Uczymy dziecko, co wolno, czego nie wolno

Czy są w wychowaniu niezbędne? Czemu służą? Co robić, by były skuteczne?

Trudno sobie wyobrazić wychowanie bez nakazów i zakazów, choć to dla dziecka mało przyjemne...

Dziecku potrzebne są jakieś reguły, by nauczyło się żyć wśród ludzi. Kiedy mówimy mu na przykład, że nie wolno odzywać się brzydko do mamy, to wyznaczamy granicę, której nie powinno przekraczać.

A jeśli roczne dziecko ciągnie mamę za włosy? Powiedzieć: "Nie wolno, zostaw", czy zbagatelizować sprawę?

Bagatelizować na pewno nie, bo przecież to jej sprawia ból. I najlepiej tak właśnie powiedzieć: "Nie wolno, mamę boli". I chociaż dziecko nie potrafi jeszcze postawić się na miejscu mamy, podajemy mu konkretny argument, dlaczego nie powinno tego robić. Na szczęście łatwo skierować jego uwagę na coś innego.

Z półtorarocznym dzieckiem chyba pójdzie nam trudniej, zwłaszcza że to wiek przekory...

Dziecko rusza na podbój świata i staje przed nowymi wyzwaniami. Musi radzić sobie z fizycznymi przeszkodami na swej drodze i uczy się je pokonywać. A jeśli mu się to nie udaje, wpada w złość. Podobnie w odnie-sieniu do barier, które stawiają mu rodzice - stara się je przełamać, buntuje się, złości.

W tej fazie rozwoju tworzą się zręby autonomii. Warto to uszanować, np. pozwolić dwulatkowi na swobodę wyboru ("Włożysz białą czy zieloną koszulkę", "Wolisz kubeczek z pieskiem czy z osiołkiem"), a zakazy i nakazy ograniczyć do spraw zasadniczych.

Czy karać takiego malucha, a jeśli tak, to w jaki sposób?

Kiedy dziecko rzuca ze złości zabawką, można mu ją zabrać. I wyjaśnić: "Rozumiem, że się złościsz, ale misiowi jest przykro, poczeka, aż się uspokoisz". W ten sposób dziecko karzemy, ale zarazem uwrażliwiamy je na uczucia innych. Możemy też apelować do jego empatii, jak np. wtedy, gdy chcemy je przekonać do dzielenia się z innymi ("Daj pobawić się Jasiowi swoim autkiem, jak przyjdziesz do niego, on też ci pozwoli"), ale nie możemy malca do tego zmuszać.

A jak sobie radzić z dwu-, trzylatkiem, który dobrze wie, czego chce, i jest głuchy na argumenty rodziców?

Pamiętam, jak nasz dwuletni synek po raz kolejny zapragnął mleka w środku nocy i mąż postanowił położyć temu kres, czyli nie reagować na płacze i krzyki. Mały wrzeszczał coraz głośniej, mąż próbował go przetrzymać. W końcu powiedział: "Synku, nie ma w domu mleka, a sklepy są zamknięte". Ku jego ogromnemu zaskoczeniu dziecko przestało płakać i powtórzyło: "Nie ma mleka. Sklepy zamknięte", i spokojnie zasnęło. Wtedy przekonaliśmy się, że nasze dziecko rozumie więcej, niż nam się zdawało.

Co jeszcze sprzyja uczeniu się reguł?

Dzieci znakomicie uczą się ich poprzez zabawę. Trzy-, czterolatki wchodzą w wiek zabaw na niby, kiedy patyk z powodzeniem może udawać konia. Dziecko, bawiąc się z innymi, uczy się przestrzegać reguł (np. że na "Raz, dwa, trzy, Baba-Jaga patrzy" trzeba zastygnąć w bezruchu). Ale i zabawa z dorosłym może wiele nauczyć, jeśli jest atrakcyjna. Mój syn bawi się z babcią w wypadek. Ma wóz policyjny, karetkę i ludziki. Kiedy ludzik znienacka wbiegnie na jezdnię, to przyjeżdża policja i pogotowie. I później, na spacerze, gdy mu przypominam, żeby szedł po chodniku, mówi: "Tak, bo ludzik wbiegł na jezdnię i miał wypadek".

Jak sobie radzić, kiedy dziecko uprze się przy czymś, co nam wydaje się absolutnie nie do przyjęcia?

Nasza pani profesor opowiadała nam kiedyś, jak jej córeczka uparła się zimą wyjść na spacer w baletkach. Mróz straszny, a tu małej nie sposób wyperswadować tego pomysłu; no i idzie w tych baletkach po śniegu. Mama udaje, że tego nie widzi, licząc, że córeczka sama zmieni zdanie. I rzeczywiście, w pewnym momencie oznajmia, że chce włożyć buty. No i mama wkłada jej te buty, jak gdyby nigdy nic, bez uwag w rodzaju "a nie mówiłam". To bardzo ważne, bo cała sprawa pozostaje w sferze faktów (jak jest zimno, to w baletkach się marznie), a nie zamienia się w przepychankę między dzieckiem a dorosłym. Przeciwnie, dziecko ma poczucie, że decyzja wyszła od niego.

Ale nie zawsze możemy czekać, aż dziecko wyciągnie wnioski z własnych doświadczeń, bo zagrażałoby to jego zdrowiu, a nawet życiu.

W sytuacjach niebezpiecznych nie ma czasu na tłumaczenie i zdarza się, że krzykniemy, szarpniemy dziecko za rękę. Tylko potem, już spokojnie, trzeba mu wytłumaczyć, dlaczego się tak zachowaliśmy. Że ściągnęliśmy je z drzewa, bo mogło spaść. Najlepiej to dziecku pokazać - wsadzić na drzewo misia i pozwolić mu zlecieć i "złamać nogę". Potem na niby zawieźć misia do szpitala na założenie gipsu. To na pewno zapamięta.

Moja córka często mówi: "Mamo, ciągle to powtarzasz, przecież nie jestem głucha!". A ja mam wrażenie, że mówię jak do ściany...

To, że dziecko nie słucha, nie zawsze oznacza, że nie słyszy... Dziecko walczy o autonomię, niezależność. Niereagowanie na polecenia może mu dać przewagę nad dorosłym, który czuje się w tej sytuacji bezradny jak... dziecko. Ono zaś doświadcza własnej mocy, która jest przecież atrybutem dorosłego. Dochodzi do chwilowej zamiany ról.

Czasem dziecko nie słucha tylko wtedy, gdy chodzi o określoną rzecz, np. o jedzenie albo o naukę korzystania z nocnika. Najczęściej oznacza to, że przywiązujemy do tego zbyt wielką wagę i do głosu dochodzą silne emocje. Pomoże, jeśli uda nam się złapać dystans do całej sprawy lub oddać ją w inne ręce, np. męża czy babci.

Z jakich jeszcze powodów nasze polecenia bywają nieskuteczne?

Kiedy mechanicznie powtarzamy wciąż te same nakazy czy zakazy, ich treść przestaje do dziecka docierać - słyszy tylko recytowaną formułkę i puszcza ją mimo uszu. Czasem rodzice mówią "nie", choć właściwie nie ma powodu - robią to trochę nawykowo. Kiedy dziecko nie reaguje i muszą kilkakrotnie powtórzyć polecenie, to zaczynają się angażować i zwracają się rzeczywiście do niego. Wprawdzie ze złością, ale nawet taka negatywna uwaga jest lepsza niż jej brak.

Zdarza się też, że dziecko nie rozumie po prostu, czego od niego chcemy, bo polecenie jest zbyt złożone albo zawiłe. No i wreszcie, bywamy niekonsekwentni - kiedy raz na coś pozwalamy, a innym razem nie, to sami pomniejszamy znaczenie własnych słów.

A co się stanie, jeśli przesadzimy z ilością zakazów i nakazów?

Dziecko zacznie reagować niechęcią na ton naszego głosu, mimikę i całą sytuację, która kojarzy mu się z wydawaniem poleceń. Jeżeli np. mama po powrocie z pracy już od progu rzuca: "Dlaczego tu taki bałagan, sprzątnij natychmiast", to dziecko z czasem się nauczy, że lepiej nie wybiegać jej na spotkanie, tylko zaszyć się w swoim pokoju. Podporządkowanie dziecka regułom jest ważne, ale nie najważniejsze. Szafując zakazami i nakazami, ograniczamy pole swobodnej aktywności dziecka. Jeśli dziecku niczego nie wolno, to albo zacznie ten zakaz lekceważyć, o czym już mówiłyśmy, albo w końcu straci inicjatywę. A musi próbować, doświadczać, eksperymentować, musi także popełniać błędy, żeby się uczyć. Dzieci przesadnie kontrolowane łatwiej się irytują, bywają agresywne, a w późniejszym życiu są mało samodzielne.

Nakazy i zakazy są istotne w kształtowaniu umiejętności społecznych, ale nie mniej ważny jest indywidualny rozwój dziecka i osiągnięcie autonomii, która pozwoli młodemu człowiekowi odpowiedzialnie pokierować własnym życiem.

Małgorzata Ohme pracuje w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Zajmuje się psychologią rozwoju dzieci i młodzieży. Ma trzyletniego synka i półroczną córeczkę.

Więcej o:
Copyright © Agora SA