Na śmierć

Ważne rozmowy z dziećmi odbywają się zwykle przy obieraniu ziemniaków, odkurzaniu albo wyrzucaniu śmieci. Tak było i tym razem.

Naprawiałem akurat półkę, która w irytujący sposób nie dość, że była krzywa, to jeszcze odpadała od ściany, kiedy nadciąg-nęła Kudłata i niewinnie zapytała:

- A co robisz?

- Naprawiam półkę - odparłem.

- Aha, półki się psują, prawda. I ludzie się też psują.

- Oj tak - syknąłem, usiłując przymocować to diabelstwo do ściany.

- A można tak zachorować, że się umrze?

- No jasne - mruknąłem, myśląc o tej wstrętnej półce.

- A na co?

- Co na co? - Oderwałem się od półki.

- No, na co można zachorować, że się umrze zaraz i człowiek już nie będzie żył. - Kudłata spojrzała ponuro.

- Zachorować? Daj spokój - zorientowałem się, do czego dąży.

- Dużo ludzi choruje i umiera, i może zginąć - kontynuowała z grobową miną Kudłata.

- No, w zasadzie tak, ale nic się nie martw, nic ci nie będzie - uspokoi- łem ją, przypominając sobie, że przez ostatnie kilka tygodni dopytywała się o różne choroby, po czym usiłowała odkryć u siebie ich symptomy.

- No a co z rekinami? - zapytała bardzo poważnie.

- A co ma z nimi być? - zapytałem zbity z pantałyku.

- Zjadają ludzi - stwierdziła. - Mogą nas zjeść? Urwać nam ręce i nogi i będzie się nam lać krew i umrzemy?

- Nie mogą, bo na szczęście tu ich nie ma - wyjaśniłem.

- Ale załóżmy, że jakiś rekin wpłynąłby do nas, jakoś się przedostał i po prostu nam odgryzł nogę?

- To niemożliwe - odparłem z uśmie-chem. - To zupełnie tak, jakby u nas w ogródku wyrósł wulkan.

- A może wyrosnąć? I wtedy wszyscy zginiemy spaleni i zamienimy się w węgielki? - zapytała.

- Wykluczone - zapewniłem ją. - Prędzej meteoryt spadnie... - Ugryzłem się w język.

- A jak spadnie bardzo szybko, to zgniecie nasz dom i wszyscy, my i nasze koty, zamienią się w takie cienkie dymiące placuszki? - zapytała.

- Nie, skądże znowu! - krzyknąłem.

- A to szkoda, bo założyłam się z Madzią o lizaka, że to możliwe. - Kudłata westchnęła i poszła!

Copyright © Agora SA