, czego od niego oczekuje. Rodzice mówią: "Ona jest już taka duża, powinna zrozumieć, o co mi chodzi". Nieprawda, wcale nie rozumie.

Czasem rodzice nie mają odwagi powiedzieć: "Ja tego nie chcę, nie lubię, nie podoba mi się to". Używają wybiegów. Mówią: "Nikt tak nie robi, tak nie wolno". Wydaje się im, że dziecko nie zrozumie, że IM coś nie pasuje, sądzą, że mocniej podziała ogólnik: NIKT tak nie robi. Tymczasem jest odwrotnie. Zwłaszcza że obecnie ogólne zasady tracą na sile. Ludzie mają różny styl życia. Rodzice mówią, że nikt tak nie robi, a dziecko widzi, że a i owszem, robi.

Dużo trudnych sytuacji ma miejsce podczas jedzenia. Dziecko buntuje się, nie chce zjeść tego, co mu przygotowaliśmy. Chce decydować. I co wtedy? Ulegać?

No tak, dziecko chce jeść na okrągło spaghetti, a rodzice dowiadują się z mediów, że dzieci w Polsce są źle odżywiane, że nie dostają w diecie tego, co powinny. I czują się winni. Jeśli trafią do lekarza, który stwierdzi, że dziecko waży za mało albo że trzeba mu zmienić dietę, są pod wpływem silnego stresu. Potrzebują wzmocnienia. Trzeba im powiedzieć jasno: owszem, nie jest dobrze niemowlę karmić kabanosami. Ale jeśli małe dziecko siada do stołu z rodziną, która w miarę zdrowo je i ma na tym stole różne rzeczy do wyboru, to pozwólmy mu wybierać. Nie wywierajmy na nim presji ani sami nie czujmy się winni.

Jednym z postulatów Rodzicielstwa Bliskości jest noszenie dzieci. Z tego dziecko samo w pewnym momencie wyrasta, bo uczy się chodzić. A co ze wspólnym spaniem?

Jednym z nieporozumień dotyczących Rodzicielstwa Bliskości jest przekonanie rodziców, że chodzi o to, by dziecku oszczędzić wszelkich trudnych emocji. To nieprawda. Z trudnych momentów nie warto rezygnować, bo one najsilniej ludzi ze sobą wiążą

Teoria więzi, która leży u podstaw Rodzicielstwa Bliskości, mówi, że jeśli rodzice chcą sprawować troskliwą opiekę nad dzieckiem, to muszą w tym, co robią, uwzględniać to, co dziecko im komunikuje. Rodzice mają prawo chcieć spać osobno. Niech więc spróbują, czy dziecko to zaakceptuje. Jeśli widzą, że ono nie bardzo sobie z tym radzi, bo budzi się co 15 minut, a oni w związku z tym także chodzą nieprzytomni, niech poszukają lepszej drogi.

Czyli powinni dać sobie prawo do podejmowania różnych prób, a nawet wycofywania się z raz podjętych decyzji?

Tak. Jeśli chodzi o spanie - nie ma żadnych dowodów na to, że jakaś konfiguracja spania - razem, osobno, bliżej, dalej -może skrzywdzić dziecko. Trzeba wybrać to, co dobre dla konkretnej rodziny, na konkretnym etapie jej życia.

Co mają zrobić rodzice, którzy dopiero przy drugim dziecku nabierają do siebie zaufania i postępują zgodnie z intuicją: noszą, tulą, są blisko. Jak mogą nadrobić stracony czas z pierwszym dzieckiem, które wychowywali bardziej rygorystycznie?

Najtrudniej chyba jest zacząć ufać emocjom dziecka. Patrzeć na nie jako na człowieka, który ma jakieś intencje, jakiś cel, potrzeby, które próbuje zaspokoić. U małego dziecka stosunkowo łatwo to dostrzec, bo też nasze działania kończą się zwykle nagrodą. Dziecko płacze, bierzemy je w ramiona, uspokaja się - jest sukces. U starszego to tak szybko nie działa.

Weźmy przykład kłopotów z jedzeniem. Jest sześciomiesięczne niemowlę, które nie chce jeść papki z marchewki. Próbujemy dać mu jedzenie do ręki. Okazuje się, że to jest to. Dziecko zaczyna jeść. Super. Ale kiedy mamy sześciolatka, który nie chce jeść, bo był do jedzenia zmuszany, to danie mu swobody przy stole nie naprawi tego problemu od razu. To może potrwać. Warto mieć tego świadomość. I wybaczać sobie potknięcia. Mieliśmy nie krzyczeć na dziecko. Nakrzyczeliśmy. Trudno. Ważne, żeby starać się dalej.

Zmiana tego nawyku może potrwać, mogą być potrzebne warsztaty, pomoc z zewnątrz, a przede wszystkim sporo determinacji.

Sama doświadczyłam, jakie to trudne. Ale był też moment, kiedy zaskoczyło, i dziecko stało się radosne, pełne wiary w siebie.

Tak może być. Ale trzeba też pamiętać, że dzieci rozwijają się fazami. Będzie faza pełna dobrych, nagradzających doświadczeń, a potem faza, w której dziecko będzie się z czymś zmagać i już nie będzie tak fajnie. Trzeba to mieć w tyle głowy. Że jak jest gorzej, to niekoniecznie dlatego, że coś źle robimy, tylko dlatego, że dziecko weszło w kolejny etap. Tak samo zresztą dzieje się w tradycyjnym modelu wychowania. Jakaś metoda działa, działa i nagle przestaje. Już nie jest skuteczna? A może to dziecko weszło w nowy etap rozwoju?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.