Telewizja

Nie chciałem, żeby Tosia oglądała telewizję. Wytrwałem prawie dwa lata. I wreszcie stało się...

W naszym największym pokoju (mamy dwa), stoi sobie telewizor. Wielki jak słoń. Poprzedni był mały, ale się spalił. Zdarza się! Gdy pojechałem po następcę, okazało się, że jeśli chcę kupić coś taniego, to musi to być wielki, kineskopowy telewizor. Trudno! Tak czy siak na Tosi nie robił żadnego wrażenia. Jako, że póki co nie oglądała telewizji, telewizor traktowała jak wielkie lustro. Tańczyła przed nim, śpiewała, robiła miny i fikała koziołki.

Byłem dumny z tego, że moja córeczka, w przeciwieństwie do mnie, nie ogląda telewizji. Bo ja oglądam, że aż wstyd. Jak zacznę, to nie mogę przestać. A potem walę się po głowie, że jestem taki głupi, że siedziałem kilka godzin i nawet nie pamiętam co tam oglądałem. A przecież mogłem się porządnie wyspać.

Jednym słowem nie chciałem, żeby Tosia oglądała telewizję.

Ze wstrętem patrzyłem na tych rodziców, którzy za pomocą telewizora hipnotyzują dzieci. A potem je karmią, poją, ubierają. Albo na tych, którzy za pomocą telewizora kupują sobie wolny czas. Byłem do tego stopnia upierdliwcem, że gdy byłem u znajomych i przychodził czas na "Wieczorynkę", prosiłem, żeby nie włączali telewizora. A kiedy się buntowali i mówili, że ich dzieci lubią ogladać bajki, to zabierałem Tośkę i wychodziłem.

Owszem nie mogłem jej ochronić przed telewizorami w sklepach i w restauracjach, ale te jakoś nie robiły na niej wrażenia.

Odbyłem też kilkanaście rozmów pod tytułem "dzieci i telewizor". I mimo, że niektórzy rodzice zachwalali telewizor (odkąd moje dziecko ogląda bajki zdecydowanie więcej mówi), to nikt nie przeczył, że lepiej nie oglądać niż oglądać.

- A może obejrzymy bajkę - zaproponowała pewnego dnia Agnieszka.

Tosia nie zareagowała, a ja się nie zgodziłem. Ale ziarno zostało zasiane. Od tego dnia, gdy byłem ciut bardziej zmęczony, ciut mniej miałem ochotę bawić się z córeczką, do głowy przychodziła mi ta myśl: odpal bajkę.

I wreszcie się stało. Nie mogę powiedzieć, żeby ten dzień różnił się czymś od poprzednich. Byłem zmęczony jak zwykle, pogoda też była zwyczajna i Tosia zachowywała się jak zwykle.

- A może byśmy obejrzeli bajkę - zaproponowałem.

Tosia nie zareagowała, a Agnieszka się zgodziła.

Podłączyłem DVD i włączyłem "Zaczarowany ołówek".

Tosia aż usiadła.

- Pan, dzidzia, hau-hau, brum - komentowała dziejące się na ekranie cuda. I dopóki się śmiała i ja się śmiałem. Gorzej gdy zaczęła się smucić, bo bandyci zamknęli małego chłopca w piwnicy. Patrzyłem wtedy na jej buzię i myślałem, że mi serce pęknie. I chciałem jej powiedzieć, że to wszystko dzieje się na niby, ale jak to powiedzieć komuś, kto nie ma dwóch lat. I czułem się winny, że skazałam ją na męki.

A potem Tosia znów zaczęła się śmiać, a ja zacząłem się wewnętrznie miotać.

Bo ona pochłonięta i tracę z nią kontakt.

Bo telewizor to narkotyk i ja sam jej ten narkotyk dałem.

Ale przecież ludzie oglądają filmy. Przecież to kultura!

I już sam nie wiedziałem co mam o tym myśleć, a co za tym idzie, jak mam się zachować. Czy jej tłumaczyć co się dzieje na ekranie? Czy opowiadać o tym co widać? A może nic nie mówić?

Tymczasem skończył się pierwszy odcinek i Tosia powiedziała, że chce drugi.

No to jej włączyłem. I nagle zacząłem mieć wrażenie, że Tosia się męczy. Że ten film jest za szybki dla niej, że zbyt wiele tam się dzieje. I w końcu sam poczułem się zmęczony.

- Koniec - obwieściłem gdy na ekranie pojawił się napis o tej samej treści.

Ku mojemu zdziwieniu Tosia nie protestowała. Nie dostała histerii, nie rzuciła się z płaczem na podłogę. Nie była też jakoś specjalnie pobudzona. Jednym słowem nie zareagowała tak jak ja, tylko spokojnie poszła do drugiego pokoju bawić się klockami. A potem, po kąpieli nie miała żadnych problemów z zasypianiem. Przynajmniej nie większe niż te, które miewa zwykle.

Od tej pory oglądaliśmy już nie jedną bajkę. Tosia nie zmieniła stosunku do telewizora. Poza tym, że przestała traktować go tylko i wyłącznie jako lustro.

I myślę sobie, że to, że ja, ojciec, nie umiem korzystać z telewizora, nie znaczy, że moja córka nie będzie potrafiła tego robić. Tylko nie mogę jej wkładać w głowę swoich paranoi. No dobra, ale jak to zrobić?!

Copyright © Agora SA