Czy współczesne mamy robią z siebie męczennice? [OPINIE MATEK]

W macierzyństwie nie ma niczego heroicznego, a mamy ciągle narzekają, bo stały się zbyt wygodne i egocentryczne - twierdzi blogerka naTemat. Co na to matki?

Izabella Łukomska-Pyżalska, prezeska Warty Poznań i blogerka naTemat, stwierdziła, że współczesne matki robią z siebie męczennice, pomimo udogodnień, których nie miały ich mamy i babki. Kiedyś było trudniej, a teraz są jednorazowe pieluszki, zaawansowane technologicznie sprzęty i szereg innych ułatwień, jednak wolimy skupiać się na sobie i stąd ta ciągła poza udręczonej matrony - twierdzi blogerka, która sama jest matką trójki dzieci. "Dawno nie spotkałam kobiety, która nie narzekałaby na macierzyństwo, ciążę, brak wolnego czasu czy brak rozrywek 'pozadzidziusiowych'. Rzadko która czuje się spełnioną, szczęśliwą mamą' - pisze Łukomska-Pyżalska w tekście "Utrapienie (?)", opublikowanym w serwisie naTemat, i pyta zaczepnie: "Skoro obecnie dla większości z nas macierzyństwo to takie utrapienie, to po co się na nie decydujemy?".

Postanowiłam sprawdzić, czy inne kobiety uważają, że matki rzeczywiście robią z siebie męczennice. Oto ich odpowiedzi.

Kasia: "Heroizm? Jak najbardziej!"

Mieszka w Gdyni i - tak jak Izabella Łukomska-Pyżalska - ma trójkę dzieci. Czy zgadza się z tezą blogerki? Kasia twierdzi, że macierzyństwo nie jest co prawda formą męczeństwa, ale heroizmu jak najbardziej tak: - Jako mama trójki dzieci wiem, ile pracy i wysiłku kosztuje wychowywanie dziecka. Wychowywanie, nie hodowanie, bo niektórzy właśnie tylko hodują dzieci - tłumaczy. - Dzieciom trzeba poświecić czas, bawić się z nimi, organizować fajnie dzień, a do tego dochodzą wszystkie inne obowiązki, jak to, że trzeba je umyć, ubrać, nakarmić i do tego jeszcze ma się na głowie dom: sprzątanie, gotowanie, zakupy. Że nie wspomnę o pracy zawodowej - dodaje.

Zauważa, że wiele zależy tu od naszej pozycji zawodowej, rodzinnego budżetu, tego, czy nasze relacje w związku oparte są na partnerstwie, czy mamy do kogo zwrócić się o pomoc w chwilach zmęczenia. - Nie jesteśmy robotami, tylko ludźmi o określonej energii. To wszystko jest trudne - przyznaje. Sama stara się nie narzekać: - Owszem, mówię czasem: "jestem zmęczona" albo "mam już dosyć", ale to takie słowa rzucone czasem ze zwykłego zmęczenia czy zdenerwowania. Generalnie uwielbiam macierzyństwo i to, że mogę być mamą trójki cudownych dzieci, z których każde jest inne. Lubię się nimi zajmować i spędzać wspólnie czas - przekonuje. Niedługo wróci do pracy. Już teraz bywa trudno i czasami, jak sama mówi, "pada na twarz". Spodziewa się, że godzenie macierzyństwa z pracą zawodową nie będzie łatwe: - Ale co tam, damy radę - mówi. - Męczennicą nie jestem, ale bohaterką.... może?

Ania i Joanna: to takie polskie...

Ania z Warszawy opowiada o swoich obserwacjach jeszcze sprzed własnego macierzyństwa. Najpierw dzieci urodziła jej szwagierka: - To typ męczennicy. Od zawsze narzekała, jaka jest biedna, że macierzyństwo to takie poświęcenie - opowiada. - Mówiła, że przez tyle lat musiała w nocy wstawać do dzieci, żeby sprawdzić, czy dzieci nie chcą pić albo do toalety, a może się, nie daj Boże, odkryły? Wstawała nawet wtedy, gdy najmłodsza córka miała 5 lat. Słuchałam tego i współczułam jej serdecznie, że chodzi taka niewyspana - mówi Ania. Potem dwójkę dzieci urodziła jej siostra i rzuciła nowe światło na doświadczenia matek: - Między jej dziećmi był rok różnicy, a ona nie umartwiała się. Dzieci spały w nocy, matka nie wstawała, bo nie było takiej potrzeby - mówi.

Jej zdaniem Polacy są cierpiętnikami z natury. - Bardzo często spotyka się matki, które użalają się nad sobą: jakie są biedne, dziecko nie chce jeść od nikogo innego, tylko od mamy, nie mogą wyjść z domu itp. Myślę, że dobrze im z tym użalaniem się - podsumowuje. Podobnego zdania, co do natury Polaków, jest Joanna. Ma jednego syna i przyznaje, że chociaż zdarza jej się narzekać, nie robi tego często, bo wie, że te chwile z trzylatkiem są cudowne i na inne rzeczy przyjdzie czas za kilka lat. - My jako naród lubimy narzekać - zauważa. - Lubimy mówić, jak to mamy w życiu pod górkę i licytować się kto ma gorzej. Mam też wrażenie, że dużo matek oczekuje, że dzieci będą niekłopotliwe: zrobimy przy nich to, co musimy, a one zajmą się sobą i jak najszybciej zrobią się samodzielne. A na matki, które lubią bawić się z dziećmi, poświęcać im czas i nosić na rękach, które nie muszą być w kinie na każdej premierze, patrzy się jakby były z innej planety - twierdzi Joanna.

Anna: "Niczego nie żałuję"

Mama dwóch córek, mieszka w Niemczech i jak sama przyznaje - często jest zdana sama na siebie. Anna jest zdania, że to, czy macierzyństwo będzie dla nas utrapieniem, zależy od indywidualnego nastawienia: - Tak się akurat złożyło, że pierwszą ciążę spędziłam praktycznie sama, z dala od rodziny, mąż pracował za granica. Po narodzinach córki niewiele się zmieniło - opowiada. - A jednak nie pamiętam siebie narzekającej. Co nie znaczy, że nie było problemów, takich, jakie przytrafiają się każdej młodej rodzinie, każdemu człowiekowi. Wiedziałam, że tak musi być i w zasadzie mogę liczyć tylko na siebie - tłumaczy i dodaje: - Nie postrzegam tego w kategoriach heroizmu. Trzeba było robić wszystko, żeby ten moment był jak najłatwiejszy i najfajniejszy. Wolałam tą energię, którą mogłam stracić na utyskiwanie, spożytkować po prostu inaczej - mówi z uśmiechem.

Czy to oznacza, że Anna nigdy nie narzeka? Nic z tych rzeczy, podkreśla zresztą, że należy uważać, by nie popaść w pułapkę udawania: zobaczcie, jaka jestem wspaniała, jak ze wszystkim sobie wspaniale radzę. Ważniejsza jest szczerość i odpowiednie nastawienie: - Jasne, że czasami utyskuję, miewam słabsze chwile, ale prędzej skarżę się sama sobie lub mężowi, nigdy na zewnątrz. Bo jest dobrze - przecież świadomie decydowałam się na dzieci i mając się za osobę dość rozsądną, mniej więcej zdawałam sobie sprawę, że to nie porcelanowe figurki, które wystarczy odkurzyć raz na tydzień. I nie żałuję. Niczego! - podkreśla zdecydowanie.

Monika: "Narzekam, gdy nie mam wsparcia"

Kiedy urodziła córkę z zespołem Downa, musiała znaleźć wiele sił, żeby stawić czoła niewesołej rzeczywistości: opornym lekarzom, współczuciu otoczenia, własnemu niedowierzaniu. Monika daje sobie radę świetnie, ale przyznaje, że nie uważa się za dobrą mamę. - Po urodzeniu córki uderzyłam w ścianę, pewne rzeczy mnie przerosły - tłumaczy. - I nie chodzi tu o to, że ma zespół Downa, ale w ogóle o posiadanie dziecka. Jestem perfekcjonistką, nie potrafię odpuścić, a to nie pomaga w wychowaniu dziecka - mówi. Jej zdaniem to współczesne czasy czynią z matek męczennice: - Narzekam, gdy nie mam wsparcia rodziny i zauważyłam, że tak samo jest u moich koleżanek. Dawniej naturalną sprawą było to, że dziadkowie pomagają przy wnukach. Moja babcia zajmowała się nami aż poszliśmy do przedszkola, mama pracowała. Babcia wychowała sześcioro wnucząt. Teraz babcie i dziadkowie siedzą sobie w parku i nudzą się jak mopsy... - mówi Monika.

Dzisiejszym rodzicom stawia się też zbyt wysokie wymagania: - Oczekuje się od nich cudów! Mają nauczyć dziecko tego, tamtego, ciągle słyszą: "a dlaczego dziecko jeszcze tego nie umie?" - wylicza. - Presja, moda, wyścig szczurów... A jesteśmy tylko ludźmi i każdy ma swoje możliwości, granice. Męczennice to te kobiety, które nie nadają się do roli matek albo nie były jeszcze gotowe na macierzyństwo i nie radzą sobie tak, jakby tego chciały. A bohaterki to te, które są stworzone do bycia mamą na 100 proc. i kochają to, co robią. To od razu widać. I nie ma się co czarować: to ciężka praca stworzyć od podstaw nowego człowieczka. Jeden głupi błąd, a rzutuje na całym jego dalszym życiu... - podsumowuje Monika.

Pozwólmy mamie ponarzekać!

Czym innym jest nieustanna litania gorzkich żali, jak zauważają moje rozmówczynie, a czym innym szczere westchnienie, że bywa ciężko, że czasem nie mamy siły. Współczesne matki nie są męczennicami, choć bywają umęczone - może i świat poszedł do przodu i dał im do ręki narzędzia, których nie miały ich matki i babki, ale postawił też przed nimi nowe wymagania i duże oczekiwania. Brak miejsc w żłobkach i przedszkolach utrudnia matczyną rzeczywistość, a godzenie macierzyństwa z pracą zawodową jest po prostu, obiektywnie, trudne. Osiem godzin pracy, dojazdy, słaba pensja i w nagrodę można położyć dziecko spać. Nic dziwnego, że matka bywa zmęczona, nic dziwnego, że czasem narzeka. Niech nadal mówi, co czuje - to pięknie odczarowuje mit Matki-Polki i lukrowaną wizję macierzyństwa. Narzekanie może być wentylem bezpieczeństwa, a skarga, że jest ciężko nie powinna być odczytywana automatycznie, jako przyznanie, że dana kobieta nie chce być matką lub nie zasłużyła na macierzyństwo (sic!). To krzywdzące uproszczenie.

Izabella Łukomska-Pyżalska pisze: "(...)nie róbmy z siebie męczennic! Macierzyństwo jest naturalnym, kolejnym etapem w życiu kobiety i nie widzę w nim NIC wyjątkowo heroicznego". Ależ oczywiście, pod warunkiem, że nasze dziecko jest upragnione, wyczekane, zaplanowane, mamy spokój finansowy, kogoś do pomocy, gwarantowane miejsce w przedszkolu i satysfakcjonującą pracę zawodową. W innym wypadku może być nam ciężko i powinnyśmy mieć prawo do powiedzenia tego głośno. Zbyt długo kobiety uważały, że nie wolno im się skarżyć. Trafnie podsumowuje to Anna: - W żadnym wypadku nie jestem męczennicą, ale normalnym człowiekiem, który może mieć chwile słabości. Żebyśmy znów nie popadli w kolejną skrajność - perfekcyjnej, zawsze uśmiechniętej i noszącej w sobie niewyczerpane pokłady cierpliwości Matki-Polki - przestrzega. Frustracja ma to do siebie, że narasta, dla wszystkich będzie więc lepiej, kiedy matki będą mówić szczerze o swoich uczuciach. Mają też prawo do tęsknoty za "pozadzidziusiowymi" rozrywkami i mają prawo do wyrażania tej tęsknoty. Hej, macierzyństwo jest świetne, ale czasem mocno daje w kość!

Więcej o:
Copyright © Agora SA