Dlaczego we Francji nie widać zbuntowanych dwulatków, leżących na chodnikach podczas ataku histerii? Jaką tajemną wiedzę posiadły Francuzki, że ich dwumiesięczne dzieci przesypiają całe noce? Takie pytania postanowiła zadać mieszkająca w Paryżu Amerykanka, Pamela Druckerman, w swojej książce "W Paryżu dzieci nie grymaszą" (wyd. Wydawnictwo Literackie), wkładając tym samym kij w mrowisko rodzicielskich niepewności i obaw. Niewiele rzeczy potrafi wzbudzić taki opór i kontrowersje, jak powiedzenie innemu rodzicowi, że nie zna się na wychowywaniu swoich dzieci. Druckerman wypytała francuskich znajomych o metody wychowawcze, dzięki którym mają takie "grzeczne" potomstwo, a wydawcy zwietrzyli sukces i w styczniu tego roku wydali jej książkę.
W brytyjskim tygodniku "The Observer" ukazał się artykuł autorstwa Kim Wilsher, polemizujący z tezami zawartymi w książce Druckerman. - Uważamy, że dzieci są małymi ludźmi, ale nie są równe dorosłym - mówi cytowana w artykule Bénédicte Lohe-Le Blanc, Francuzka mieszkająca w Anglii. - Dziecko jest dzieckiem i powinno znać swoje miejsce. We Francji postrzegamy władzę rodzicielską jako formę uczucia i wierzymy, że to dzięki tej władzy i autorytetowi rodziców dziecko rozkwitnie. Krótko mówiąc: moje dziecko może mieć swoje zdanie, ale to ja podejmuję decyzje.
Według Wilsher we Francji kładzie się nacisk głównie na dyscyplinę. Rodzice wprowadzają ją tylko częściowo - ważniejsza jest tu rola szkolnictwa państwowego. Tam szczególną wagę przykłada się do dobrych manier i matematyki, a kreatywność i wyobraźnia nie są doceniane. Zgadza się z nią Bénédicte Juston, romanistka, profesorka mieszkająca w zachodnim Londynie - Największą różnicę między wychowywaniem dzieci we Francji i w Wielkiej Brytanii można dostrzec właśnie w szkołach. Jeśli brytyjskie dziecko ma talent artystyczny, ale nie jest zbyt dobre z matematyki, wszyscy mówią, żeby się tym nie martwić, że to przyjdzie samo. We Francji nauczyciel wezwałby rodziców i powiedział, że nie umie ono pisać i dodawać oraz że nic innego się nie liczy.
Mieszkająca we Francji Polka, która opowiedziała nam o tym, jak mieszka się we Francji , także wspomina o dyscyplinie, jako wyznaczniku francuskiego stylu wychowania. Mówi, że narzuca ją szkoła, która zaczyna się w 3 roku życia. Od małego uczy się dzieci, że musza uważać na młodszych kolegów na placach zabaw, a jeśli jakieś dziecko źle się zachowuje, to jego matka lub ojciec zazwyczaj natychmiast reagują. - Rodzice są również bardzo zrelaksowani, jako że nie podważa się ich autorytetu rodzicielskiego. Sposób wychowania dziecka wychodzi od rodzica, a szkoła lub niania pracują według wytyczonej przez nich linii.
Brytyjskie dzieci są głośniejsze i bardziej swobodne. Sytuacje, w których francuska matka zabrałaby dziecko do innego pokoju z okrzykiem " ça suffit !" ("Wystarczy!"), w Wielkiej Brytanii rozgrywa się pytając dziecko o jego uczucia lub prosząc o zmianę zachowania. Mieszkająca w Irlandii Ania opowiedziała nam o wychowaniu w wydaniu irlandzkim tymi słowy: - Podoba mi się partnerskie podejście do dziecka. Jednak fatalne jest to, że czasami to z założenia pozytywne "bezstresowe wychowanie" przybiera przesadną formę i dzieciakom pozwala się dosłownie na wszystko.
Dziennikarka "The Observer" zarzuca autorce książki, że rozmawiała z rodzicami z klasy średniej, którzy pasowali do jej obserwacji, ale że zupełnie inne wyniki mogłyby przynieść rozmowy z rodzinami z uboższych dzielnic miasta. Wtóruje jej Justyna Dąbrowska, psychoterapeutka i założycielka miesięcznika "Dziecko": - Wszelkie uogólnienia budzą mój sceptycyzm. Sądzę, że nie ma dziś czegoś takiego, jak "model francuski" albo "model anglosaski". Żyjemy w XXI w., a współczesne społeczeństwa zachodnie są bardzo złożone i składają się z wielu różnorodnych grup społecznych. Rozumiem, że autorka, która jest Amerykanką, była szczególnie wyczulona na różnice kulturowe, które zobaczyła mieszkając we Francji. Zauważała to, co było dla niej nowe i intrygujące. Nie wyciągałabym jednak z jej jednostkowych wrażeń daleko idących wniosków dotyczących tego, które dzieci są lepiej wychowane. A poza tym, jak właściwie mielibyśmy to zmierzyć?
Cytowana w artykule Wilsher psycholożka dziecięca i terapeutka rodzinna, dr Caroline Thompson, mieszka w Paryżu, część dzieciństwa spędziła w Stanach Zjednoczonych, a jej ojciec jest Brytyjczykiem. Według niej różnice w wychowywaniu dzieci w krajach anglosaskich i we Francji wynikają z tego, jak matki postrzegają same siebie. Twierdzi, że Francuzki przede wszystkim chcą być widziane jako kobiety, a dopiero później jako mamy, w przeciwieństwie do Brytyjek i Amerykanek, mocno przeżywających swoje macierzyństwo i traktujących swoje role matek w kategoriach najważniejszego życiowego wydarzenia. Wyjaśnia, że w sytuacji, gdy dziecko źle się zachowuje, Anglosaska mama zastanawia się "co ono czuje?", podczas, gdy Francuzka pyta "co ja teraz czuję?".
Justyna Dąbrowska podsumowuje: - Różni ludzie różnie wychowują swoje dzieci. Co ciekawe, badania naukowe pokazują, że sam styl wychowania nie ma większego znaczenia. Istotne jest, czy między dzieckiem a choćby jednym rodzicem jest bezpieczna więź, czy w domu nie ma przemocy, czy dziecko ma wystarczająco dużo społecznych kontaktów, czy jest zdrowe i czy rodzice nie chorują na choroby przewlekłe (np. na depresję). Tak naprawdę o stylu wychowania w dużym stopniu decyduje też... zamożność rodziców. Okazuje się, że rodziny w których jest bieda, lub które zagrożone są ubóstwem, o wiele częściej prezentują model autokratyczny ("dzieci i ryby głosu nie mają") a w rodzinach zamożniejszych styl tworzenia relacji z dzieckiem jest bardziej demokratyczny ("nie ma dzieci, są ludzie").
Sama książka Pameli Druckerman to być może zbiór uogólnień i stereotypów, ale spełnia swoją funkcję: wywołuje dyskusję, dobrze się czyta, przynosi zyski autorce i wydawnictwu. A to, co rozumie się przez termin "dobre wychowanie" to kwestia jak najbardziej subiektywna. Kasia, której mąż jest Anglikiem, twierdzi, że w jego kraju dzieci są uwielbiane, a ludzie są bardzo życzliwi i pomocni. - Podoba mi się stosunek do dzieci, - mówi - rodzice starają się być zasadniczy i konsekwentni, ale też potrafią bawić się ze swoimi dziećmi i w pełni wykorzystywać czas, który z nimi spędzają. Dzieci nie są rozpieszczane. Podobają mi się też szkoły brytyjskie, gdzie dzieci uczą się w ciekawy sposób i są zachęcane do kreatywności. - Jak widać, każda opinia zależy od tego, kto ją wygłasza.