Być samotną mamą [HISTORIE MAM]

Paulina mówi, że jest jej teraz łatwiej. Dorota - że ta sytuacja jest korzystniejsza dla niej i dla jej synów. Renata czuje się szczęśliwa i spełniona. Mamy - singielki. Radzą sobie z codziennością, łączą pracę z wychowywaniem dzieci. Opowiedziały nam o sobie.

Beata, mama sześcioletniego Mateusza i dwuletniego Adasia:

Jestem szczęśliwa i pełna energii

W obecnej chwili jestem pozytywnie nastawiona do tej sytuacji. Mogę nawet powiedzieć, że wszyscy na tym skorzystaliśmy. W domu jest luźna atmosfera, jest wesoło, chce się do niego wracać. Mati przestał się wszystkiego bać, otworzył się, ma wielu kolegów. A ja w końcu zrozumiałam, że powinnam być dla siebie nie mniej ważna niż moi synowie. I wreszcie poczułam, że teraz jestem szczęśliwą i pełną energii mamą.

Początki były trudne. Mateusz miał cztery lata, Adaś sześć miesięcy. Nie miałam pracy. Za to miałam wielkiego doła. I mnóstwo koleżanek - samotnych mam. Ich wsparcie okazało się nieocenione. Od nich nauczyłam się dbać o siebie, swoje przyjemności, swój rozwój. Zyskałam nową energię, a z nią przyszły rozwiązania różnych problemów.

Pracuję w domu. Przede wszystkim wieczorami, kiedy chłopcy już śpią. W dzień - gdy Mateusz jest w szkole, a Adaś ma drzemkę. Czasami to nie wystarcza, bo mam dużo rzeczy do zrobienia i wtedy pomaga mi mama.

Jestem psychologiem. W tym roku zaczęłam studia podyplomowe - psychoterapię, o której zawsze marzyłam. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się otworzyć własny gabinet.

Na co dzień jesteśmy we trójkę. Mateusz chodzi do pierwszej klasy. Wstajemy wcześnie. Ważne jest to, żebyśmy mogli razem spokojnie usiąść przy stole i zjeść porządne śniadanie. Dużo wtedy rozmawiamy, śmiejemy się - to taka dawka dobrego humoru na cały dzień. W ogóle dużo czasu spędzamy razem w kuchni. Chłopcy są alergikami, więc wiele rzeczy do jedzenia muszę zrobić sama. A oni lubią mi pomagać. Ostatnio dwa razy robiliśmy biszkopt. Wcale nie dlatego, że się nie udał, tylko dlatego, że Adaś chciał cały czas miksować ciasto. Często przygotowujemy zapiekanki. Oni układają pieczarki na bułkach i posypują je tartym żółtym serem, a ja wkładam je do piekarnika.

Wieczorem mamy swoje rytuały. Najpierw chłopcy razem się kąpią. Nasza łazienka jest dość kolorowa - żółte kafle, czerwony sufit i do tego fioletowe i czerwone światło. Trudno ich wygonić z wanny. Po zabawie pistoletami na wodę na podłodze jest tak mokro, że można pływać. Później lądujemy w pokoju Mateusza. Obowiązkowo czytam mu książkę. Potem przenosimy się do Adasia i albo ja im śpiewam, albo słuchamy muzyki.

Kiedy chłopcy już śpią, a ja nie muszę pracować, czytam książki, oglądam filmy albo rozmawiam ze znajomymi przez telefon. Staram się zrobić coś dla siebie. Wiem, że jeśli ja będę szczęśliwa, moje dzieci też będą szczęśliwe.

Muszę przyznać, że teraz, kiedy sama wychowuję synów, paradoksalnie mam więcej czasu i nie czuję się ciągle taka zmęczona. Ojciec chłopców widuje się z nimi dwa razy w tygodniu i zabiera ich do siebie co drugi weekend, a czasami częściej. Wtedy absolutnie nie zajmuję się domem. To jest czas dla mnie. Mogę odpocząć, wyjechać, spotkać się z koleżankami. Mam też okazję zatęsknić za synami. Oni również tęsknią. Kiedy wracają do domu, zawsze coś razem robimy. Wyjmujemy instrumenty: ja gitarę, Mati keyboard, Adaś bębenki, i tworzymy muzykę - gramy, śpiewamy, tańczymy. Razem się wygłupiamy.

Obowiązkami domowymi zajmuję się, gdy chłopcy są ze mną. Razem odkurzamy, wieszamy pranie. Nawet po duże zakupy jeździmy razem. Mati wrzuca do koszyka to, co jest potrzebne, a Adaś to, co uda mu się ściągnąć z półek. Potem przy kasie jest zawsze trochę zamieszania.

Nie wyobrażam sobie na razie, żeby mieszkał z nami ktoś jeszcze. Jest nam dobrze. Bardzo ważne jest dla mnie to, że się kochamy i potrafimy to sobie nawzajem okazać. Na razie moje dzieci i moje związki to dwie różne sprawy. Myślę czasami o tym, że chłopcy kiedyś dorosną i że miło by było mieć kogoś bliskiego. Ale jeszcze nie teraz. Nie wiem, jak będzie w przyszłości, ale na pewno nie będę się już poświęcać.

Jedyne, czego nam brakuje, to kominek. Mateusz się śmieje, że moglibyśmy piec kiełbaski jak w ognisku. Wybraliśmy już nawet projekt domu. Może kiedyś uda mi się go zbudować. Staram się realizować marzenia. I swoje, i dzieci. Choć wydaje mi się, że czasami fajniejsze jest oczekiwanie. Dlatego np. na drogie prezenty chłopcy muszą zawsze trochę poczekać.

Daję dzieciom mnóstwo pozytywnej energii, zabawy, ale jestem też konsekwentna. Jasno wyznaczam granice, bo inaczej synowie weszliby mi na głowę. Oczywiście, że zdarzają się trudne chwile. Kiedyś Mateusz wyszedł zapłakany z przedszkola. Dzieci opowiadały o swoich rodzinach. Tego dnia, po powrocie z przedszkola, Mati powiedział, że chce, żeby tata z nami mieszkał. W takich momentach oczywiście jest mi ciężko. Wspaniałe jest to, że każdego ranka budzą mnie całusy i uśmiechnięte buzie synków. Dlatego nie mogę powiedzieć, że żałuję tego małżeństwa, bo przecież dzięki niemu mam dwóch fantastycznych facetów.

Renata, mama pięcioletniego Marcina:

Mój świat kręci się wokół syna

Z synem od początku byliśmy sami. Od pięciu lat mój świat kręci się wokół niego. Czasami się śmieję, że jest takim prezentem od losu, urodził się w dniu moich imienin. Nie wyobrażam sobie teraz, że mogłoby go nie być. Jestem bardzo szczęśliwa i spełniona jako mama.

Pracuję w szkole, Marcin chodzi do przedszkola. Rano wstaję dużo wcześniej od niego. Mogę spokojnie wypić kawę, ubrać się, umalować. Potem go budzę i mam czas dla niego. Marcinek uwielbia jeszcze w piżamie posiedzieć ze mną na kanapie. Rozmawiamy, przytulamy się. Po południu odbieram go z przedszkola, robimy razem zakupy. Jeśli jest ładna pogoda, po drodze urządzamy sobie krótki spacer. Przed snem zawsze czytam mu książkę. Co wieczór Marcin sam ją sobie wybiera. Ostatnio spodobały mu się różne ciekawostki, ot choćby, jak powstał świat.

Oczywiście, że w ciąży miałam mnóstwo obaw. Przede wszystkim była to ciąża w późnym wieku, więc martwiłam się o jego zdrowie. Potem, kiedy już był ze mną, bałam się wziąć go na ręce, nie wiedziałam, jak przewinąć. Ale po porodzie spędziłam 17 dni w szpitalu, bo Marcin miał bardzo silną żółtaczkę. Położne nauczyły mnie wszystkiego.

Od pierwszego dnia po wyjściu ze szpitala mieszkamy we dwoje. Marcin zawsze spał sam w łóżeczku. W nocy budził się tylko na karmienie. Był bardzo grzecznym niemowlakiem. Pewnie dlatego nie było mi aż tak ciężko.

W początkowym okresie dużo pomagali mi rodzice. Zostawali z nim, kiedy musiałam coś załatwić, zrobić zakupy. Gdy wróciłam do pracy, Marcinek miał osiemnaście miesięcy. Przez dwa miesiące też zajmowali się nim dziadkowie. Później zatrudniłam nianię. Marcin jest żywym dzieckiem, babci i dziadkowi brakowało sił, żeby za nim biegać.

Spędzamy razem bardzo dużo czasu. Rysujemy, Marcin lubi książki z naklejkami, szukanie szczegółów, którymi różnią się obrazki. Odwiedzamy znajomych, oni przychodzą do nas. Dużym ułatwieniem jest moja praca. Jako nauczycielka mam wakacje, ferie, wolne święta.

W tym roku wyjeżdżamy na ferie w góry. Marcin uwielbia zimę. Mógłby nie schodzić z sanek i bez końca rzucać śnieżkami. W zeszłym roku zaczął nawet uczyć się jeździć na łyżwach. Staram się pokazywać mu nowe rzeczy i możliwości. I powtarzam, żeby spróbował, że jeśli mu się nie spodoba, wcale nie musi tego robić.

Do tej pory tylko jeden dzień spędziłam bez syna. Od ósmej do dwudziestej pierwszej. Pojechałam z młodzieżą na jednodniową wycieczkę. Ale wieczorem byliśmy już razem w domu. Poza tym zdarza mi się zostawić go u dziadków, kiedy idę do fryzjera albo na babskie zakupy.

Na noc nigdy Marcina nie zostawiłam. Czasami jestem za to zła sama na siebie. Marzę o tym, żeby pójść gdzieś ze znajomymi, spotkać się w kawiarni, pogadać. Ale wiem, że synek jest przyzwyczajony do tego, że kiedy zasypia, jestem w domu. No i właśnie te wieczory bywają dla mnie trudne. Często przygotowuję się wtedy do pracy, sprawdzam klasówki.

Nie zastanawiam się na co dzień nad tym, że nie ma w naszym domu dorosłego mężczyzny. Przykręcam sama półki, skręcam szafki, naprawiam zamki. A z Marcinem bawię się samochodami.

Miało być inaczej, mieliśmy być we troje. Były deklaracje, na których się skończyło. Marcin wie, że ma tatę, ma jego zdjęcie. Chciałabym, żeby kiedyś go poznał. Zdaję sobie sprawę z tego, że najtrudniejsze zadanie jest jeszcze przede mną. Pewnie kiedy Marcin pójdzie do szkoły, zaczną się pytania. Na razie przygotowuję się do tej sytuacji.

Brakuje mi tej drugiej osoby. Rozmowy, zwykłej czułości. Może jeszcze będzie mi dany szczęśliwy związek?

Paulina, mama pięcioletniej Magdy

Powoli otwieram się na bycie w nowym związku

Wcale nie jest trudno. Mogę powiedzieć, że jest mi nawet łatwiej. Zostałyśmy same, kiedy Magda miała trzy miesiące. Przez dwa lata były jeszcze próby ratowania małżeństwa. Burzliwe i nieskuteczne. Potem, szczerze mówiąc, odetchnęłam z ulgą. Kontakt z byłym mężem praktycznie się urwał.

Oczywiście, nie jest tak, że nie mam żadnych problemów. Ale wychodzę z założenia, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Kiedy Magda zaczynała chodzić do przedszkola, pracowałam od ósmej do szesnastej. Mogłam ją sama odprowadzać i odbierać. Teraz pracuję w systemie zmianowym. Babcia, z którą mieszkamy, też. Co miesiąc siadamy i układamy grafik. Kiedy obie pracujemy w tym samym czasie, pomagają mi brat i bratowa, koleżanki, mama koleżanki, sąsiadka. Najbardziej lubię dni, kiedy idę do pracy na pierwszą zmianę. Rano Magda urządza wyścigi: kto pierwszy zje śniadanie, umyje zęby, się ubierze. Jest przy tym mnóstwo śmiechu, no i nie spóźniamy się do przedszkola.

Magda uwielbia fotografować. Robi zdjęcia sobie, pluszakom, mnie. Potem je oglądamy, śmiejemy się z tych, które nie wyszły, wybieramy najładniejsze. Często rysujemy i wycinamy. A wieczorem obowiązkowo wspólna kąpiel z dużą ilością piany.

Magda jest dla mnie najważniejsza. Czasami myślę, że nasza sytuacja jest prostsza, bo ona jest dziewczynką. Mamy przecież swoje babskie sprawy. Magda jest małą kobietą - uwielbia malować paznokcie, czasem chodzi w moich butach na obcasach.

Staram się też myśleć o sobie. Mam sporo koleżanek, nie odrzucam zaproszeń na imprezy, gdzie większością są pary. Jednak dopiero rok temu otworzyłam się na możliwość nowego związku. Zrozumiałam, że nie mogę wrzucać wszystkich mężczyzn do jednego worka. No i nie chciałabym też, żeby Magda była jedynaczką.

Na razie naszym największym marzeniem jest zamieszkać we własnym mieszkaniu. Mam nadzieję, że niedługo się to spełni.

Więcej o:
Copyright © Agora SA