Urlop macierzyński skazuje na utratę pracy? [HISTORIE MATEK]

Kobiety nie są cenione na rynku pracy, bo mogą urodzić dziecko i zostawić pracodawcę na lodzie - twierdzą przeciwnicy urlopów macierzyńskich i wychowawczych. W Polsce nie ma sprzyjających warunków do posiadania dzieci, a opieka nad niemowlęciem kończy się utratą pracy - twierdzą inni. Matki opowiadają nam o powrotach do życia zawodowego po urodzeniu dzieci. Bywa różnie.

Profesor Magdalena Środa w rozmowie z Ireną Wóycicką, minister ds. społecznych w Kancelarii Prezydenta i Renatą Grochal ("Wysokie Obcasy") stwierdza, że długie pozostawanie w domu jest błędem: "Znam wiele kobiet, które najpierw miały do mnie pretensje o to, że nie cenię urlopów macierzyńskich, ale gdy je spotkałam po latach, mówiły, że miałam rację: z urlopów skorzystały i wiele na tym straciły: miejsce na rynku pracy, niezależność finansową, publiczny status. Słyszałam od nich: 'Wychowałam trójkę dzieci, potem mąż mnie zostawił (zachorował, stracił pracę), jestem bezrobotna, bez szans. Miała pani rację. Trzeba było trzymać się pracy'". I przestrzega przed wycofywaniem się z życia zawodowego na rzecz dziecka.

W debacie na temat wydłużonych urlopów rodzicielskich nie brakuje głosów, że takie rozwiązanie pogorszy sytuację kobiet na rynku pracy. Pojawiają się opinie, że nikt nie będzie chciał zatrudniać młodych kobiet, bo roczna nieobecność pracownika to poważny problem dla firmy. Z drugiej strony podkreśla się, że aby zdjąć z matki stygmat niepewnego pracownika, urlop powinien obowiązkowo obejmować także ojca. Proponuje się także wprowadzenie możliwości wykorzystania dni przysługujących na opiekę nad dziećmi w ciągu czterech lat od porodu, a nie tylko w pierwszym roku życia dziecka.

Czy utrata pracy po urlopie macierzyńskim jest problemem społecznym? Czy kobiety słusznie obawiają się, że opiekując się dzieckiem, narażają się na otrzymanie wypowiedzenia?

Zobacz wideo

"Moja firma eliminuje młode mamy"

Mogłoby się wydawać, że najlepiej znaleźć pracę w firmie, która ma opinię pracodawcy przyjaznego matkom. Tak jak Magda, pracująca w dużej korporacji. Jej firmę, z filiami w całym kraju, jeszcze 10 lat temu wychwalano za wspieranie swoich pracownic - wydawała nawet specjalną gazetę, w której zamieszczano informacje z życia firmy, tak żeby matki nie czuły się wykluczone z zespołu. Pracodawca zgadzał się też na elastyczne godziny pracy - innymi słowy: pełna sielanka. To już jednak przeszłość, Magda w liście do naszej redakcji pisze: - Zdarza się, że osoby powracające z urlopów macierzyńskich/wychowawczych dostają wypowiedzenia, zmieniane są im stanowiska (oczywiście na niższe) i zmniejszane wynagrodzenia. Tylko w moim dziale na 3 dziewczyny będące w ciąży żadna nie mogła - lub nie będzie mogła - wrócić na swoje stanowiska.

- Ja zaczęłam tam pracę kilkanaście lat temu - opowiada. - Wszystko było pięknie, były deklaracje, że firma pomaga i wspiera młode mamy, mieli super PR. A ja głupia pracowałam i pomnażałam zysk pracodawcy, zamiast szybko urodzić wtedy dziecko. Urodziłam je teraz. Ale teraz firma już nie wspiera młodych mam. Raczej je eliminuje. Ogłoszono zwolnienia grupowe i osób wracających do pracy po macierzyńskim nie chroni nic. Między innymi i ja się dowiedziałam, że nie ma dla mnie pracy. Wykonuje ją koleżanka, która nie jest szczególnie merytoryczna i wychodzi co godzinę na papierosa, ale nie ma małego dziecka. Są też inne praktyki: degradowanie młodych matek, obniżanie im wynagrodzenia, zwolnienia osób na urlopach wychowawczych. Był przypadek, kiedy przełożony powiedział dziewczynie, żeby wracała do pracy i na dzień dobry wręczył jej wypowiedzenie. Osoby, które są zwalniane podczas zwolnień grupowych dostają odprawę, ale przecież potrzebują pracy. A po latach lojalnej pracy zostają wyrzucone w sytuacji, kiedy to druga strona powinna swoją lojalność udowodnić - skarży się zwolniona kobieta.

"Zwolnili mnie, ale wyszło mi to na dobre"

Dobrych doświadczeń nie ma też Beata, którą zwolniono z pracy kilka miesięcy po powrocie z półrocznego urlopu wychowawczego: - Wróciłam do pracy w korporacji na inne stanowisko, ponieważ z racji zmiany zakresu obowiązków moje poprzednie nie dość, że było zajęte, to już mnie nie interesowało. Córka miała rok, a ja wciąż karmiłam piersią i często wychodziłam wcześniej, na co szefowe patrzyły krzywo, aczkolwiek nigdy wprost nic na ten temat nie powiedziały. Po paru miesiącach zostałam zwolniona z uzasadnieniem, iż nie spełniam oczekiwań pracodawcy. Wszystko to działo się w korporacji, która szczyci się nagrodami jako firma przyjazna mamom... - podsumowuje. Twierdzi, że mimo wszystko wyszło jej to na dobre, bo udało jej się znaleźć lepszą pracę.

Joanna też zmieniła pracodawcę, kiedy została mamą. Pracowała w małej rodzinnej firmie, jeszcze przed urodzeniem dziecka przez sześć miesięcy była na zwolnieniu lekarskim z powodu zagrożonej ciąży: - Bardzo bałam się, że mnie zwolnią. Czekali, ale po miesiącu dostałam propozycję przejścia z dnia na dzień na pół etatu. Przecież mam małe dziecko i to dla mojego dobra. A o przerwach na karmienie nie mogłam marzyć. Wprost mi nie zabronili, ale fochy po każdym wcześniejszym wyjściu były straszne. Zmieniłam firmę. Po drugiej ciąży wróciłam do pracy po 1,5 roku. Sama zdecydowałam, że wrócę na pół etatu. I nie było z tym żadnych problemów. Wszystko odbyło się w miarę miło i przyjemnie. Nie jestem jedyną matką, która wróciła do naszej firmy i żadna nie została zwolniona. Na wszystkie czekano - podkreśla.

"Dużo zależy od przełożonego"

Opowieści naszych rozmówczyń pokazują, że wiele zależy od dobrej woli przełożonego. Nie brakuje optymistycznych historii, łącznie z opowieściami o wyrównaniu pensji czy awansie. Ania od 10 lat pracuje w dużej firmie, w tym czasie urodziła dwoje dzieci. - Na czas mojej nieobecności zatrudniano osoby na zastępstwo, ale były to umowy czasowe i wracałam na swoje stanowisko - opowiada. - W pierwszej ciąży pracowałam do 8 miesiąca, ale w drugiej, zagrożonej, byłam od 6 tyg. na zwolnieniu. Po macierzyńskim mogłam też wykorzystać zaległy urlop. Nie miałam żadnych problemów, ale wiem, że dużo zależy od bezpośredniego przełożonego - mówi.

Na Monikę czekano z utęsknieniem, bo jej zastępczyni nie radziła sobie najlepiej. - Karmiłam długo piersią i wychodziłam godzinę wcześniej, nikt nie miał nic przeciwko, ale swoją normę wyrabiałam w 130 proc. - opowiada. Miała szczęście, bo dwie jej współpracownice, które teraz powinny wracać z urlopu macierzyńskiego, nie będą miały dokąd.

Wioletta, pracująca w dużej firmie, nie ma zastrzeżeń: - W 2010 roku wróciłam na to samo stanowisko, ale przejęłam zespół koleżanki, która poszła na macierzyński. Karmiłam piersią i wychodziłam godzinę wcześniej bez żadnych problemów przez około rok. Nie zostawiałam niedokończonych spraw, ale w 7 godzin robiłam to co powinnam była w 8. Było naprawdę fajnie i niepotrzebnie stresowałam się, jak pogodzę pracę z życiem rodzinnym - przyznaje. Urodziła drugie dziecko, wraca do pracy w czerwcu: - Liczę, że powrót nie będzie gorszy niż za pierwszym razem - mówi.

Co na to prawo?

W czasie urlopu macierzyńskiego kobieta jest chroniona przed wypowiedzeniem, chyba że rażąco narusza warunki umowy - wtedy może zostać zwolniona dyscyplinarnie. Jeśli nie chce wykorzystać przysługującego jej urlopu wychowawczego i woli wrócić do pracy od razu po macierzyńskim, ma prawo wnioskować u pracodawcy o obniżenie wymiaru czasu pracy - może tak pracować przez rok, a jej szef musi wyrazić na to zgodę. W tym czasie kobieta jest chroniona i nie można jej zwolnić. Zgodnie z art. 186(8) § 1 kodeksu pracy rozwiązanie umowy o pracę przez pracodawcę w tym okresie może nastąpić tylko w razie ogłoszenia upadłości lub likwidacji firmy, a także w przypadku poważnych uchybień w wywiązywaniu się z obowiązków zawodowych - wtedy można zwolnić pracownika bez wypowiedzenia, z jego winy. Inną sytuacją, w której okres ochronny przestaje obowiązywać są zwolnienia grupowe.

Magdalena Środa przestrzega we wspomnianej rozmowie: "Trzeba myśleć o sobie także w kategoriach odpowiedzialności i statystyk, które znamy. Kobiety powinny wiedzieć, że jeśli decydują się pozostanie w domu, to jednocześnie często decydują się na późniejsze ubóstwo i ubezwłasnowolnienie". Jednak historie naszych rozmówczyń nie są wyłącznie złe. Podejmując decyzję trzeba kierować się tym, co będzie najlepsze dla nas i dla naszej rodziny. Jeśli czujemy, że czas, który poświęcimy dziecku, jest ważniejszy od ewentualnej przerwy w CV, może warto zaryzykować. Oprócz potrzeb materialnych, musimy zaspokajać te emocjonalne. A te mogą być różne dla każdej z nas.

Więcej o:
Copyright © Agora SA