Tragiczne skutki golenia

Jak ja nie lubię się golić! Co nie znaczy, że nie lubię być ogolony. Choć tak prawdę mówiąc to najbardziej lubię być taki trochę zarośnięty.

Naprawdę nie lubię się golić. A w zasadzie ciężko mi się do tego wziąć.

Robiłem to już grubo ponad tysiąc razy i za każdym razem mam wrażenie, że mi to zabierze całe mnóstwo czasu.

A przecież to nieprawda.

Zarastam więc i zarastam, odwlekam golenie, odwlekam, aż przychodzi ten moment, gdy broda zaczyna mnie drapać. A w zasadzie swędzieć.

Dzieje się to mniej więcej tydzień, dwa od momentu, gdy się ogoliłem.

Zwykle wtedy się golę.

Choć ostatnio nie miałem czasu.

Bo mnóstwo pracy, dzieci chore, ja nie wyspany, zmęczony. A jak jestem zmęczony, to mam wręcz fizyczny wstręt do golenia. Skóra mnie boli na samą myśl, że mógłbym ją jeszcze drażnić za pomocą pianki, maszynki, wody toaletowej.

No więc nie goliłem się, nie goliłem, aż się okazało, że tak koło trzeciego, może czwartego tygodnia broda przestaje drapać. A w zasadzie - swędzieć.

Piękna mi wyrosła. Bujna i nawet gdzieniegdzie siwa.

Powagi mi przydała.

Jak się gdzieś odbiłem, w jakiejś witrynie, lustrze, to miałem wrażenie, że widzę jakiegoś kapitana albo innego globtrotera. Surowego, mądrego, co to w życiu niejedno. Ale zarazem ciepłego, wyrozumiałego, bo przecież skoro niejedno, to czym tu się przejmować.

Czasem pisarza zobaczyłem.

Czasem - filozofa.

Franek też polubił moją brodę. Szczególnie łapać, ciągnąć. Albo po prostu w niej sobie paluszkami brodzić.

A ona rosła i rosła. Zupełnie jakby te cebulki, co do tej pory na głowie miałem, zsunęły się na brodę.

Bardzo ostatnio wyłysiałem.

Żeby to jakoś ukryć, zacząłem się strzyc króciutko. A w zasadzie golić. Kupiłem sobie nawet specjalną maszynkę.

I trawę w ogródku też co tydzień muszę strzyc.

I nagle okazało się, że strasznie dużo tego golenia w moim życiu się zrobiło. Na szczęście przyszła jesień, trawa przestała rosnąć, głowa zarosła, bo zimno, a broda, cóż, nie mam na nią czasu, więc też sobie rośnie.

Aż przyszedł ten dzień, gdy Tośka i Aga wybrały się na koncert. A ja zostałem z Franiem. Trochę go nosiłem, trochę z nim gadałem, potem bawiliśmy się balonem i telefonem, aż skończyły mi się pomysły. I wtedy pomyślałem, że mógłbym się ogolić. No bo jak nie teraz, to kiedy.

Włożyłem Franka do fotelika, zaniosłem do łazienki, namydliłem się

i rach-ciach, zgoliłem to, co zapuściłem. Spojrzałem w lustro i zobaczyłem sympatycznego, przystojnego młodzieniaszka.

Spojrzałem na Franka, a ten w ryk.

- To ja, twój tatuś - a on ryczy. I przez następne pół godziny stawałem na uszach, żeby go przekonać, że ja, to ja.

No i jak tu się golić, no jak?

Copyright © Agora SA