Pan przedszkolanek, żłobianek - czemu ich nie ma? Wszystkiego uczą kobiety!

Pojawienie się samca w przedszkolu oznacza, że po dziecko przyszedł tata albo, że coś się zepsuło. Czyli panie są od tworzenia, dzieci od niszczenia, a panowie od naprawiania.

Przez ostatni miesiąc spuściłem zasłonę milczenia na rodzicielskie i okołorodzicielske problemy. Czas by znowu sobie ponarzekać. Chociaż inni nazywają to po prostu "opisywaniem świata".

Od tematu braku równości jakoś odejść nie mogę. I zacznę od drobnego testu pamięci:

- jakiej płci była wasza opiekunka/przedszkolanka?

- jakiej płci była wasza nauczycielka od nauczania początkowego (klasy 1-3)?

Ktoś powie, że formą pytania sugeruje odpowiedz, ale ciekaw jestem, ile osób odpowie, że w przedszkolu zajmował się nią/nim mężczyzna.

Nie znam zbyt wielu panów od polskiego, panów od biologii czy panów od rytmiki/muzyki. Dla wielu dzieci szokiem jest widok gotującego faceta, bo przecież i w domu i w szkole gotowały zawsze panie (kucharki).

Zawężając tematykę do przedszkola czy żłobka - mężczyzn tam nie ma.

Wszystkiego uczą kobiety! Czyli od małego, nasze dzieci dostają informację o tym, że kobiety potrafią wszystko a mężczyźni nic. Przesadzam? Zadajcie pytanie dzieciom: kto gotuje, kto maluje, kto tańczy? Pojawienie się samca w przedszkolu oznacza, że po dziecko przyszedł tata albo, że coś się zepsuło. Czyli panie są od tworzenia, dzieci od niszczenia, a panowie od naprawiania. Każde pojawienie się mężczyzny powoduje szok i zachwyt dzieci. Hydraulik z wrzutnią na monety poniżej pleców jest bohaterem zarówno dziewczynek jak i chłopców. To on ratuje sytuację, to on wie z czego składa się świat i jak go nareperować.

Dlaczego w takim razie tych samców brakuje w trakcie całego procesu edukacji młodzieży? To faceci się boją odpowiedzialności za dzieci? To niegodny nas, supersamców zawód? Skąd w takim razie, na wyższych pułapach sztuki kulinarnej supremacja płci brzydszej? Przecież dzieci uczone są, że to kobiety gotują.

W trakcie edukacji młodszej raz udało mi się natrafić na "pana źłobianka".

Po pierwszym tygodniu podeszła do mnie pani(!) dyrektor i zadała pytanie, czy nie mam nic przeciw, że moim dzieckiem zajmuje się facet. Uznałem to za jakiś nieśmieszny żart. Odpowiedz była prosta: "dziecko wychowywane przez same kobiety nie może być normalne - potrzeba równowagi". Z ulgą się uśmiechnęła. Okazało się, że kilkoro rodziców zabrało swoje dzieci z placówki, bo "facet na pewno jest pedofilem". Nie wiem, jak chory trzeba mieć umysł i jakie doświadczenia życiowe, że doszło się do takich wniosków, ale dzieciom tych osób serdecznie współczuję (rodzicom jeszcze bardziej). Moja córka też miała problem, bo nie wiedziała jak się zwracać do tego pana. Pouczyłem ją, że skoro do wszystkich wszystkich innych osób w żłobku mówi "ciocia", to teraz ma "wujka". "Wujek" przetrwał 3 miesiące. W tym czasie dzieciaki były zachwycone. Zabawy w klaskanie i chodzenie w kółeczko zostały urozmaicone o "sporty ekstremalne" jak układanie z poduszek zamków, namiotów, skoki z wysokości itp. Nikomu nic się nie stało. A zachwycona młodzież czerpała z niego garściami.

Nagle zniknął.

Oczywiście zapytałem, co się stało i odpowiedzi miałem dwie. Oficjalna: nie dał rady fizycznie (podobno sen nie dawał mu pełnej regeneracji). Mniej oficjalna: "kochane ciocie" poczuły się zagrożone brakiem atencji dzieci i pan dostał najgorszy zestaw zadań: kupy, pieluchy, sprzątanie poza kolejką itd. Plotka czy nie, widać było, że panie są zazdrosne. Podobno przeszedł do przedszkola. Będę go zawsze podziwiać - swoją pracę wykonuje z pasją.

Nie mam na to żadnego podparcia naukowego i nawet mi się szukać nie chce, ale jako raczej zdrowo myślący człowiek uważam, że mężczyzna powinien otaczać dziecko na każdym etapie rozwoju tak samo jak kobieta.

Nie wiem czemu mężczyzn nie ma w przedszkolach. Argument, że zarobki w oświacie są dla mężczyzn zbyt niskie, moim zdaniem odpada, ponieważ w dużych miastach, zarobki prywatnej przedszkolanki są wyższe od wielu tzw. męskich zawodów. Wiem również, że praca z dziećmi wymaga wielu poświęceń i cierpliwości, ale jeżeli dajemy radę jechać z wami, kobietami, do IKEA i wybierać przez trzy godziny kolor poduszki to i z gromadką dzieci sobie mentalnie i fizycznie poradzimy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA