To nieśmieszne!

Pitu ma swój gust i swoje poczucie humoru.

Podobno są tacy, którzy puszczają koncerty Mozarta dzidziusiowi, kiedy jest malutki. Robią to w celu rozwinięcia gustu potomka. Nie wiem, czego słucha taki podrośnięty potomek i czy jest to raczej muzyka klasyczna, czy jednak piosenka chodnikowa. Nie wiem, czy te same zasady odnoszą się do filmów oglądanych w niemowlęctwie.

Jeśli chodzi o Pitu, to ma swój gust i swoje poczucie humoru. Nie za bardzo wiem, skąd mu się wzięło, ale chyba naoglądał się burlesek z okresu niemego kina.

Idzie sobie facet ulicą, nagle poślizgnął się na skórce od banana. Łup, fiknął kozła. Leży. Wszyscy w śmiech.

To cały Pitu.

Pierwszy raz jego poczucie humoru ujawniło się, kiedy jeszcze nie chodził. Złapał butelkę z soczkiem i przygrzmocił mamie prosto w oko. Mama jęknęła i padła. Pitulek aż gulgotał ze szczęścia, że wymyślił taką superzabawę.

Cóż, lata mijały i poczucie humoru Pitu stawało się coraz bardziej wyrafinowane.

Kiedy skończył 2,5 roku przypadkiem wpadł na pomysł świetnego gagu. 1. Wlewamy tacie do buta zupkę. 2. Czekamy cierpliwie, aż tata włoży but i z wrzaskiem go odrzuci. 3. Zaśmiewamy się do łez i szybko zwiewamy do swojego pokoju. 4. Powtarzamy całą operację z kolejną parą butów.

Pięć par butów i kilka miesięcy później na szczęście dla mnie trochę się znudził, za to jego poczucie humoru zaczęło być bardziej abstrakcyjne.

Przy okazji kolejnej kąpieli zażądał, żeby w wannie zrobić mu pianę. Napełnił pojemnik pianą i wręczył mi z ważną miną.

- Jedz tatusiu, to lody - powiedział poważnie.

Oczywiście normalny człowiek wyśmiałby taką propozycję, ale jak wiadomo, rodzice do normalnych nie należą, więc zjadłem.

- Tfu, tfu to piana, a nie lody - powiedziałem niby srogo, a Pitu ryczał ze szczęścia. - Oszukujesz!

- Nie, nie, teraz lody - powiedział Pitu.

- Ale na pewno lody? - upewniłem się.

- Na pewno, na pewno - powiedział Pitu, nie patrząc mi w oczy.

W ten sposób zjadłem jakieś kilo piany, Pitu bowiem, zachwycony własną pomysłowością, podsunął mi kilkadziesiąt pojemników. Uwielbiam bawić się z Pitu, ale czułem, że piana podchodzi mi do gardła - Pitu bowiem bardzo pilnował, żebym naprawdę zjadał pianę, a próbę oszustwa czy zakończenia zabawy stopował wrzaskami.

Wykończony wezwałem na pomoc Monikę.

- Teraz oszukasz mamę - szepnąłem.

- |Co się dzieje - Monika wsunęła głowę do łazienki.

- Pitu chce ci coś pokazać - zawołałem i zwiałem. Z łazienki przez dobry kwadrans słyszałem wybuchy śmiechu potomka i krztuszącą się Monikę.

Kiedy ciężsi o litry piany zdecydowanie odmówiliśmy dalszego jedzenia Pitulkowych lodów, nasze dziecko opracowało kolejny gag.

- Chodź tatusiu - wołał z sypialni, a kiedy wchodziłem, wyskakiwał zza drzwi, krzycząc "uuuuuuuuu". Scenariusz zakładał, że ja, przerażony, mam się wtedy poślizgnąć na traktorze i malowniczo rymsnąć na podłogę. Pitu wybuchał wówczas perlistym śmiechem i cały gulgotał.

Po godzinie zabawy trochę rozbolała mnie kość ogonowa.

- Może nie będę się przewracać - zaproponowałem.

- Nie stać, nie stać - wrzasnął Pitu. - Leżeć!

Co było robić. Bohatersko padałem, a kiedy przez pomyłkę walnąłem głową w szafkę, radości nie było końca. Odtąd walnięcie się z łoskotem głową o szafkę weszło do stałego programu.

Wreszcie po dwóch godzinach Pitu uznał, że ma dosyć. Poszedł oglądać bajkę, a wtedy zza murka wyskoczyła Monika z okrzykiem "uuuuuu".

Pitu aż podskoczył i siadł z wrażenia.

Podniósł się i pogroził mamie palcem.

- To nieśmieszne - powiedział.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.