Mama wraca do pracy

Jak wrócić do aktywności zawodowej po narodzinach dziecka i jak sprawić, by praca była przyjemnością?

Marta Waszczuk - coach i trenerka biznesu, mama trójki dzieci, założycielka Klubu Przedsiębiorczych Mam, prezeska Fundacji Be Proactive, autorka książki "Mamy, wracamy" (wyd. Mamania).

Karolina Oponowicz-Żylik: Kiedy byłam w pierwszej ciąży, pewnego dnia szefowa zapytała, jakie mam plany. Powiedziałam, że urodzę i po kilku miesiącach wrócę do pracy. Naprawdę tak mi się wydawało! Ale moja szefowa dobrze wiedziała, że nie będzie mnie przez co najmniej rok. I tak się stało.

Marta Waszczuk: Ja też sądziłam, że po roku, gdy dziecko będzie odchowane, wrócę na etat. Byłam strasznie zdziwiona, że nie jestem w stanie. Było mi bardzo trudno pójść do szefa i mu to powiedzieć. Ale on to przyjął spokojnie, bo spodziewał się tego. Cóż, życie rewiduje pomysły i plany z okresu ciąży. Nie ma co się do nich zanadto przywiązywać, bo się zrobi krzywdę sobie i dziecku.

Ale często matki nie mają wyjścia. Muszą zarabiać.

Nawet jeśli musisz iść do pracy ze względów finansowych, to inaczej będzie, gdy to jest twoja decyzja, którą sama świadomie podejmujesz, a inaczej, gdy czujesz się przymuszona. Jesteś w takim miejscu, że ważne dla ciebie są stałe dochody i idziesz w to. A jeśli się z tym nie zgadzasz, czujesz opór wewnętrzny, będzie ci o wiele trudniej. Jestem przekonana, że jeśli matka ma się zmuszać do powrotu do pracy, to nie jest dobry pomysł. Jeśli całym sercem jest przy dziecku i nie jest gotowa na rozstanie z nim, nawet na kilka godzin, nie będzie dobrym pracownikiem. Albo zachoruje ona, albo dziecko, albo da plamę w pracy. Prędzej czy później obróci się to przeciwko niej.

Co radzisz mamom, którym wkrótce kończy się urlop wychowawczy?

Dobrze jest zacząć od poznania siebie. Nazywam to "podróżą do wewnątrz". Zobacz, co ci się podoba, co zawsze lubiłaś robić, a co przynosi dobre efekty, co cię interesuje, o czym czytasz książki. Pomyśl, jakie są twoje mocne strony, za co inni cię chwalą. Czego się z chęcią uczysz? Co dodaje ci energii? Kiedy zaczniesz się temu przyglądać, może dowiesz się o sobie czegoś, co potem pomoże ci podjąć decyzję. Bo kiedy coś budujemy na naszych mocnych stronach, to jesteśmy w tym lepsze i mamy więcej siły, żeby pokonać trudności. No i mamy lepsze efekty.

Innymi słowy: mamo, zrób sobie auto-coaching.

Można to zrobić samodzielnie, można skorzystać z pomocy coacha, ale także przegadać to z koleżankami, choćby podczas spaceru z wózkiem albo na placu zabaw. Ale zrobić to warto. Urlop macierzyński czy wychowawczy to jest świetna ku temu okazja. Na co dzień ludzie rzadko zadają sobie takie pytania. Po pierwsze, cały system edukacji uczy nas skupienia się na tym, co robimy źle, i na poprawianiu tego. Po drugie, zdajemy maturę, idziemy na studia, potem znajdujemy pracę, zmieniamy ją, awansujemy i... jakoś się to toczy.

Tymczasem warto się czasem zatrzymać. Zadać sobie parę pytań, zastanowić się nad sobą. Możemy wtedy zboczyć z drogi, którą idą wszyscy. I poszukać własnej niszy.

Czy to nie jest zbyt idealistyczna wizja? Wsłucham się w siebie i będę miała pracę marzeń...

Jest. Raczej się rozczarujesz, jeśli masz wyobrażenie, że po urodzeniu dziecka możesz od razu mieć pracę marzeń. Że będziesz się realizowała i jednocześnie zarabiała kupę kasy. Bo to wszystko wymaga czasu. Zmiana ścieżki kariery trwa wiele lat. Ale jeżeli zaczniesz trochę inaczej niż dotąd myśleć o swoim życiu zawodowym i będziesz robić małe kroczki, zbliżysz się do tego, na czym ci zależy.

Jednym z takich kroczków - oprócz określenia mocnych stron - jest nazwanie celu. Cel powinien być ambitny, ale też realny, do zrobienia w tym życiu. To nie tak, że jestem panią w urzędzie, postanawiam, że zostanę znaną blogerką i za pół roku się nią staję. Cel musi też być konkretny - na tyle, by poznać, że go zrealizowałyśmy. Np. cel "być szczęśliwą" to mgławica. Albo "więcej zarabiać" - bo ile by się nie zarabiało, zawsze może być więcej. Równie ważne jest ustalenie priorytetów. Może chcesz mieć pracę elastyczną, a może zależy ci na dobrej pensji albo interesuje cię praca tylko w weekendy, gdy dziećmi zajmie się mąż? I pod tym kątem szukamy nowej pracy. Albo dopasowujemy do tego naszą starą pracę.

Dopasowujemy starą pracę?

Wbrew pozorom to możliwe. Zgodnie z kodeksem pracy możemy zaczynać pracę o różnych porach - np. jednego dnia o 7, a innego o 10. Dzięki temu mama i tata mogą dostosować swoje godziny pracy tak, żeby zajmować się dzieckiem na zmianę. Można też określać godzinę rozpoczęcia pracy w przedziale godzinowym - np. między 9 a 10. Inny pomysł to telepraca - codziennie lub przez część tygodnia pracownik wykonuje swoje obowiązki przy komputerze w domu. Warto także wiedzieć, że mama przez 12 miesięcy po urlopie macierzyńskim ma prawo wrócić na część etatu. Może się to odbywać stopniowo: w pierwszym miesiącu wracam na 2 dni, w kolejnym na 3, potem na 4. A jeden dzień zostawiam sobie wolny. Widzisz, ile jest możliwości? Warto o nich porozmawiać z szefem przed powrotem do pracy.

Kiedy już mamy załatwioną sprawę czasu pracy, możemy się zająć swoimi mocnymi stronami. Bogatsza o przemyślenia na temat tego, w czym jestem dobra i co bym chciała robić, mogę poszukać w ramach swojej pracy pomysłów na realizację tego. Załóżmy, że dochodzę do wniosku, że jestem dobra w uczeniu innych i chciałabym się w tym rozwijać. Zaczynam więc szukać w pracy możliwości zaangażowanie się w projekt, gdzie będę trenerką.

A jeśli w mojej firmie takich opcji nie ma?

To rozglądam się poza firmą. Można zacząć od szkolenia dla znajomych - za darmo. Żeby przekonać się w bezpiecznych warunkach, czy to naprawdę jest takie fajne, czy jestem w tym dobra. Potem szukałabym możliwości uczenia się, zdobywania doświadczenia, wreszcie szukania klientów poza pracą. W weekendy, wieczory. Dopiero wtedy mogę szukać pracy jako trenerka w innej firmie lub założyć własną działalność.

Nie polecasz skoków na głęboką wodę?

Ja akurat wolę ostrożność. Bycie przedsiębiorcą jest trudne. Statystyki nie kłamią: 80 proc. firm nie przeżyje pierwszych trzech lat. Jeśli rejestrując firmę, nie mamy 10 klientów gotowych płacić za nasze usługi, może się okazać, że gdy dwa lata obniżonego ZUS-u się skończą, trzeba będzie zamknąć firmę. Nie chodzi o to, że odradzam zakładanie firm. Myślę, że warto próbować, tylko trzeba to zrobić z głową. Na początek maksymalnie obniżyć koszty i testować pomysły, zanim się zainwestuje. Np. jeśli mam pomysł na butik z luksusowymi ubrankami dziecięcym w prestiżowej lokalizacji, to koszty od pierwszych dni będą ogromne: remont lokalu, czynsz, towar. A wciąż nie wiemy, czy będą klienci na tego typu ubranka. Warto więc zrobić test: sprzedać najpierw kilka ubranek na Allegro. Nie pytać znajomych mam, czy kupią bluzeczkę dla noworodka za 500 zł - bo z uprzejmości potwierdzą - tylko faktycznie sprawdzić popyt. Sprzedaż internetowa da nam parę miesięcy rozbiegu. I jeśli się rozkręci - super, możemy otworzyć sklep. A jeśli okaże się, że pomysł nie wypalił, nie utopimy w tym przedsięwzięciu wielu tysięcy złotych.

Na czym jeszcze potykają się debiutujący przedsiębiorcy?

Często nie wiedzą, że kiedy już mamy dopracowany produkt lub usługę i firma ruszyła, przynajmniej połowę swojego czasu należy inwestować w PR i marketing. Musimy mieć sposób na stały dopływ klientów. Tymczasem przedsiębiorcy, w tym przedsiębiorcze mamy, skupiają się na produkcie, usłudze, wizytówkach, stronie itp., a nie na tym, żeby stworzyć system, który spowoduje, że klienci będą do nas przychodzili. I to nie raz, ale stale. Bo wiele osób wyobraża sobie, że to jakoś samo pójdzie. Rzadko tak jest.

Znam mamy, które na fali idealizmu odchodziły z korporacji, otwierały kawiarnie albo szyły zabawki, a potem jednak wracały na etat.

To nie jest proste, ale wielu mamom się udaje. Mają większą szansę na powodzenie, gdy działają z rozmysłem, gdy są do tego przygotowane, gdy się szkolą, gdy znają modele biznesowe. Musimy też pamiętać, że firma prowadzona przez mamę, która poświęca jej 6 godzin dziennie, nie będzie się rozwijała tak samo, jak firma, której właściciel poświęca 15 godzin dziennie.

Ale nawet jeśli zwiniemy działalność, nie traktujmy tego w kategoriach porażki. Na pewno zdobyłyśmy doświadczenie, wiedzę - może dzięki nim będziemy lepszymi, bardziej cenionymi pracownikami.

Własna firma to niejedyny pomysł na udane życie zawodowe. Można pracować na etacie, o czym już mówiłyśmy. Jest też trzeci sektor, czyli organizacje pozarządowe, co dla wielu mam jest odkryciem. Można pracować w swoim zawodzie, ale robić coś, co ma sens i dostawać pensję, albo założyć własną organizację i zdobywać pieniądze na projekty.

To jasne, że do założenia firmy lub zmiany zawodu trzeba się przygotować. Ale wydaje mi się, że wiele mam potrzebuje długiego rozbiegu - odkładają ważne kroki zawodowe, bo jeszcze muszą zrobić kurs, przeczytać 5 książek, podciągnąć angielski...

Też to obserwuję. To jest złudzenie, że jak przeczytam jeszcze 5 książek, skończę 5 szkoleń i uzbieram 100 tysięcy złotych, będę bardziej gotowa, żeby to zrobić. Kiedy mamy wyjść poza strefę komfortu, włącza nam się coś, co nazywam wewnętrznym ruchem oporu. A tak naprawdę, jeśli podjęłyśmy decyzję, czym się chcemy zająć, lepiej już nie czekać, tylko zacząć działać. Żadne studia nas do tego nie przygotują tak jak praktyka.

Ten tekst na pewno przeczyta sporo mam na macierzyńskim, które za kilka miesięcy czeka powrót do pracy. Boją się tego i mają mnóstwo wątpliwości z tym związanych. Co im radzisz?

Na początek znaleźć miejsce, w którym spotykają się mamy, i porozmawiać o swoich lękach. I usłyszeć, że inne kobiety przeżywają to podobnie. Druga rzecz to spojrzeć na siebie, na swoje mocne strony i zrobić listę rzeczy, które udały mi się w życiu. Nawet to, że nauczyłam się jeździć na rowerze albo wygrałam konkurs recytatorski... Może się wtedy okazać, że to nie jest tak, że mam papkę zamiast mózgu i oprócz zmieniania pieluchy nic nie umiem. Mam zainteresowania, umiejętności, wiedzę. To wszystko to jest mój kapitał, który mogę wykorzystać - czy to w pracy na etacie, czy w mojej przyszłej firmie. Nasze lęki mogą się zmniejszyć, gdy zobaczymy, że jesteśmy wartościowe.

A jeśli i to nie pomoże, warto, żebyśmy coś zrobiły. Choćby wycieczkę rodzinną lub wymianę ciuchów między koleżankami. Żebyśmy się przekonały, że umiemy coś załatwić. Nawet mały sukces doda nam pewności siebie. Warto też pójść do fryzjera, może na zajęcia fitness - te drobne rzeczy pomogą nam ruszyć z miejsca.

Twoja Fundacja Be Proactive pomaga mamom wrócić na rynek pracy. Są też inne tego typu inicjatywy?

Są portale internetowe - np. www.mamopracuj.pl. Można tam przeczytać między innymi historie mam, które już przez to przeszły. Organizacje pozarządowe organizują szkolenia dla mam wracających na rynek pracy. Są punkty informacji gospodarczej, punkty informacji o funduszach europejskich. Można tam pójść ze swoim pomysłem i dowiedzieć się o możliwości dofinansowania. Urzędy Pracy dofinansowują bezrobotnym mamom szkolenia, które pozwolą im podnieść kwalifikacje. Warto i trzeba poszukać pomocy.

A ty wróciłaś na etat?

Nie. Próbowałam, ale usłyszałam, że tak bardzo się w tym czasie rozwinęłam, że nie ma dla mnie miejsca. Bo ja oprócz tego, że urodziłam trójkę dzieci i - jak to się mówi - "siedziałam w domu", cały czas pracowałam. Robiłam szkolenia na zlecenie, miałam swoją firmę coachingową, założyłam Klub Przedsiębiorczych Mam, który przekształcił się w Fundację Be Proactive. A ostatnio napisałam książkę "Mamy, wracamy". Co dalej - jeszcze nie wiem, ale na pewno coś wymyślę. Ja się zmieniam, świat się zmienia... Do pytań o to, co mnie interesuje, co bym chciała, staram się wracać co rok, co pół roku, co kwartał.

***

- CO MOGŁABYŚ ROBIĆ DO KOŃCA ŻYCIA I NIGDY BY CIĘ TO NIE NUDZIŁO? CO DODAJE CI ENERGII? TE PYTANIA WARTO SOBIE ZADAWAĆ.

- JEST TAKIE CHIŃSKIE PRZYSŁOWIE: RÓB TO, CO KOCHASZ, A NIGDY W ŻYCIU NIE BĘDZIESZ ZMUSZONY PRACOWAĆ.

- WCALE NIE JEST TAK, ŻE PO POWROCIE Z URLOPU MACIERZYŃSKIEGO JESTEŚMY W FIRMIE TYLKO CIĘŻAREM. PRZECIWNIE, BADANIA MÓWIĄ, ŻE MAMY PO URLOPIE TO NAJBARDZIEJ WYDAJNI PRACOWNICY. NIE CHODZĄ NA KAWKI, NIE PLOTKUJĄ, TYLKO PRACUJĄ.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.