Money, money...

Zostałem tatą najpopularniejszych dzieci w szkole. Popularności, jak wiadomo, nie zdobywa się już tym, że się jest najmądrzejszym czy najszybszym. Ma się za to wielkie pudło.

Wiesz, tato, inne dzieci mają pieniądze - rzucił od niechcenia Pitu w drodze do szkoły.

- No, i mogą sobie coś kupić, jak są bardzo głodne - wtrąciła solidarnie Kudłata ze swojego fotelika.

Teraz ja westchnąłem. Jasne, kiedyś musiało dojść do tej rozmowy.

- Inne dzieci dostają tygodniówkę - podkreślił Pitu.

- Jaka szkoda, że my nie dostajemy, i nie możemy sobie kupić czegoś do jedzenia, gdy jesteśmy bardzo głodni - zachlipała Kudłata.

Czy dzieci potajemnie uczęszczają na jakąś uczelnię, gdzie wykładają tanie chwyty psychologiczne - zastanowiłem się. Nie dane mi było długo czekać, bo dojechaliśmy do szkoły i dzieci postanowiły przyspieszyć negocjacje.

- Tato, to dasz nam tygodniówkę? - wypalił Pitu.

- Daj forsę - uprościła sprawę Kudłata.

- Porozmawiamy o tym w domu - powiedziałem ostrożnie.

- Ale tato, jak będziemy dostawali tygodniówkę, to nauczymy się oszczędzać - powiedziała Kudłata poważnie.

- Właśnie. A poza tym poznamy wartość pieniądza.

Przetarłem oczy i spojrzałem na dzieci. Siedziały, wpatrując się we mnie. Czyżby naprawdę były na kursach psychologicznych? A może po prostu dorosły.

- To co, tato? - wyrwał mnie z zamyślenia głos Kudłatej.

- Jak nie dasz, to będziemy wycieńczeni. - Pitu westchnął, co upewniło mnie, że moja hipoteza była słuszna i przeczytały książkę "Tania psychologia dla każdego".

- Macie kanapki i jecie w szkole obiad - wskazałem błąd logiczny.

- Ale ja czasem zjem kanapki i robię się taki głodny, a obiad nie zawsze jest pyszny. Często całkiem niesmaczny. - W oczach dzieci ukazały się łzy.

Poddałem się. Sięgnąłem do portfela, a co tam. Może to rzeczywiście ma sens? Nauczą się obchodzić z pieniędzmi, będą wiedziały, jak planować wydatki. I w końcu może rzeczywiście będzie im miło kupić drożdżówkę na przerwie? Zwłaszcza jeśli koledzy też mają pieniądze i kupują sobie pączka lub jagodziankę.

W portfelu znalazłem tylko dwie dziesiątki. Przez głowę przeleciała mi wizja dzieci szarpiących jeden banknot.

- No dobra, to dostaniecie po 10 złotych - powiedziałem.

- Mamy papierowe, mamy papierowe! - wrzasnęli oboje i z banknotami w dłoni pognali do klas.

Kiedy przyjechałem po lekcjach, w korytarzu kłębił się tłum. Z tłumu wyłoniły się moje dzieci, trzymając wielkie pudło.

- Ej, no dajcie coś - błagały dzieci, a Pitu i Kudłata rzucali w tłum kolorowe opakowania, o które zaczynała się walka.

Wsadziłem ich do samochodu i zajrzałem do pudła. Na dnie zostały dwie paczki chipsów.

- Kupiliśmy 20 - wyjaśniły. - Połowę zjedliśmy sami, a resztę rozdaliśmy. Dasz jutro następną tygodniówkę?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.