Tata z dzieckiem... może więcej!

Rozglądając się po placu zabaw z pewnością go dostrzeżemy. Tak, jest tam. Tata z dzieckiem. Robi babki, czuwa przy zjeżdżalni, rozmawia z mamami i opiekunkami. Tata, który ma się fajnie!

XXI wiek zobowiązuje. Ojciec nie ukrywa się już za płachtą gazety i mamrotanym od czasu do czasu "yhm" lub "Tomek, przynieś popielniczkę". Nie dowiadujemy się o tym, że wrócił z pracy po szeleście papieru i strużce dymu unoszącego się znad oparcia fotela. Co prawda niektórzy mogą w tym momencie zaprotestować i wysunąć argument w postaci zamiany gazety na Internet w laptopie, niemniej jednak nietrudno zauważyć, że ojcowie opiekujący się dziećmi są bardziej widoczni niż jeszcze kilkanaście lat temu. A co ważniejsze, wzbudzają większą sympatię niż matki!

Tatuś w urzędzie

Z reguły na myśl o wizycie w jakimkolwiek urzędzie z dzieckiem u nogi - jak też na ręku, w wózku czy w chuście - matka wydaje jęk rozpaczy. Oto będzie stać w kolejce, maluch będzie płakać i marudzić, a ludzie będą jej posyłać pełne wrogości spojrzenia z cyklu "Przyjazne społeczeństwo pyta: A ta gdzie się tu pcha z dzieckiem!". Czasem ktoś ją przepuści, czasem uda, że nie widzi, innym razem zwróci uwagę, że ma uciszyć dziecko, bo "tu się pracuje!".

Agnieszka opowiada, że jej mąż musiał kiedyś pojechać do urzędu miasta. Ich syn, Kuba, miał kiepski dzień, marudził od samego rana, był wyraźnie niezadowolony. Spodziewali się, że wizyta w urzędzie będzie prawdziwą katorgą dla wszystkich zainteresowanych. - Tymczasem panie na widok faceta z rocznym dzieckiem po prostu promieniały - opowiada. - Obsłużyły go bez kolejki, zagadywały i nosiły Kubę. Sielanka po prostu!

Kasia z kolei mówi, że ich sześciolatek często sprawia problemy w przedszkolu. - Nie słucha, nie chce współpracować. Gdy ja rozmawiam z jego nauczycielkami - wyjaśnia - dają mi wyraźnie do zrozumienia, że to moja wina, że popełniam błędy wychowawcze i oczekują, że za nie rozwiążę konflikty przedszkolne. Natomiast, gdy to mój mąż pyta o zachowanie Tymka, panie bagatelizują sprawę, mówią, że jest po prostu żywotny i "chłopcy już tacy muszą być".

Tatuś negocjator

Piaskownica bywa prawdziwym polem walki i poligonem doświadczalnym dla naszych metod wychowawczych. Matki często siedzą, spoglądając nerwowo na inne dzieci i zastanawiając się, które z nich pierwsze podbiegnie do ich pociechy i obsypie piaskiem lub wyrwie z dłoni łopatkę. A później zaczynają swój taniec przeprosin i upomnień: "Kochanie, tak nie wolno, nie zabieramy zabaweczek, przeproś ładnie!" albo "To jest samochodzik Patryka, on nie chce się nim dzielić, nie zabieraj mu!". Czasem można usłyszeć wypracowane w pocie czoła techniki rozmowy z dzieckiem: "Ach, więc się zdenerwowałeś, rozumiem Twoją złość. Widzę chłopca, który płacze po tym, jak uderzyłeś go w głowę łopatką. Jak myślisz, jak można temu zaradzić?". A co robi tata w takiej sytuacji? Otóż najpewniej mówi: "Niech to rozwiążą między sobą".

Tatuś opiekun

Wizyty na placu zabaw bywają stresujące również z innego powodu: wszak w tym miejscu niebezpieczeństwo czyha na nasze dziecko na każdym jego chwiejnym kroku! W tym kontekście ojcowie wydają się bardziej ostrożni od matek, pozwalają na mniej, nie spuszczają z oczu, trzymają za rękę podczas zjazdu ze zjeżdżalni. Może boją się, że jeśli dziecko nabije sobie guza, zostaną oskarżeni o to, że nie potrafią się nim tak dobrze opiekować jak mama?

Kasia opowiada, że widziała ojca z pięciolatką, której nie opuszczał na krok, nie pozwolił wchodzić na zjeżdżalnię ("Spadniesz!) ani bawić się z innymi dziećmi w berka ("Nie możesz się ode mnie oddalać") - Ale to wyraźnie wzbudzało aprobatę babć, które przyszły na plac zabaw ze swoimi wnuczkami - śmieje się Kasia. - Wyraźnie popierały ten model sprawowania opieki nad dzieckiem.

Tatuś towarzyski

Z jakiegoś powodu ojciec z dzieckiem wzbudza sympatię otoczenia, zwłaszcza kobiet, tych starszych i tych młodszych. Justyna relacjonuje rozbawiona: - Kiedy przyszłam z Zosią na plac zabaw, wszystkie kobiety się z nią witały, któraś zapytała, gdzie jej tatuś. Ze mną właściwie nie rozmawiały. Przez ostatnie dwa tygodnie to on tam przychodził z nią się bawić i nagle wszyscy znali moją dwulatkę! Wiedzieli skąd się przeprowadziliśmy i na jakiej ulicy mieszkamy. Nieważne, że wcześniej to ja z nią przechodziłam tam przez miesiąc i wtedy nikt nawet nie znał jej imienia i nie angażował mnie w rozmowy. Zawsze kończyło sie na niezainteresowanym "Dzień dobry". Inna sprawa, że mój mąż z łatwością nawiązuje takie kontakty, a ja po prostu nie lubię placów zabaw, stresują mnie konflikty między dziećmi od czasu, kiedy jakaś babcia zarzuciła mi, że źle wychowuję swoje dziecko, bo Zośka płakała, że nie chce czekać na swoją kolejkę na huśtawce...

Z jego perspektywy

Adam często chodzi na spacery z dziećmi. Opowiada, że na krakowskich Plantach obcokrajowcy często uśmiechają się do dzieci: - A Polacy, zwłaszcza panie w średnim wieku, często idą z naprzeciwka i patrzą się na małe dziecko w spacerówce z kamienną twarzą. Nie drgnie im nawet jeden mięsień twarzy. A wydawać by się mogło, że dziecko naturalnie wywołuje pozytywne reakcje... Ogólnie jednak wszyscy są naprawdę życzliwi. Czasem jakaś starsza kobieta zwróci mi uwagę, że dziecko powinno mieć czapeczkę, ale poza tym nie zdarzyło mi się, żeby ktoś mi mówił, jak mam się zajmować młodym. Na placach zabaw ludzie chętnie wdają się w pogawędki, znam już imiona wszystkich dzieci i sporo wiem o ich rodzinach - śmieje się. - Denerwuje mnie jedynie to, że kiepsko jest z kulturą kierowców, rzadko kiedy ktoś przepuszcza na pasach ojca z dzieckiem w wózku. Tu chyba czar "samotnego tatusia" nie działa.

Skoro tata z dzieckiem wzbudza tak dużą sympatię i udaje mu się więcej załatwić w urzędach czy placówkach oświatowych, postulat by ojcowie rzeczywiście spędzali więcej czasu z potomstwem i częściej brali urlop tacierzyński wydaje się bardzo na miejscu. Gdzie kobieta nie może, tam partnera pośle. Z dzieckiem u nogi, na ręku, w wózku czy w chuście.

Więcej o:
Copyright © Agora SA