Nienawidzę Świąt i kupowania JEJ prezentów! Moje potrzeby zostały pogrzebane już dawno temu [FELIETON]

Święta przypominają mi, że kiedyś coś lubiłem oraz że już nie pamiętam, co lubiła ona. Moje potrzeby i marzenia tak samo zostały pogrzebane kilka lat temu i sprowadzone do podstaw egzystencji w postaci: kanapy, piwa, telewizora i toalety.

Nie lubię tych Świąt

Jest coś takiego w nadchodzących świętach czego nie lubię ponad wszystko. Coś co powoduje wyższość świąt Wielkanocy nad Bożym Narodzeniem. Te święta wymagają wysiłku kupienia czegoś bliskim.

Kupowanie dzieciom jest proste

Po prostu kupujesz i dziecko się cieszy. Oczywiście, jako samiec, obarczony jestem błędem genetycznym, który powoduje, że dziecku kupuję to, co sam chciałbym dostać. Jednak tutaj z pomocą przychodzi "list do Mikołaja". Łatwo go wymusić na małoletnich (dopóki wierzą w brodacza, ja akurat mam to szczęście). Swoją drogą kolejka elektryczna czy zdalnie sterowany pojazd jest nadal w modzie i uważam, że każdy powinien mieć coś takiego w domu. Pamiętam, jak kupiłem dziecku samochód zdalnie sterowany. Młoda nie miała jeszcze roku, ale auto się sprawdziło. Raczkowała za samochodem i nie musiałem się podnosić z kanapy.

Rodzice (zwani teraz dziadkami) też nie są problemem

Wychowani w czasach nagich haków i octu na półkach nie oczekują zbyt wiele od Mikołaja. Książka, kaseta video (czysta, bo nagrane ciężko kupić) czy paczka skarpet zwykle całkowicie zaspokaja ich potrzeby. W ostateczności można kupić loko-suszarkę i wałki dla mamusi oraz tzw. uniwersalny prezent męski (w postaci butelki) dla tatusia (by nie musiał patrzeć na loki mamusi).

Prawdziwy problem pojawia się w momencie, gdy...

Na prezent muszę kupić coś dla matki mojego dziecka. Biegając między domem, przedszkolem, a pracą, jedyne czego nam potrzeba, to chwila czasu a to akurat tanie nie jest (i z reguły "na półce z niedostępnym towarem"). Gdy pytam wprost: "Kochanie, co byś chciała na święta?", możliwe odpowiedzi są dwie: "Tyle lat się znamy, a ty nadal nie wiesz?" lub "Chciałabym wyjechać do..." i tu pojawia się nazwa abstrakcyjnego miejsca na świecie, w którym jedyne co będzie mnie rozgrzewać to wspomnienie ceny, bo jakoś zawsze wybiera miejsca, gdzie latem jest zimno, a w zimie przy kichnięciu gil zamarza.

Odpowiedz numer 1 powoduje u mnie frustrację

Oczywiście, że nie wiem, co byś chciała dostać! Gdybym wiedział, to bym nie pytał (jestem facetem = jestem prosty). Liczba spędzonych ze sobą lat wbrew pozorom nie pomaga rozwiązać tego problemu. Wręcz przeszkadza. Po 5 latach wspólnego prowadzenia gospodarstwa domowego mam wiedzę tylko w temacie: braków mieszkaniowych, finansowych i ubraniowych, wiem, czego brakuje dziecku i w zasadzie przestałem dbać o swoje potrzeby. Nie mam głowy do zastanawiania się, czego brakuje drugiemu dorosłemu osobnikowi w domu, a może nawet uważam, że niczego mu nie brakuje.

Kanapa, piwo, telewizor i WC

Co ciekawsze, jakby się zastanowić to odpowiedz pewnie wynika z tego, że sama nie wie co mi kupić, bo moje potrzeby i marzenia tak samo zostały pogrzebane kilka lat temu i sprowadzone do podstaw egzystencji w postaci: kanapy, piwa, telewizora i toalety.

Odpowiedz numer dwa powoduje już tylko irytację i stwierdzenie, że gdyby nie dziecko, to pewnie już dawno bym te miejsca zwiedził!

Święta przypominają mi, że kiedyś coś lubiłem oraz że już nie pamiętam, co lubiła ona. I tak stoję przed witryną i myślę sobie, że najchętniej, to bym jej kupił nową konsolę. Starej nie używa "bo przestarzała" (tak mi się przynamniej wydaje).

Więcej o:
Copyright © Agora SA