Zwykły wieczór

Z drugiego pokoju dobiegła kakofonia dźwięków, które moje wrażliwe ucho ojca zinterpretowało jako skakanie Kudłatej po klawiszach pianina.

Kudłata chichocząc złowieszczo, wylewała wodę z umywalki na podłogę, a w rosnącą kałużę wrzucała czyste ręczniki, zaśmiewając się do rozpuku. Pitu z bliżej niewyjaśnionego powodu zamiast się kąpać w wannie uciekł z niej i teraz latał po mieszkaniu goły i ociekający wodą, goniąc psa, który właśnie wrócił z podwórka. Obaj tarzali się po ziemi i świeżo umyty Pitu przez chwilę wyglądający jak czyste dziecko przybrał znów swój naturalny, szaroprzybrudzony kolor.

- Koniec zabawy - usiłowała się przedrzeć przez wrzaski moja żona. - Godzina 21, idziemy do łóżeczek.

W tej chwili z drugiego pokoju dobiegła kakofonia dźwięków, które moje wrażliwe ucho ojca zinterpretowało jako skakanie Kudłatej po klawiszach pianina.

Wpadłem do pokoju. Kudłata skakała goła i mokra po klawiszach pianina.

- Ja tańczę tato - wrzasnęła uradowana, po czym widząc moja minę, czmychnęła za firankę, ściągając ją z karnisza, który z głuchym jękiem odpadł ze ściany.

- Niechcący to zrobiłam tatusiu - wyjaśniła i śmignęła mi między nogami, zanim zdążyłem zareagować.

- Liczę do trzech i macie być w łóżkach - wrzasnąłem nie bardzo wiem do kogo, bo tylko stłumione chichoty sugerowały obecność dzieci w domu.

Po pięciu minutach znalazłem Kudłatą w szafce ze sprzętem elektronicznym, gdzie udało jej się zamknąć.

- Niechcący nadepnęłam na radio tatusiu - wyjaśniła. - Bardzo przepraszam. Coś odpadło.

Zaniosłem ją do łóżeczka, widząc kątem oka, że coś wielkości Pitulka śmignęło w stronę kuchni.

- Do łóżka - ryknąłem. - Będzie czytanie bajeczki. Ale tylko dla tych, którzy leżą w łóżku.

- Ja jestem grzeczna - uśmiechnęła się wdzięcznie Kudłata.

Zostawiłem ją w łóżku i poszedłem szukać Pitu. Monika odkryła go zaśmiewającego się do rozpuku w szafce kuchennej. Nawet się specjalnie nie zdziwiłem, kiedy odtransportowałem go do łóżka i nie zobaczyłem nawet śladu jego siostry.

Gdzieś w domu rozlegało się tylko ciche kukanie.

- Kudłata, to już nie jest śmieszne, wracaj do łóżka - zawołałem.

- Nie wrócę, bo kukułki nie śpią w łóżkach - usłyszałem odpowiedź.

Po kolejnym kwadransie udało nam się doprowadzić do chwilowego zwycięstwa. Każde dziecko leżało w swoim łóżeczku, choć żadne nie zamierzało zasnąć.

Jednym słowem był to kolejny wieczór zwykłych rodziców walczących kolejną godzinę z potomstwem i mających coraz mniejszą nadzieję na zwycięstwo.

- Wiesz, ile dzieci miała Ania ze Złotego Brzegu? - zapytała mnie moja żona z dzikim błyskiem w oku.

Nie miałem pojęcia. Książki o Ani mnie ominęły.

- Miała szóstkę - westchnęła Monika.

- Oszalała i resztę życia spędziła w zakładzie zamkniętym - zapytałem pro forma.

- Nie, bardzo je kochała i chciała ich mieć więcej - odparła Monika, łapiąc Pitu, który właśnie wrzucił Kudłatej do łóżka piach z butów, a ona wylała na jego łóżko wodę.

O 23, kiedy dzieci poszły już spać, a ja byłem tylko cieniem człowieka, powlokłem się do biblioteczki, żeby znaleźć książkę o Ani.

Otworzyła mi się na stronie, gdzie dzieci leżały grzecznie w łóżeczkach, a Ania przyszła je pocałować na dobranoc.

Do łóżeczek położyła je stara wierna Zuzanna.

Tak, teraz rozumiem Anię.

Więcej o:
Copyright © Agora SA