"Zaziębi sobie pani pierś!" - Sylwia Chutnik o publicznym karmieniu piersią [WYWIAD]

Jak Polacy reagują na matki karmiące piersią? Ze znaną feministką i działaczką społeczną, Sylwią Chutnik, rozmawia Karolina Stępniewska

Od czasu historii z galerią "Pociąg do sztuki", która odmówiła umieszczenia na jednej ze stacji metra zdjęć matek karmiących piersią, wielokrotnie była Pani pytana o zdanie na temat publicznego karmienia. Z jednej strony gorąco namawia się kobiety do karmienia piersią, a z drugiej widok karmiącej publicznie matki często wywołuje oburzenie. Skąd ta rozbieżność?

Myślę, że to się bierze z dwóch rzeczy. Pierwsza to takie kulturowe, społeczne spojrzenie na to kim ma być matka w przestrzeni publicznej, kim jest dla nas: czy to nadal jest kobieta, którą możemy w każdej chwili pouczyć, bo ubrała dziecko za lekko albo za ciepło, bo ono płacze, bo na pewno jest głodne. W Polsce jest publiczne przyzwolenie na to, żeby komentować głośno poczynania matek. Nie ojców. Matek, bo to one są winne. I nie ma żenady, żeby obca osoba podeszła na ulicy i powiedziała "Eeee, nie powinna pani teraz karmić jogurtem, bo będzie miało alergię". Po prostu wujek Dobra Rada i ciocia Dobra Rada to są bardzo ważne instytucje polskie. To jest z jednej strony. I w związku z tym zawsze znajdą się mądrale, które powiedzą "Nie powinna Pani karmić piersią" albo "Zaziębi sobie pani pierś", albo "Tak nie wypada", albo "Dobrze, ja rozumiem, że karmi pani piersią na życzenie, ale musi pamiętać o tym, że dziecko musi mieć komfort jedzenia". I te wszystkie teorie, które nagle wszyscy sobie przypomnieli i teraz są najmądrzejsi na świecie.

A druga rzecz jest czysto miejska. W przestrzeni miejskiej jest zawsze walka: czy się jedzie w tłoku w autobusie i walczy się o swoje miejsce, czy się karmi publicznie dziecko i walczy się o to, żeby sie odczepili ode mnie i nie komentowali. Żeby tej mojej przestrzeni ludzkiej nie przekraczali w różny sposób, werbalny albo bezpośredni. I to jest po prostu jeden z etapów bycia w mieście. Ja nie jestem z ruchu oburzonych, ja jestem z ruchu "Po prostu odczep się". To jest moja sprawa, moje ciało, moja pierś - nawet jeżeli wtedy jest dziecka, bo go karmię, ale nadal jest przyczepiona do mnie, a nie do niego. Nie odczepiam sobie tej piersi i mu jej nie daje, tylko to jest nadal moja fizyczność, moje całe ciało. Więc tu jest raczej taka postawa "Odwal się" niż "To straszne, że gnębi się matki". No tak, bo tak jest! Gnębi się je jakby w dwójnasób: można im zawsze powiedzieć, że coś jest nie tak, a one na pewno zawsze robią coś nie tak, zawsze coś się znajdzie, a po drugie jako element walki o przestrzeń miejska.

A w tej przestrzeni miejskiej... Altanki do karmienia piersią - znajdę je gdzieś?

Niestety nie. To był pomysł z 2007 roku, który opracowałyśmy z Dzielnicą Śródmieście. Te altanki też wzbudzały wiele kontrowersji, wprost przeciwnych: nagle okazało się, że nie można kobiet karmiących zamykać w budzie. Coś niesamowitego! Polak jest zawsze przeciwko więc to jest też taka cecha, z którą należy się pogodzić. Altanka byłaby dla tych kobiet, które rzeczywiście chciałyby mieć komfort karmienia. Ona miała być wkomponowana w przestrzeń - oczywiście miejską, bo to miało być w Warszawie, zieloną. Altanki miały stać w parkach lub przy skwerach, gdzie są place zabaw i miały mieć funkcje przede wszystkim praktyczne, czyli miały chronić przed wiatrem, deszczem, dawać możliwość przewinięcia dziecka, zaparkowania wózka na chwilę. Odbył się konkurs na projekt takiej altanki i nawet podobno był sponsor, który miał ją wybudować, a potem zaczęły się schody, jeśli chodzi o miejsce... I tu się nasza rola skończyła - aż takie nie jesteśmy mocarne.

I altanka nie powstała.

I nie powstała, natomiast dyskusja wokół tego była ciekawa.

Czytałam komentarze internautów na temat tego pomysłu. Były głosy, że taka altanka nie jest potrzebna, że potrzebne są ubikacje z ciepła wodą.

Wszystko jest potrzebne.

W waszej kampanii "O Mamma Mia" znajdujecie miejsca, które są przyjazne matkom. Gdzie w Warszawie mogę w spokoju nakarmić dziecko?

Pełna lista jest na naszej stronie, tam są takie piktogramy, które wskazują te miejsca. Tak naprawdę wszędzie nakarmi się w spokoju piersią, gdzie jest przyjazna atmosfera, pro-dzieciowa. Fundacja Mleko Mamy robi teraz taką kampanię, że oznacza te miejsca - tak żeby kobiety czuły, że tam mogą wyjąć spokojnie pierś i nikt nie zrobi larum wielkiego. Natomiast z naszego doświadczenia, teraz będzie już siódma edycja tej kampanii, te miejsca przyjazne dzieciom zazwyczaj są przyjazne ogólnie. To zależy, co która potrzebuje, bo niektórym mamom wystarczy, że sobie na pieńku przysiądą i jest im dobrze. To zależy też od dzieci. Niektóre rzeczywiście potrzebują nierozpraszania się, przebywania z dala od tłumu. I wtedy to może być jakiś kącik, np. w restauracji z dala od reszty ludzi. To może być specjalna sofa gdzieś w kinie. Wszędzie tam gdzie po prostu jest spokój. Tylko błagam: nie idźmy do toalety!

Ja raz karmiłam w toalecie. Przyjechałam do nowego centrum handlowego, moje małe dziecko domagało się jedzenia i zmiany pieluchy. Obok toalet był pokój dla matek z dziećmi, a na drzwiach kartka: Klucz u ochrony. Ochroniarza w zasięgu wzroku brak. Zmieniłam mu pieluchę na swoich kolanach w kabinie, nakarmiłam, a później pani sprzątająca zrobiła mi awanturę, że do tego jest pokój dla matek. Po kilku tygodniach pojechałam tam znowu i drzwi były po prostu otwarte, a kartka zaginęła.

To też jest tak, że bardzo często jest to kwestia edukacji. Nas to denerwuje i od razu wietrzymy, że ktoś robi to specjalnie, ale z doświadczenia Fundacji wynika, że prawda jest też taka, że ludzie bardzo często po prostu nie wiedzą. Te wszystkie absurdy, jak np. Zachęta, która miała podjazd dla wózków od tyłu, ale bilety trzeba było kupić z drugiej strony i trzeba było iść schodami. Rozwiązania takie, że albo ktoś nie pomyślał, bo nie był w takiej sytuacji, bądź też kwestie architektoniczne jak w Zachęcie. Często warto edukować ludzi zamiast od razu na nich krzyczeć, bo często się okazuje, że oni po prostu nie pomyśleli. Te rzeczy są dla nas oczywiste, bo jesteśmy tą grupą społeczną, która z nich korzysta więc my to znamy z doświadczenia. A czasem ludzie po prostu nie pomyślą.

Czyli nie jest to kwestią złej woli?

Bardzo często jest też zła wola albo głupota, ale faktem jest, że trzeba mówić o tym, bo czasem ludzie nie zdają sobie z tego sprawy.

Sylwia Chutnik - prezeska Fundacji MaMa, pisarka, kulturoznawczyni, absolwentka Gender Studies na UW. Przewodniczka miejska po Warszawie i działaczka społeczna. Autorka powieści "Kieszonkowy Atlas Kobiet" (Ha!Art 2008), "Dzidzia" (Świat Książki 2009) i książki "Warszawa kobiet" (Polityka 2011). Laureatka Paszportu Polityki w kategorii Literatura (2008) oraz Społecznego Nobla Ashoki za działalność na rzecz matek (2009).

Copyright © Agora SA