Kudłata skończyła dwa i pół roku. Pitulek był w tym wieku człowiekiem małomównym. Rzadko zdobywał się na szerszy opis rzeczywistości typu: "Popatrz, traktor jedzie". Zostało mu to do dziś. Powinien pracować w tajnych służbach. Próby wyciągnięcia od niego zeznań spalają na panewce. Wzrusza ramionami i komunikuje: "Nie chce mi się teraz gadać". Kudłata to zupełnie inna para kaloszy. Zaczyna od szóstej rano.
- Popatrz, to się zepsuło, może nie zepsuło. Napraw to. O, gąska robi "gę gę". A piesek babci robi "hau hau", a tato, jak robi kotek? "Miau" robi - budzi nas rano jej przydługi monolog.
Zwlekamy się z łóżka. Kudłata krąży między nami a Pitulkiem, który rano też wygląda, jakby potrzebował espresso.
- Opowiem ci, co było wczoraj. Bawiłam się foremkami i był wiatr, i miałam czapeczkę. To czerwona czapeczka. Ojejku, gdzie ta czapeczka? Idź szukać czapeczki, o jest czapeczka. I piłam picie. Gdzie moje picie? Ojejku, gdzie ono jest?
Podaję jej picie przyzwyczajony już do tego, że Kudłata ma pamięć jak słoń i nie opuszcza niczego. Niestety, kiedy dojdzie w relacji do momentu, kiedy coś je albo pije, to żąda, żeby podać jej niezbędne rekwizyty.
- O, jest już picie - kontynuowała Kudłata. - I biegałam, i się wspinałam, a potem się bawiłam z dziewczynką i babki robiłam, i śpiewałam, o tak śpiewałam: "Sto lat, sto lat...".
Usiłuję się wymknąć na espresso, ale mi się nie udaje. Pitu siedzi naburmuszony.
- Chcę jeść - rzuca, jak to chłop. A Kudłata tymczasem rozwija repertuar.
- I skakałam, i poszliśmy do sklepu, i kupiłam cukiereczka. Ojejku, gdzie cukiereczek?
- Zjadłaś - rzuca Pitu.
- Nie zjadłam, nie zjadłam, ojejku, gdzie jest?
Wyciągam jakiegoś cukiereczka, bo wiem, że następuje moment kryzysowy, i opowieść trwa dalej. W tym czasie wymieniamy się z Moniką i myjemy, a potem idziemy na spacer. Kudłata ani na chwilę nie przestaje relacjonować.
- O, tu jedzie autobus. Jaki duży ten autobus, wczoraj jechałam autobusem, to był duży autobus. A może trochę mały? Nie, duży. Tato pojedziemy autobusem? - pyta Kudłata.
- Nie dzisiaj - mówię.
- Może jutro? Z babcią jechałam autobusem, to był duży autobus, do cioci pojechałam i długo jechaliśmy, i babcia dała mi bilet, a ty masz bilet?
- Nie mam.
- Babcia ma bilet, ja chcę do babci. Babcia ma kurki, kurki mają jajka, wiesz? Chcę jajo, dwa jaja. Zjeść jajo. Ty masz jajo?
- Jak wrócimy do domu - zaczynam.
- Nie, teraz jaja - buzia Kudłatej się wykrzywia. Na szczęście wiem, co robić dalej.
- A dziadek? - podrzucam.
- Dziadek ma samochód i jechałam samochodem. Do sklepu jechałam. I śpiewałam. I babcia śpiewała, i dziadek też. "Sto lat, sto lat...". A potem kupiłam cukierka. Ojejku, gdzie jest cukierek?
W tym momencie zobaczyłem, że przygląda mi się ze współczuciem jakiś starszy pan.
- Ona tak długo może? - zapytał.
- Kupimy jajo, nie, dwa jaja, i zjem jaja, i Pitu zje jaja. I kot też zje jaja. A potem pójdziemy się bawić. Zrobię babki. I Pitu też zrobi. I tata zrobi. A potem tata zje. I będziemy śpiewać "Sto lat, sto lat...".
- Non stop - westchnąłem.