Córki i synowie

Co w wychowaniu zależy od płci, a co w płci od wychowania - pytamy psychoanalityczkę Ewę Modzelewską.

Masz wątpliwości dotyczące wychowania swojego dziecka? Coś cię niepokoi? Zapytaj Ewę Ulrich-Załęską , psycholog, Kierownik ds. Programów Edukacyjnych w Akademii EDUKADO.

Chłopiec! Dziewczynka! - słyszy matka na sali porodowej. Co to za różnica?

Zasadnicza. Dla matki dziewczynka jest po trosze odbiciem jej samej, a chłopiec - swego rodzaju dopełnieniem.

Dopełnieniem?

Ona jako dziewczynka musiała być potulna i grzeczna. Teraz więc chciałaby, żeby syn zrealizował różne rzeczy za nią czy w jej imieniu. I dlatego pozwala mu na to, czego jej samej nie było wolno. Matki bywają zadziwiająco uległe wobec swoich synków, nie stawiają im żadnych ograniczeń. Widziałam kiedyś taką scenę na ulicy: chłopiec podnosi kamień i rzuca nim w kiosk, a matka nic... Wyobraźmy sobie tę scenę z dziewczynką! I nie dlatego, jak sądzę, że dziewczynki nie mają w sobie agresywności, tylko dlatego, że matki im na nią nie pozwalają.

Ale chłopcy od małego mają ogromną potrzebę zaznaczenia siebie - hałasują, rywalizują z innymi chłopcami, ciągle się tłuką...

Hałaśliwość, ekspansywność utożsamia się z męskością, ale to nie znaczy, że kobiecość to bierność. Niedostrzeganie rywalizacji między dziewczynkami, nieraz ostrej i bezwzględnej, bierze się z idealizowania obrazu kobiety. Ta rywalizacja niewątpliwie istnieje, tylko przybiera bardziej zawoalowane formy.

A jak wyjaśnić to, że chłopcy są tacy ruchliwi, że wspinają się na stołki, parapety? To chyba leży w ich naturze?

Tak robią nie wszyscy chłopcy i nie tylko chłopcy. A nawet jeśli takie zachowanie jest dla chłopców typowe, to jeszcze nie dowód, że taka to już ich chłopięca natura. Być może matki nieświadomie pragną, by byli właśnie tacy, a oni, też nieświadomie, odczytują i spełniają ich życzenie. Matka ściągnie wprawdzie synka ze stołu i nawet pogrozi mu palcem, ale w głębi duszy będzie zachwycona jego odwagą i przebojowością. I proszę mi teraz powiedzieć, dlaczego chłopiec się wspina? Czy dlatego, że jest chłopcem (biologia i tyle!), czy dlatego, że matka go "uchłopcowiła" swoim niekłamanym zachwytem (ten mój mały nieustraszony mężczyzna!).

Może w gruncie rzeczy zadaniem matki jest wychowanie chłopca na chłopca, a dziewczynki na dziewczynkę, a to, że odgrywają w tym rolę nieświadome impulsy, to jeszcze nic złego...

Zgoda, ale na przykład feminizm próbuje walczyć z ograniczeniami, które tkwią w tych społecznie utrwalonych wizerunkach. Bo niewątpliwie wychowywanie dziewczynki na istotę bierną naraża ją jakoś na to, że w przyszłości stanie się ofiarą mężczyzny, a wychowanie chłopców na panów stworzenia będzie sprzyjało ich agresywności w stosunku do kobiet.

Ale ten "pan i władca" ma być także opiekuńczy i szarmancki wobec dam...

Mnie się wydaje, że jest odwrót od tego rodzaju wychowania, że tego już się chłopcom nie mówi.

Widać kij feminizmu ma dwa końce? Jeśli kobiecie może uwłaczać, że mężczyzna podaje jej płaszcz?

W tej materii panuje rzeczywiście niezłe pomieszanie, zachwianie pewności, na czym ta męska rola polega i co wolno kobiecie. Nawiasem mówiąc, w Polsce jeszcze 30 lat temu tak zwany zespół nadpobudliwości psychoruchowej stwierdzano głównie u chłopców, a zahamowanie psychoruchowe u dziewczynek. Dziś ta różnica bardzo się zatarła. Choć nadal dziewczynka może usłyszeć w przedszkolu: "Wstydź się! Ty, dziewczynka?! Rozumiem, żeby to chłopak zrobił...".

A chłopiec: "Nie becz, nie jesteś baba". W ten sposób dowiaduje się, że okazanie słabości czy wzruszenia mężczyźnie nie przystoi.

Więcej - że nie przystoi mu samo posiadanie uczuć. Że prawdziwy mężczyzna nie czuje. I mamy całe rzesze takich nieczujących mężczyzn, którzy zgłaszają się na psychoterapię w nadziei, że kiedyś coś wreszcie uda im się poczuć.

Co robić, żeby nie wychowywać takich nieczułych mężczyzn?

To by wymagało szerokiej dyskusji, np. w takim piśmie jak wasze o tym, czy mężczyzna ma prawo do takich samych uczuć jak kobieta. Rodzice wiele rzeczy robią odruchowo - bo ich rodzice to robili. Często przy tym argumentują: ja sama byłam tak wychowywana i wyszło mi na dobre... Ale takie uzasadnienie jest racjonalne tylko pozornie. W istocie trudno nam przyznać, że w naszym wychowaniu nie wszystko było takie dobre (np. bicie), bo to tak, jakby powiedzieć, że rodzice byli niedobrzy. To zaś może poważnie naruszyć nasz wewnętrzny ład, bo zadawniona złość wypłynie na wierzch i trzeba się będzie z nią borykać. Nie chcemy się więc wadzić ze swymi rodzicami. O wiele łatwiej iść utartą drogą i powielać wciąż ten sam schemat, nawet za cenę tego, że synowie będą musieli odrzucić uczuciowość, a córki aktywność i inicjatywę.

Takie wychowanie "na chłopca" i "na dziewczynkę" przejawia się też w kupowaniu zabawek: dla niego samochodzik, dla niej lalka. Co Pani o tym sądzi?

Odpowiem anegdotą. Kiedyś w Smyku był dziadek z wnuczką, która okropnie chciała pistolet. On ją tak zmieszał z błotem, że nie wytrzymałam i wtrąciłam się: "A co pan myśli, że my to nie możemy używać broni? Dlaczego pan tak uważa?". Był przerażony! Musiał pomyśleć, że ma do czynienia z osobą niepoczytalną i czym prędzej odciągnął wnuczkę od źródła zarazy, chociaż ja naprawdę nie jestem wojującą feministką... Rodzice powinni sobie w takim momencie uświadomić, o co im właściwie chodzi, dlaczego dziewczynka nie może mieć pistoletu czy samochodu.

A chłopiec lalki...

O, to już się wydaje zupełnie nie do przyjęcia, zwłaszcza ojcu: "Co ty, lalkę będziesz kupował?! To ma być chłopak?!". Za tym kryje się często nieświadomy lęk, by syn nie wyrósł na homoseksualistę. Nasza kultura jest pod tym względem dość restrykcyjna, nie zezwala na przykład mężczyznom na publiczne okazywanie sobie czułości. Przyjaciela można co najwyżej klepnąć po ramieniu.

Ale jak tu wychować czułego, opiekuńczego mężczyznę (a o takim przecież marzy kobieta), nie dając mu okazji do ćwiczenia. Skoro nie kupujemy chłopcu lalki, to może chociaż misia?

Jak najbardziej! Byle nie z czystej przekory. Nie można zmusić serca do kochania ani dziecka do tulenia misia. Ale rzeczywiście dobrze by było, żeby dziecko miało w domu i "chłopięce", i "dziewczęce" zabawki, żeby czuło się swobodne w swoich wyborach, ograniczone jedynie kieszenią rodziców, a nie ich stereotypami. Ale to będzie możliwe tylko wtedy, gdy ci zechcą je zrewidować. A wszyscy ulegamy stereotypom.

Jakie znaczenie ma biologiczna różnica płci dla dalszego rozwoju dziewczynki i chłopca?

Niemowlę bez względu na płeć ma pierwotne poczucie, że ono i matka to jedno. Całkowicie utożsamia się z nią i kocha niepodzielną miłością. W którymś momencie chłopiec zauważa, że jest inny od matki, ale wciąż może ją obdarzać gorącym uczuciem. Dziewczynka zaś musi w pewien sposób "porzucić" matkę dla ojca, nie przestając się z nią utożsamiać. Ona może mieć kłopot z oddzieleniem siebie od matki. On może się lękać, że nigdy nie dorówna ojcu.

Ale dla obojga kobieta to ktoś jak mama, mężczyzna to ktoś jak tata?

Tak to się dziecku zaczyna układać. I od tego momentu każdego z rodziców potrzebuje inaczej. Oni powinni to przyjąć z taktem i wyrozumiałością i żadne nie powinno być zazdrosne o drugie. A zdarza się na przykład, że ojciec jest zazdrosny o to, co łączy córkę z matką.

Córkę, nie syna?

Córkę, bo ją łączy z matką szczególna więź kobiecości. Czasem to matka nie może znieść, że syn jest w komitywie z ojcem, że gdzieś tam sobie razem idą, mają swoje męskie sprawy. Bywają też matki zazdrosne, że córeczka jest nagle wpatrzona w tatę, tak jakby mówiła: już dziękuję, mamusiu, teraz tatuś jest kochany. To trudny moment dla rodziców, ale taka fascynacja na przemian matką i ojcem jest naturalną fazą rozwoju psychoseksualnego. Dziecku trzeba tu zostawić swobodę. To nie znaczy, że powinno mieć prawo, powiedzmy, do korzystania z łoża swojej matki, podczas gdy tatuś jest wyrzucony do pokoju dziecinnego (na tym mogłoby tylko ucierpieć), ale nie jest rzeczą karygodną, że chłopiec bardzo kocha mamę i mówi, że się z nią ożeni.

Słyszy się czasem, że ojciec kształtuje kobietę w swojej córce. Jak to się odbywa?

Mała dziewczynka rozwija swoją kobiecość dla swej pierwszej miłości. Ta jej uroda, sukienki, spineczki - to jest dla taty. On musi przyjąć ten dar, musi to docenić, a jednocześnie postawić temu tamę ("Kocham cię, ale to nie znaczy, że będziesz moja żoną, bo mam już żonę, a ty znajdziesz sobie kiedyś męża"). A docenić tę kobiecość to zobaczyć w córce śliczną dziewczynkę (a później atrakcyjną dziewczynę, która z racji swej atrakcyjności ma chłopaków i ma do tego prawo). To bardzo ważne, bo dziewczynka, która nie czuje się akceptowana, będzie potem robiła rzeczy szalone, będzie rzucała się w coraz to nowe związki albo stroniła od mężczyzn i czekała na swego księcia.

A jak jest z matką i synem?

Matka z kolei musi doceniać syna, widzieć w nim świetnego chłopaka (ale nie powinna mu dawać do zrozumienia, że jest jedyną podporą mamusi, co się często zdarza, bo kobiety rozładowują w ten sposób swoje frustracje w związku z mężem). Dobrze też, by umiała zachwycać się kobiecością córki (zamiast z nią rywalizować). A i ojciec powinien być trochę wpatrzony w syna. Słowem, nieodzowna jest pewna doza zachwytu nad dzieckiem wraz z jego seksualnością. I to ze strony obojga rodziców. To najcenniejszy posag i synów, i córek.

* Ewa Modzelewska ukończyła psychologię na Uniwersytecie Warszawskim. Zajmuje się psychoanalizą i psychoterapią psychoanalityczną dorosłych i dzieci.

Więcej o:
Copyright © Agora SA