Samotna matka

Nastolatka, nastolatek, niemowlę. Praca na 300 procent normy. Gotowanie zdrowe, acz szybkie. Dom, pies. Tatusiów dwóch na 1/100 etatu. I jeszcze odrobina czasu na obcowanie ze sztuką wyższą... Podobno umiem to połączyć.- mówi czytelniczka Dziecka.

Dziesięć miesięcy temu w mój maleńki, poukładany światek Kosmos wrzucił Niemowlę. Do tej pory miałam cudowne przekonanie, że jestem nadaktywna i wykorzystuję każdą chwilę.

Ha! Milion razy zadałam sobie już pytanie - jak bardzo musiałam się nudzić, skoro otrzymałam taki prezent? Kiedy zaczęła dopadać mnie czarna wizja nieporadności i plecy ugięły się pod ciężarem zadań, a jedynym pocieszeniem były "matki, które mają gorzej", krzyknęłam stop! Muszę mieć coś swojego. Pragnę stworzyć swoją złotą klatkę, w której będę radośnie śpiewała. Blog! Mój własny!

Niemowlę

Misja była bardzo tajna. Do tego stopnia, że ja, matka dwojga, spałam spokojnie przez trzy miesiące. Zmęczenie? Absolutnie uzasadnione, przecież intensywne próby i przedwiośnie. Codzienne pochłanianie kanapek złożonych głównie z sałaty (kwas foliowy)? Przecież mam anemię. Wypijanie trzech napojów izotonicznych? Widocznie organizm regeneruje mięśnie. Bliżej mi było do myśli o przekwitaniu niż rozpylaniu.

Tego dnia mój precyzyjny plan na życie rozbił się niczym rżnięty kryształ. Pamiętam stan wyparcia, kiedy zobaczyłam te dwie kreski. Pamiętam dno rozpaczy, kiedy na czarno-białym monitorze ujrzałam maleńkiego człowieczka. I słowa lekarza w jakiejś podejrzanej lecznicy (jedyne wolne od ręki USG): "Jakąkolwiek decyzję pani podejmie, i tak będzie zła". Czy można sobie wyobrazić gorsze słowa otuchy?

Wieczorem musiałam wziąć się w garść i z uśmiechem na ustach bawić publiczność. Wbijałam paznokcie w dłonie, żeby nie płakać, żeby się skoncentrować, żeby nie uciec. Nie wyobrażałam sobie życia z Niemowlakiem. Dopiero co odzyskałam trochę przestrzeni dla siebie. Miałam nasycić się wolnością, wieczornymi wyjściami, przyjaciółmi i winem.

Na badania do dobrego już lekarza przyniosłam siatkę leków i wagon obaw. Zrobiłam wszystkie możliwe testy nieinwazyjne. Oczekiwanie. Jest dobrze!

Nie umiałam się ucieszyć. Przyjaciółki trzymały za rękę. Przez kolejne miesiące odbijałam się od histerii do nieczułości emocjonalnej. Sny za to miałam przepiękne. Niemowlę było w nich uśmiechnięte, zdrowe i mądrzejsze od matki.

Gdzieś w okolicy ósmego miesiąca pomyślałam z czułością o fikającej koziołki akrobatce i poczułam ze środka brzucha Światło. Tak, nadpobudliwe artystki potrafią "poczuć Światło", nawet Natalia o tym śpiewała. Paradoksalnie w czasie błogosławionym zniknęły wszelkie anemie, hipoglikemie i inne choróbska, za to czułam się zdrowo, pięknie i kobieco.

Nadszedł dzień X. Natura jest sprytna, przebiegła i wspaniała. Kiedy Niemowlę przylgnęło do mojego brzucha i poczułam ten niewiarygodny, słodko-bezbronny zapach, wiedziałam, że przepadłam na zawsze.

Kilka miesięcy później zadzwoniłam do Przyjaciółki. "Rok temu byłam na granicy odebrania sobie wszystkiego, dziś jestem najszczęśliwszą z kobiet we wszechświecie. A wszystko z tego samego powodu!".

Nastolatek

Brzydka łapa kryzysu dopadła i nas. To pierwsze wakacje, które spędzam w domu. Na szczęście szklanka jest zawsze do połowy pełna - udało się rozesłać młodzież "po rodzinie". Nastolatek stanął przed dużym wyzwaniem. Samodzielna podróż pociągiem do Berlina i tydzień z rodziną ojca chrzestnego, której nie zna zupełnie. Ojca widział komunijnie lata wstecz. Ponieważ Nastolatek stał się już uczulony na nadopiekuńczość mamusi, biłam się po rękach, żeby nie pisać, nie dzwonić. Po dniach czterech telefon. Głos synowski, ale jakby grubszy, bardziej stanowczy. Opowiada, gdzie byli, że jest super i nagle - znajome leciutkie załamanie dźwięku.

- Mamo, kupiłem w prezencie kubek dla ciebie i jeszcze pojadę po popielniczkę dla taty.

- Synku, kup coś dla siebie. Ja nie potrzebuję niczego.

- Mamo! Ale ja chcę wam to kupić!

No tak. Czyżbym już zapomniała, że zawsze na kolonii, po jakimś tygodniu pławienia się w samodzielności, wąchałam ubrania pachnące jeszcze domem i ukrywając łzy, biegłam po prezenty dla mamy i taty. To było najważniejsze na świecie. Mój maleńki, kochany Nastolatek. Od czasu pierwszej kolonii z każdego wyjazdu, na którym dopadnie go tęsknota, przywozi nam kubek i popielniczkę.

Nastolatka

Być Nastolatkiem jest ciężko. Być Nastolatką to masakra. Żyć z Nastolatką - to masakra piłą mechaniczną, Armageddon. Bardzo trudno rodzicom nadążyć za rozwojem dziecka. Wczoraj ledwie mówiło "mama", a dziś już - "Mama, daj spokój!".

Od niedawna pozwalam Nastolatce na późniejsze powroty i za każdym razem wyrywam sobie włosy z głowy. Wczoraj poinformowała mnie, że idzie na imprezę i wróci rano.

- Zaraz, zaraz. Nie zgadzam się na nie wracanie na noc!

Przez pół godziny wylewały się z ust Nastolatki różne zdania, z których rozumiałam tylko "Ty nigdy!" lub "Ty zawsze!". Nie, nie ma szans głębiej poruszyć tematu, bo Nastolatka nie dopuści cię do głosu. Kiedy złapała powietrze do kolejnego słowotoku, udało mi się wskoczyć z tekstem:

- Dobrze! W takim razie od dziś nie interesuje mnie, co robisz. Jeżeli uważasz, że do tej pory byłam złą matką, od dziś będę matką obojętną.

Było mi bardzo przykro. W głowie te dziesiątki, ba, setki razy, kiedy rzucałam wszystko, by zaspokoić potrzeby Nastolatki. Wszystkie nasze rozmowy okazały się moim upierdliwym wypytywaniem. Wiem, Nastolatka nie dość, że w burzy hormonalnej, to jeszcze w momencie przejścia do nowej szkoły, ale żeby aż takie ciosy w me mleczne piersi?

Poszła.

Wyczułam jej lekki niepokój. Na pewno wolałaby, żebym powiedziała jak zwykle: "Gdyby cokolwiek się działo, dzwoń! Natychmiast przyjadę".

A może nie? Może to mój niepokój, a ona jest szczęśliwa? Może fajnie w końcu poczuć powiew dorosłości. Decydowania o sobie. Może to ja powinnam zrozumieć, że czas na wychowywanie dobiegł końca i teraz mogę tylko patrzeć na rozkwitającą młodą kobietę?

Nieobojętność

Lubię popołudniowe spacery. Niemowlę radośnie gaworzy. Pies spotyka znajomych. A ja wystawiam twarz do słońca i przełączam się na tryb czuwania. Jest bosko.

Nagle cięcie! Krzyk męski. Ostry, niemiły, aż dreszcze przebiegły po karku. Na końcu alejki chłopiec lat chyba 5, a nad nim wielki groźny pan tata ze smyczą w ręce i dużym psem u boku.

- Jakie słowo powiedziałeś? Pytam, jakie słowo powiedziałeś?!

Mały coś chyba wydusił, bo nagle świst smyczy. Skulił się tylko. Już mam kulę w gardle. Agresja to to, czego bardzo się boję, a jednocześnie nie toleruję z całej mocy.

- Marsz przede mną! Nie odwracaj się! Metr przede mną, powiedziałem!

Na ławkach przy alejce rozmowy ucichły. Nikt nie powiedział słowa. Poczekałam, aż zrównają się ze mną. Ścisnęłam mocniej rączkę wózka:

- Proszę pana, dziecko to nie pies. Dziecko się kocha i wychowuje, a nie tresuje.

Przystanął, dłoń zacisnęła się na smyczy.

- Masz swoje dziecko, to się nim zajmij - wysyczał jak Draco Malfoy.

W głowie szybkie myśli. Czy moje zwracanie uwagi nie zrobi źle Chłopcu? Czy groźny pan tata nie da mu smyczą w zaciszu domowym za głupią panią z parku?

- Proszę pana - powiedziałam głośniej i pewniej - szacunku nie zdobywa się biciem. Niech pan pokaże dziecku świat jako odważny i mądry tata, a nie treser ze smyczą!

Chłopiec zaciekawiony wyprostował plecy, a tata przyśpieszył i pogonił psa, mrucząc coś niemiło. Nagle z ławek rozległy się ciche brawa emerytek i rodziców przy wózkach oraz stłumione komentarze o okropnym tacie. A mnie było smutno. Nikt niczego nie zrozumiał. Nie o poklask tu szło, a o danie głosu!

Samodzielność

Kilkanaście lat temu dowiedziałam się, że określenie "samotna matka" jest passé. Jako ten cud objawiła się "matka samodzielnie wychowująca". Radośnie przyjęłam, bo samotna wszak nie byłam. Dopiero dziś zastanowiłam się, co tak naprawdę kryje się dla mnie pod tą kolorową etykietą:

- Wypisane na drzwiczkach w przedpokoju numery do wszystkich świętych w razie jakiejkolwiek awarii czegokolwiek.

- Wiedza, gdzie są zawory od wody i jak wymienić korki od prądu.

- Nasłuchiwanie dźwięków z samochodu i zaprzyjaźniony mechanik, który rozumie mój analfabetyzm i czyta z odgłosu warg (tu nieocenione są doświadczenia dubbingowe).

- Kupowanie kabli, kontaktów, żarówek, mebli, sprzętu RTV i AGD i wszelkiej elektroniki.

- Decydowanie, jaka szkoła, przedszkole, zajęcia dodatkowe, a w konsekwencji dowożenie na owe.

- Dbanie o zdrowie, czyli od codziennego wyprowadzania na place zabaw do nieprzespanych nocy w razie choroby.

- Nauka jazdy na rowerkach, hulajnogach i innych urządzeniach, które akurat są na topie.

- Noszenie kilogramów zakupów i przetwarzanie ich na ewentualnie zdatne do spożycia.

- No i oczywiście wychowywanie.

Samo-dzielnie zatem wychowuję od 16 lat. Samo-dzielę swe jestestwo tak, by wystarczyło dla wszystkich i na wszystko. Nie, nie narzekam. Kocham ten cyrk! Przecież jestem dzielna.

Zmiany

Wiele złych informacji. Dotyczą przede wszystkim fatalnej sytuacji finansowej. Kilku znajomych straciło pracę. Na tym tle moje rozmowy o umowie wydają się absolutnie atrakcyjne. A jednak wracałam do domu, rycząc jak bóbr. No bo jak, na Boga, opłacić rachunki i wyżywić rodzinę za dwa tysiące? W Warszawie! Przed skokiem do Wisły uratował mnie telefon od Nastolatka, który zapomniał klucza i sterczał głodny pod drzwiami.

Kiedy tuliłam Niemowlę, wszystkie złe myśli przekładałam na pozytyw. Każda zmiana w moim życiu była w konsekwencji dobra. To, co widziałam w najczarniejszych barwach, dawało impuls do działania. Wiem, że nie dam rady zacisnąć pasa, bo nie została ani jedna wolna dziurka, ale można pas wyrzucić! Za trzy lata Nastolatka idzie na studia. Sprzedam mieszkanie, kupię mniejsze i pozbędę się kredytu. Nastolatek od dawna zarabia na swoje fanaberie i niech tak pozostanie. Niemowlę pracować nie musi, ale może dostawać alimenty od Pana Taty. A ja napiszę spektakl dla malutkich widzów i będę go reżyserowała w całym kraju, bo taki wyjdzie mi genialny. Zagram też niewielki, ale regularny epizod w jakimś ciekawym serialu. Mój blog wygra konkurs i reklamodawcy będą czekali w kolejce na wolne miejsce. A na tańcach poznam mężczyznę, który. (tu chwila zawahania) będzie miał wyjątkowe wyczucie rytmu. Taaadaaaam!

Urodziny

40 lat minęło. Nastolatką będąc, wyobrażałam sobie, że po 35. roku człowiek już wegetuje i jest upierdliwym ciężarem dla bliskich. Tymczasem ja czuję się dużo lepiej i sprawniej niż kilka lat temu. Może moje Niemowlę to szóstka w totka? Nawet z tą obłędnie niesprawiedliwą sytuacją w robocie jestem na plusie. Pracuję w wymarzonym zawodzie, urodziłam zdrowe dzieci, kochałam i byłam kochana na zabój, staram się być dobrym człowiekiem. Wybieram trudniejszą drogę, ale mam więcej frajdy z widoków!

Wczoraj moje ukochane Dziewczyny zrobiły mi niespodziankę. Wyskoczyły zza węgła z tortem, śpiewem i prezentami. Cudowne poczucie wsparcia, bliskości i przyjaźni. Wstąpiła we mnie taka moc, jakbym wskoczyła na wyższy poziom gry.

Wiem, że nie jestem sama. Wiem, że mogę liczyć na wsparcie wielu osób. Wiem, że mam szczęście.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.