Pitu zobaczył to cudo w internecie. Niebacznie kliknąłem w link i po chwili na ekranie komputera pojawiło się zdjęcie. A potem zaczął się odtwarzać film.
- O matko! - Mój syn tylko westchnął. Ja nie westchnąłem, ale byłem tego bliski.
Nawet Monika była pod wrażeniem, choć zwykle rzeczy posiadające cztery koła nie wprawiają ją w zachwyt. Ale to! O matko!
Ten samochód na pozór był zwykłym modelem w stonowanym czarnym kolorze. Miał pilot zdalnego sterowania, ale to, co można było z nim wyprawiać! O matko!
Pitu zafascynowany oglądał w całkowitej ciszy filmik instruktażowy, na którym samochodzik jechał po podłodze, a potem wjeżdżał na ścianę i kontynuował podróż w górę, by płynnie przenieść się na sufit i śmigać po nim wte i wewte.
- O matko! - Teraz to ja powiedziałem.
- Jak on to robi? - wyszeptał zafascynowany Pitu.
- No wiesz... - Chrząknąłem jak to dobrze wyedukowany ojciec. - No wiesz... Długo by mówić. To skomplikowane.
- O matko! - Pitu westchnął. - Chłopaki by się przewrócili. Prawda?
- Tak - potwierdziłem, oglądając, jak samochód mknie po suficie. - Na pewno.
No cóż, długo by mówić o tym, w jaki sposób do naszego domu pewnego dnia zastukał listonosz i przyniósł bardzo drogą paczkę z dalekiego kraju. Drżącymi rękami rozerwaliśmy opakowanie i wgapiliśmy się w to cudo.
- Jak on jeździ po tym suficie - indagował Pitu.
- To nadal... hm... skomplikowane - odparłem. - Lepiej to sprawdźmy.
Przycisnąłem samochód do sufitu, a on pomknął jak szalony.
- Działa, działa - jęknął rozanielony Pitu. - Chłopaki padną.
Jak wyglądał następny dzień, wiem z relacji świadków. Na przerwie zgromadził się wielki tłum, Pitu odpalił samochód, który popędził po suficie, zderzył się z nadprożem sali gimnastycznej i spadł w tłum zachwyconych widzów.
- No i się rozwalił i nie działa, ale nie szkodzi, chłopaki normalnie padły - cieszył się Pitu.
Cóż, wrażenia są bezcenne, za wszystko inne zapłaciłem kartą.