Ślimak

Zupełnie niedorzecznie wydawało mi się, że nasze dzieci po przeprowadzce na wieś zaczną prowadzić inne życie. Ba, nawet podzieliłem się tym spostrzeżeniem z żoną.

Kiedy byłem mały i mieszkałem na wsi, całymi dniami siedziałem na dworze - powiedziałem jej.

- I myślisz, że Pitu i Kudłata też tam będą siedzieć? - zapytała.

- A co innego dziecko może robić na wsi - wzruszyłem lekko ramionami.

Rzecz jasna myliłem się całkowicie. Nasze dzieci, które w mieście nie mogły usiedzieć w mieszkaniu i natychmiast po powrocie ze spaceru domagały się pójścia na spacer - nagle oklapły.

- Może wyjdziemy do lasu - proponowałem. - Piękna pogoda.

- E, nie - dziękował uprzejmie Pitu. - Posiedzę sobie w pokoju.

- Ja pójdę - deklarowała się Kudłata. - Ale nie ma mrówki?

No cóż, mrówki były w ilości milionów sztuk. W końcu zamieszkaliśmy w lesie.

- Widziałem kilka - powiedziałem ostrożnie, pamiętając, że dzieciom się nie kłamie.

- To nie pójdę, boję się mrówki - stwierdzała Kudłata. - Bajkę sobie pooglądam.

- I robaki są straszne - kiwał głową Pitu.

Przysięgam, robiliśmy wszystko, żeby skłonić nasze dzieci do wyjścia. Bez skutku.

- Może jakoś je przekonamy, że te robaczki ich nie napadną - zastanawiałem się na głos.

- Całe życie mieszkały w mieście. Nic dziwnego, że boją się robaków - westchnęła Monika. Pokaże im, że one są nieszkodliwe.

Następnego dnia zobaczyłem, że moja żona niesie coś w ręce.

- Dzieci, zobaczcie - biedronka.

- A bardzo gryzie? - dopytywał Pitu. - Lepiej ją zostaw, boję się jej.

Po kilku dniach byliśmy gotowi skapitulować. Najwyraźniej nasze dzieci bały się wszystkiego, co nie było naszymi kotami.

Po tygodniu nakryłem Pitulka, jak coś chował do pudełka.

- Co tam masz? - zainteresowałem się.

- To tylko Stasio - wyjaśnił mój syn.

- Stasio? - zdziwiłem się.

- No, nie wiesz, tato? To kolega Rysia. Ale Rysio gdzieś poszedł i nie wiem, gdzie jest. Pewnie mu smutno, że zgubił kolegę.

Najwyraźniej jakiś element rozwoju naszych dzieci umknął mi bezpowrotnie.

- Chodź, tato, poszukajmy Rysia i może Czesia.

- Aha, a jak wygląda Czesio? - zainteresowałem się.

- No, nie wiesz? To ten gruby, co lubi jabłuszka.

Dzieci raźnie ruszyły w las, a ja poszedłem za nimi, rozglądając się, czy przypadkiem nie spotkam za drzewem Czesia albo Rysia.

- Mam go - wysapał szczęśliwy Pitu, dumnie pokazując ślimaka. - To Rysio, poznaję go.

- A ja znalazłam jego żonę - pochwaliła się Kudłata, przynosząc następne ślimaki. - O, to trzy żony, ale nie szkodzi.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.