Wakacje z dzieckiem to udręka [FELIETON OJCA]

Moje dziecko wyjechało do babć. NIE BYŁO MI CIĘŻKO. Wspaniałym jest móc wyjść na wieczorny koncert w plenerze, napić się piwa (oczywiście alkoholowego) i wracać wtedy, gdy chce albo w ogóle nie wracać, tylko dalej pójść w balet.

Nadszedł najprzyjemniejszy okres w życiu każdego człowieka. Jest ciepło (pomimo tego, co śpiewał Kazik Staszewski) i zakodowane przez 17 lat życia (szkoła+studia) nawyki każą mi odpoczywać. Oczywiście wir pracy trochę te odruchy tłumi, jednak instynkt działa. Bezdzietnym będąc potrafiłem odpocząć nawet już w trybie chodzenia do pracy. Po porodzie jednak świat się trochę zmienił.

Wyraz wakacje na dwa lata wypadł z mojego słownika, a potem wrócił powykręcany jak zegary Dalego.

Bo wakacje z dzieckiem to już udręka. Nagle okazuje się, że banalne przeszkody stają się barierami nie do pokonania (przejazd wózkiem przez plażę), zamiast zwiedzania stajesz się dromaderem wyposażonym w przenośną kuchnię, przebieralnie i ruchomą leżankę. Nie ty decydujesz, gdzie idziesz i co robisz. No i zabawa do rana raczej nie wchodzi w rachubę.

Można pozazdrościć wszystkim tym, którzy półroczne dziecko oddają na 2 tygodnie dziadkom. Ja takiej odwagi nigdy nie miałem, a i odpowiedzialność narzucona mi przez urząd oraz zdrowy rozsądek (i gdzieś tam przez miłość do własnego dziecka) przez długi czas nie pozwalała mi na takie zabiegi. Zresztą dziadkowie też już nie tacy chętni do współpracy, jak to bajarze mają w zwyczaju opisywać (uniwersytet trzeciego wieku zajmuje czas).

Uogólniając, przeżyłem dwa sezony koszmaru i braku odpoczynku (na co dzień i od święta) oraz sezon pozorowania wakacji, które muszę jednak uznać za udane. Bo z jednej strony w końcu cała trójką udało nam się wyrwać na "wczasy", z drugiej strony kula była cały czas u nogi, a noga cały czas w wodzie (bo kula pokochała H2O).

W tym roku spadł nam za to z nieba niesamowity prezent!

Są momenty, kiedy błogosławię dźwięk telefonu komórkowego. Okazało się, że moja rodzina postanowiła zająć się młodą. Decyzję musieliśmy z niedoszłą małżonką podjąć od razu - wyjazd był następnego dnia rano (piątek, piąteczek, piątunio!!!!). Przepięknie patrzy się na bitwę w oczach troskliwej matki. W jednej gałce ocznej widzisz "TAK TAK TAK", druga jednak robi się lekko łzawa i krzyczy "ojej, nasze maleństwo, zginie bez rodziców [bla bla bla]". Tym samym, mając w sumie cztery gałki oczne, trzy, czyli większość, były na TAK, a czwarta we łzach.

Powrót po pracy do pustego domu... NIE BYŁ CIĘŻKI! Przez kolejne dwa dni (weekend) funkcjonowaliśmy w trybie 2-3 godzinnym. dwie godziny tu, trzy godziny tam. Robienie czegokolwiek, poza snem, przez więcej niż trzy godziny uznaliśmy za stratę czasu.

Jakże piękne jest uczucie, gdy na ekranie kinowym nie ma przesłodkiej animacji z konikami i motylkami,

tylko hordy ZOMBIE, a po wyjściu nie trzeba wskakiwać w taksówkę, żeby przejąć dziecko od zniecierpliwionej babci bądź słono opłacanej godzinowo niani.

Jak cudownie jest spacerować w tempie dorosłego człowieka, bez potykania się o dziecko, które raz biegnie przed nami, a raz wlecze się 20 metrów z tyłu, a tak w ogóle to chce siku, jeść, pić i loda na raz.

Wspaniałym jest móc wyjść na wieczorny koncert w plenerze, napić się piwa (oczywiście alkoholowego) i wracać wtedy, gdy chce albo w ogóle nie wracać, tylko dalej pójść w balet.

I kocham wracanie po nocy do domu bez strachu, że zdejmując buty i zapalając WSZYSTKIE światła obudzę dziecko

A najważniejsze w tym wszystkim jest chyba to, że po 4 latach separacji, partnerka znowu była cała moja,

a ja cały jej i że już w niedzielę rano byliśmy gotowi iść zrelaksowani do pracy, bo dawno tak nie wypoczęliśmy.

Przez cały weekend, żyliśmy co prawda w strachu, czy dziecko przypadkiem nie wróci w poniedziałek (była taka opcja "ratunkowa"). Okazało się, że tak naprawdę my też jej do życia nie jesteśmy tak bardzo potrzebni, jak mogło się nam wydawać. Pies, trzy koty, kuzyn i dwie babcie wystarczająco nadrobiły brak rodziców. Dziecko zostało na pełen tydzień nie roniąc ani łzy za nami.

I już wiemy, że tak trzeba i wiem, że tak będzie co roku (a może nawet kilka razy do roku).

P.S. Jak to jest, że przez 16-17 lat wmawia się nam, że po 9-10 miesiącach nauki trzeba odpoczywać przez kolejne 2-3, a gdy idziemy do pracy ta zasada już nie obowiązuje? To jakiś żart? Spisek? Dlaczego 24-latkowi należy się odpoczynek w wymiarze 60 dni rocznie, a 25-latkowi przysługuje niecałe 20 (jak ma szczęście i umowę o pracę). Chętnie przeczytam opinię lekarza medycyny pracy.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA