Moja córka zamienia się w różowego kucyka! Stygmatyzujemy dzieci ze względu na płeć i baaaardzo mi się to nie podoba!

Skąd wiem, jak się nazywają wszystkie koniki w odcieniach pastelowych? Bo moja córka jest ukierunkowywana (przez przedszkole, tv) w stronę niskowykwalifikowanego robota. Bo brak myślenia i wyciągania wniosków jest DLA DZIEWCZYNEK.

Próbowaliście kiedyś zrobić zabawkę dla dziecka?

Jeżeli nie macie zdolności, to jesteście w kiepskiej sytuacji. Drewniane cuda z drewna, które teraz królują w sklepach (nie chodzi mi o szwedzki dyskont z klopsikami) chodzą po kosmicznych cenach. Dlatego, razem z po prawicy panującą, stwierdziliśmy, że zabawki dziecku robić będziemy sami. Oczywiście nie wszystkie, ale te wyjątkowe. Te, w które "tatuś z mamusią wkładają całe swe serce". Zaczęło się od pluszaków-filcaków. Zabawa przednia. Najlepiej bawią się sami rodzice i serdecznie taką formę spędzania wolnego czasu polecam. Problem polega na tym, że te zabawki podobały się tylko przez krótką chwilę (taaaa, zostaliśmy docenieni stwierdzeniem "może być").

Drewno, choćby i diamentem strugane a złotem malowane przegra z różowym plastikiem i nylonowym włosem.

I to napawa mnie prawdziwym smutkiem - gust naszych dzieci raczej nie ma szans ewoluować w dobrą stronę.

Największa tandeta jest "cool"

Wystarczy spojrzeć na reklamy zabawek by totalnie się załamać i stracić nadzieję na przyszłość. Największa tandeta jest "cool", bo krzyczą o niej reklamy w tv i internetach. Cytując inżyniera Mamonia: "Proszę pana, ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem". Umysły naszych dzieci są wyjątkowo ścisłe. Po prostu podoba im się to, co już gdzieś widziały. A oknem na świat naszych pociech jest telewizja i otoczenie. Nie ma co się oszukiwać, trendseterami dla młodych nie jesteśmy, bo my to jesteśmy stare zgredy, na które kiedyś sami narzekaliśmy.

Czego tak naprawdę nie znoszę w zabawkach?

Zaszufladkowania i odzierania dzieci z wyobraźni (projektant zrobił to za nas). Dopóki moja córka bawiła się tym, co jej się podobało, nie było jeszcze tak źle. Była fanem pewnego gadającego samochodu i jego zardzewiałego kumpla. Lubiła tworzyć coś sama (i ze mną) używając dostępnych w okolicy elementów konstrukcyjnych. Obok leżała (życie chroń przed babciami!) podarowana lalka B., która nie wzbudzała żadnych emocji.

Niestety nabywanie umiejętności społecznych (czytaj: poznawanie nowych koleżanek, niektórych naszpikowanych przez najwyraźniej "niedopieszczone" mamusie różem i innym przesłodzonym draństwem "made for your daughter") zaczęło wywoływać reakcję: "nieeee, to jest dla chłopaków". Rodzina lalek B. się rozrosła, a na parapecie zagościły kolorowe mityczne parzystokopytne. W dodatku pogłębiały się u dziecka kompleksy, bo jak wytłumaczyć 4-latce, że namalowany prze nią konik nie przypomina tego z obrazka? Że jej ręce i wyobraźnia nie są jeszcze dostosowane do takich form ekspresji. Że musi ćwiczyć, żeby się nauczyć. A jej się ćwiczyć nie chce, bo łatwiej dostać plastikową zabawkę.

Co spowodowało taką zmianę w preferencjach mojej córki?

Przedszkole! To jasne, skoro proces ten zaczął narastać 2 tygodnie, odkąd zaczęła chodzić do przedszkola.

A ja z zazdrością patrzę na synów znajomych, którym wtłacza się w głowę informacje:

- o ziemi, bo globus jest DLA CHŁOPAKÓW

- o dinozaurach, których nazw nawet ja nie potrafię wypowiedzieć, bo dinozaury są DLA CHŁOPAKÓW

- o samochodach, ich osiągach, bo samochody są przecież DLA CHŁOPAKÓW,

- o kosmosie i podróżach w najodleglejsze części wszechświata, bo kosmonauci i statki kosmiczne są, jak wiadomo, DLA CHŁOPAKÓW.

W zamian wiem:

- jak się nazywają wszystkie koniki w odcieniach pastelowych, bo jednorożce i pegazy są DLA DZIEWCZYNEK

- jak się nazywają księżniczki z bajek, bo księżniczki są DLA DZIEWCZYNEK

- czym różni się spódniczka od sukienki i jak ważne jest by dzisiaj wyjść w różowej, bo moda jest DLA DZIEWCZYNEK

- wiem, że dziecko rozwija mi się w strone niskowykwalifikowanego robota, bo brak myślenia i wyciągania wniosków jest DLA DZIEWCZYNEK

Stygmatyzujemy społecznie dzieci ze względu na płeć i baaaardzo mi się to nie podoba. Ponieważ chce być sprawiedliwy to muszę dodać, że to działa też w drugą stronę, bo jak chłopiec chce się bawić lalkami i tańczyć w balecie, to mu się tego zabrania!

Chłopcy w pewnym momencie się oburzą, czemu mają wiedzieć więcej od koleżanek. A dziewczynkom pewnie nie uda się już wytłumaczyć, że wiedza to coś więcej niż znajomość metod na zmywanie lakieru z paznokci.

Udało mi się zachować zdrowe proporcje i zwalczyć "tylko dla chłopaków".

Zamiast na balet młoda chodzi na tańce (bez chłopaków i tak), oprócz cud koników toleruje roboty i statki kosmiczne, a na bazie latawców uczymy się praw fizyki. No i pewne znane klocki... a niech sobie będą różowe! Byleby tylko wspomagały wyobraźnię, której naszym dzieciom, przy takim łatwym dostępie do wszystkiego, może brakować najbardziej.

Oddzielnym tematem jest rozprawka nad głupotą i perfidnością reklam dla dzieci. Niestety to one teraz wyznaczają standardy. Obecnie połowę czasu zajmuje rodzicowi tłumaczenie dziecku, że nie potrzebuje reklamowanego sprzętu, a mógłby porozmawiać na inne ciekawsze tematy. Ale o tym wkrótce.

Więcej o:
Copyright © Agora SA