Wzmacniacze

Dzięki dzieciom pewne rzeczy słyszymy lepiej. Nie wiecie, o co mi chodzi? Już wyjaśniam...

To było jeszcze wtedy, gdy nie miałem dzieci. Spotkałem się ze swoim ojcem, o czymś tam rozmawialiśmy, to było akurat wtedy, gdy matka gdzieś wyjechała. Nie zdarza się często, że matka wyjeżdża sama, ale wtedy tak właśnie było.

- No i jak ci samemu? - zapytałem. Sapnął, stęknął, a potem zaczął coś w stylu, że jakoś tak pusto, nudno, nikt się go nie czepia, nie ma do niego pretensji.

- Czyli tęsknisz?

- Po co zaraz takie wielkie słowa. Po prostu jak z kimś żyjesz ponad trzydzieści lat, to się przyzwyczajasz i jak tego kogoś nie ma, to zwyczajnie ci czegoś brak.

- Czyli tęsknisz.

- Naprawdę nie wiem, po co te wielkie słowa... - znów zaczął piruety kręcić, a ja poczułem, że słowo "tęsknota" nie przejdzie mu przez usta. A już z pewnością nie w tym kontekście. Co wcale nie oznaczało, że to było nieadekwatne słowo. Po prostu ojciec raczej nie używa takich słów jak "tęsknota", "miłość" czy też "smutek". A już z pewnością nie do opisania tego, co się z nim czy też w nim wyprawia.

Tak więc, mimo że on wcale tego nie powiedział, ja jednak usłyszałem, że tęskni za swoją żoną. I jakby za niego to powiedziałem. Za co on był mi zresztą wdzięczny. Wiem, bo uśmiechnął się tym uśmiechem, który znaczył: może rzeczywiście jest dużo lepiej niż sam o tym myślę. Kto to wie? Tego dnia mój ojciec, dzięki mnie, czyli swojemu dziecku, usłyszał, że prawdopodobnie tęskni za swoją żoną, czego implikacje były znacznie poważniejsze - mogło to świadczyć również o tym, że ją kocha.

Skandal!

No, ale żeby nie było tylko tak o innych...

Jechaliśmy samochodem. Wszyscy. To znaczy ja, Agnieszka, Tośka i Franek. Uwielbiam, jak wszyscy gdzieś jedziemy. Bo jesteśmy blisko. No więc jechaliśmy i o czymś tam gadaliśmy. Tosia coś tam opowiadała, potem Franio, Agnieszka swoje słowa kierowała właściwie tylko do mnie, co zresztą parę razy zaznaczyła. Tak więc przez chwilę rozmawialiśmy tak jakby we dwoje. I tak jak nie pamiętam dokładnie o czym była to rozmowa - pewnie jakoś o pracy, o rozterkach z nią związanych - tak wiem, że w pewnym momencie powiedziałem: "Kochanie, dla mnie to bez znaczenia, bo ja i tak kocham cię taką, jaką jesteś". A potem chciałem coś mówić dalej, ale już nie mogłem, bo Tośka się wydarła: - POWIEDZIAŁ TO!!! POWIEDZIAŁ!!!

- Co?

- POWIEDZIAŁ!!!

- Ale co, córeczko?

- "Kocham cię taką, jaką jesteś". Zawsze chciałam to usłyszeć. Dokładnie to. O rety, ależ oni się kochają. Ależ jestem wzruszona. I faktycznie wytarła z oka łzę.

Tak, dzięki dzieciom pewne rzeczy słyszy i widzi się znacznie lepiej. Oczywiście dotyczy to również tych kiepskich spraw. No, ale po co skupiać się na tym, co fatalne.

Więcej o:
Copyright © Agora SA