Antonina Kasprzak: Raczej widziałam, że wirtualni i realni znajomi byli już znudzeni tym, że ja ciągle tylko o swoich dzieciach, więc pomyślałam sobie: "Będę pisać blog, kto będzie zainteresowany to sobie przeczyta, a ja przestanę tak narzucać się innym".
Najpierw myślałam, że koleżanki z forum. I tak to się chyba zaczęło, że brałam udział w dwóch forach rówieśniczych na eDziecku i założyłam blog z myślą o znajomych stamtąd.
Właśnie nie tak od razu. Na początku nie myślałam, że w ogóle będą go czytać...
Nie wiem. Nie zastanawiałam się nad tym. Myślę, że może dlatego, że dużo uczestniczę w "forumowym" życiu i nie to, że jakoś specjalnie zachęcałam do czytania mojego blogu, ale miałam jego adres w sygnaturce. Poczta pantoflowa zadziałała.
A potem mój blog znalazły osoby, które miały bardziej znane blogi, m.in. śp. Chustka, i zaczęły go promować u siebie. I tak to poszło. Kobiecymi kanałami internetowymi.
Rok później.
Z jednej strony była to fajna zabawa, a z drugiej miałam takie momenty, że zaczęłam myśleć, że może to wcale nie był taki dobry pomysł: nagle na mój blog zaczęła wchodzić cała masa ludzi, których może wcale nie chciałabym tam widzieć. Zaczęłam się zastanawiać, że może muszę bardziej uważać, co piszę i czy może nie powinnam była zmienić dziewczynom imion - żałowałam, bo mogłyby się nazywać Hesia i Mela jak u państwa Dulskich (śmiech).
Zawsze miałam takie poczucie, że mimo tego, że mówi się, że internet jest takim strasznym światem pełnych stalkerów i ludzi, którzy "hejtują" cię z każdej strony, to nie dotyczy to mojego blogu. Raz w życiu zdarzyło mi się skasować nieprzyjazny i wulgarny komentarz, a tak to każdy może zobaczyć, że one są miłe. Jeden czy dwa są w stylu: "Twoje córki są źle wychowane, moje są lepiej" (śmiech).
Było nawet dość zabawnie, bo akurat byłam w górach, z utrudnionym dostępem do internetu i codziennie dzwoniłam do męża i prosiłam, żeby sprawdził, jak sobie radzi mój blog, czy nie spadł poza pierwszą dziesiątkę...
Tak. Ale byli też tacy znajomi, którzy wcześniej go znaleźli i pytali mnie, czy jest mój, bo np. nie dokopali się do jakiegoś zdjęcia, więc nie widzieli dziewczynek. Ale wtedy rzeczywiście bardziej się z tym wszystkim otworzyłam.
Hmm. Pewnie wszyscy widzą, że mojego męża nie ma w tym blogu, jak również nie ma w nim całej masy innych ludzi, bo to jest blog o mnie i o moich córkach. Myślę, że mój mąż nie życzyłby sobie, żebym jakoś szczególnie się o nim rozpisywała, a z drugiej strony zdarza mu się spotykać z komentarzami, że jego w ogóle nie ma w życiu naszej rodziny. "Gdzie jest tata w tym blogu?". Nie chciałabym pytać mojego męża, czy mogę coś o nim napisać, więc umówiliśmy się, że nie piszę wcale.
Sugerowałam mu nawet, żeby założył konkurencyjny blog coslychacustarego, ale nie skorzystał z tej propozycji (śmiech).
Pozytywnie. Mam też znajome, które myślą na przykład, że podtrzymują ze mną kontakt, bo czytają blog (śmiech). Są też tacy, którzy nie czytają, bo ich to nudzi - i bardzo dobrze. Kilka razy spotkałam się też z negatywnymi reakcjami, np. z zarzutami, że sprzedaję swoje życie prywatne. Ale czy ja wiem, czy ja je tak bardzo sprzedaję?
Nie. Staram się pilnować. Na pewno im dzieci starsze, tym bardziej się kontroluję, co wychodzi pewnie na złe blogowi. Nie piszę tam o wszystkim, mam też taką zasadę, że nie piszę o przykrych rzeczach. Nie wspominam też o prawdziwych dramatach moich dzieci, ich miłościach, bo może kiedyś będą to czytać i mam nadzieję, że nie robię im kompletnego obciachu.
Ja bardzo sobie cenię te blogi spod znaku "macierzyństwo jest ciężkie", ale nie chciałabym dołączyć do tego nurtu. Chyba można pisać optymistycznie o macierzyństwie nie popadając w bezmyślny, słodki szczebiot.
Tak, i te też staram się pisać pozytywne.
Im są starsze, tym bardziej jestem wyczulona na to, co piszę. One wiedzą, że prowadzę blog o nich, tłumaczyłam im, co to jest, ale nie bardzo to rozumieją jeszcze. Myślę, że w pewnym wieku to będzie po prostu obciach być bohaterką blogu swojej mamy (śmiech). Nie wiem, jak to się potoczy dalej.
Coraz częściej mam wewnętrzną blokadę, spowodowaną tym, żeby nie narazić ich intymności. Mogę zapisać zabawny dialog, tak jak niektórzy moi znajomi robią na Facebooku i nie widzę w tym nic złego, ale im dziewczynki są starsze, tym częściej jest tak, że to, co jest dla nich ważne, niekoniecznie powinno być upublicznione. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że każdy może mieć tę granicę gdzie indziej.
Na tę kwestię mam akurat podobne poglądy jak Zimno, więc zapraszam na jej blog, żeby sobie poczytać o tym (śmiech).
Myślę, że gdybym miała się zaangażować w jakąś sprawę społeczną czy polityczną, to może na innym blogu? Na pewno nie na tym. Staram się to rozdzielić. To jest wesoły blog o tym, co słychać u moich córek i u mnie, co fajnego ostatnio robiłyśmy, i staram się nie mieszać tego z żadnymi moimi poglądami niezwiązanymi bezpośrednio z tymi sprawami.
Bardziej czuję wspólnotę ze społecznością forów internetowych. W ogóle znajomości internetowe, które kiedyś były dla mnie czymś bardzo dziwnym, teraz wydają mi się naturalne. Cały ten fenomen forów dla matek i sposób, w jaki one nawiązują ze sobą więzi, to fantastyczny temat.
Za to owszem, kilka razy napisałam gdzieś oficjalnie, że jestem też blogerką, bo dlaczego by nie?
(śmiech) Każdy musi mieć jakieś hobby. Jeden się nudzi i gra na konsoli, inny się nudzi i piecze ciastka, a jeszcze inny ma blog.
Myślę, że wcale tego nie chcą. Chcą czytać o sobie, o innych matkach, o tym, jak one sobie radzą, o tym, co ich może czekać, jak ich dzieci będą starsze albo przypomnieć sobie, co było, jak były młodsze... A poza tym ludzie zawsze lubili czytać "humor zeszytów szkolnych" czy "humor w krótkich majteczkach" - to jest zawsze uroczy temat.
Dzieci są bardzo wdzięczne, mają ciekawe spostrzeżenia i nie ma w tym niczego bardzo odkrywczego.
Jezu, nie wiem. Nie pisać za długo, pisać szczerze... Nie wiem. Myślę, że żeby pisać fajny blog o życiu, musisz to robić po prostu z potrzeby pisania, a nie chęci bycia sławną, wypromowania się, zarobienia przy okazji pieniędzy - bo to raczej słabo wychodzi.
Trzeba sobie przemyśleć, jaki to ma być blog. Ja na przykład określiłam, jaki mój ma nie być, o czym nie będę chciała na nim pisać, żeby miał spójny profil.
Oczywiście, że mnie to bardzo cieszy. Jakbym chciała pisać pamiętnik dla siebie, to nie prowadziłabym blogu, a pisała tylko dla siebie. Może też na komputerze, bo już nie umiem chyba pisać ręcznie...