"Zasłużyłam na karę. Wyprałam jego białą koszulę z kolorowymi ubraniami"

Autorka tekstu opisuje trudną do uchwycenia przemoc psychiczną w związku.Tą bez bicia, bez siniaków, bez obdukcji, ale pełną upokorzeń, prania mózgu i ubezwłasnowolnienia.

Tamta środa, rok temu: Całujemy się z Pawłem.

Mąż zrywa ze mnie ubrania i stanik, kocha się ze mną, jakbyśmy robili to pierwszy raz. Lecą mi łzy ze szczęścia. Nie wierzę, że tak mnie pragnie. Kilka godzin później znowu płaczę. Właściwie ryczę. Skulona na łóżku zakrywam głowę poduszką, żeby nie słyszeć, jak mąż śmieje się cynicznie: "Jesteś popieprzona. Beze mnie byłabyś zerem. Trzeba było skończyć studia, miałabyś swoje pieniądze" - z mojego portfela wyciąga kartę płatniczą.

Błagam o pieniądze na lekarza.

"Dla mnie możesz zdechnąć" - prycha Paweł i wychodzi z domu. Czuję się winna. Zasłużyłam na taką karę. Wyprałam jego białą koszulę z kolorowymi ubraniami. Dlatego tak się wściekł. Serce wali jak oszalałe, ale próbuję się ogarnąć. Łykam xanax na uspokojenie. Sprzątam dom, gotuję ulubione canelloni Pawła. Chcę zasłużyć - na jego dobry humor, na chwilę spokoju.

Przecież się kochamy - powtarzam sobie.

I odganiam myśli - że mnie upokorzył kolejny raz w tym tygodniu, w tym miesiącu, w tym roku, przez lata; że boję się go zapytać, czy przyjdzie jutro na spektakl synka w przedszkolu, że czuję się ubezwłasnowolniona, że nie mam nawet 10 złotych na zakupy.  A on właśnie kupił sobie nowy rower górski za osiem tysięcy. Dzwonię do siostry, ale ona jak zwykle powtarza: "Przesadzasz, przecież cię nie bije. Jesteś przewrażliwiona, kłótnie to normalka w małżeństwie".

Przemoc psychicznaPrzemoc psychiczna fot: shutterstock fot: shutterstock

Jestem sama, nawet w jego dobre dni.

Boli mnie brzuch z nerwów, gdy słyszę zgrzyt klucza w zamku. Mąż jakby nic się nie stało, zarządza: "Pojedziemy do Ikei po te krzesła, które sobie wymarzyłaś." Wybieramy meble, Paweł dopytuje, jaki kolor mi się najbardziej podoba. Taka z nas zgodna para. Nocą dostaję ataku duszności, jest mi słabo, nie mogę wstać.

Ląduję na ostrym dyżurze.

"Ciśnienie 180/ 110" - starsza lekarka długo ze mną rozmawia: "Serce zdrowe, czy pani ma jakiś silny stres?" Rozklejam się. Mówię o permanentnym napięciu i lęku przez męża. I zaraz usprawiedliwiam jego "porywczość". "Może to ja nie nadaję się do związku? Może powinnam przeprosić Pawła za to, że jestem nie w porządku?" "Widziałam wiele kobiet, jak pani, ofiar, które winią siebie za to, że mąż je prześladuje. To syndrom ofiary"- lekarka każe zostać w szpitalu i umawia mnie następnego dnia na konsultację z psychologiem.

Patrzę na swoje odbicie w szpitalnym lustrze.

Oto ja - stara, zaniedbana, zastraszona kobieta. A przecież mam dopiero 37 lat. Gdzie jest ta śliczna, uśmiechnięta blondynka, która pracowała kiedyś w teatrze jako scenograf, najlepsi reżyserzy cenili jej pomysły? Gdzie jest ta seksowna dziewczyna otoczona przyjaciółmi? Długo rozmawiam z terapeutką. Tłumaczę brak pracy: Gdy miałam urodzić syna, mąż namówił, żebym została w domu, obiecując: "Ja zapewnię wam wszystko, jesteście dla mnie najważniejsi." Miałam dostęp do jego konta, a marzenia o teatrze odkładałam. "Najważniejsza jest rodzina" - myślałam i zaniedbywałam przyjaciół, bo Paweł był zazdrosny. "Chcę mieć cię tylko dla siebie" - tulił, a ja uważałam, że jestem dla niego tą jedyną.

Długo uważałam chorobliwą zazdrość za wyznanie miłości.

"Odchodziłam" od ludzi powoli. Tak żeby nikt nie zauważył, po trochu. W sieci szukałam przyjaciół, żeby zapomnieć na chwilę o tym, co się dzieje w domu. W internecie udawałam silną kobietę - tam czułam, że jestem ważna i potrzebna. Żyłam w swoim filmie - przez chwilę byłam królową a nie - Kopciuszkiem. A potem było "przebudzenie". Paweł znowu mnie obrażał. Odmawiał pieniędzy. Nie odzywał się do mnie, żeby mnie ukarać. A potem znowu przez dzień, dwa nosił na rękach, przy innych był wzorowym ojcem, czułym mężem.

Więc starałam się zasłużyć na te miodowe chwile. Odsunęłam się od ludzi, straciłam zawodowe kontakty. Wszystko dla Pawła który coraz częściej był ze mnie niezadowolony.

Przemoc psychicznaPrzemoc psychiczna fot: shutterstock fot: shutterstock

Psycholożka nie przerywa, gdy zaczynam płakać.

Nawet, gdy zaczął mnie zdradzać, uważał, że to moja wina. Usłyszałam wtedy: "Wyglądasz jak kuchta, ciągle marudzisz, ciągle ci mało pieniędzy. I ty się dziwisz, że szukam wsparcia u innej kobiety?!" - wykrzyczał mi, a ja poczułam się jeszcze bardziej winna. No tak, to ja jestem potworem. Terapeutka notuje moją opowieść i mówi wprost: "Mąż - żona. Ofiara - sprawca - jak długo tkwi pani w takim układzie? Od kiedy boi się pani partnera?" "Nie pamiętam" - mówię. Ona widzi, jak cała się spinam, gdy przychodzi sms od Pawła, który dopytuje, dlaczego jeszcze nie wracam do domu. Trzęsą się mi ręce, a psycholożka tłumaczy: "Nikt tak nie potrafi skopać psychicznie jak najbliższa osoba". Opowiada, że taka przemoc zabiera siłę, której potrzebujemy do życia i działania. Niszczy poczucie niezależności i wolności.

To dlatego czuję się nieatrakcyjną, głupią idiotką. Niezdolną debilką.

To dlatego przestałam wierzyć w siebie, boję się szukać pracy. Dawne marzenia wydają się nieosiągalne. Kiedy je straciłam? Wiele lat temu. Dziś najchętniej tylko bym spała albo uciekała w alkohol. Robię to od co najmniej trzech lat. Tak jestem spięta, wyczerpana, zestresowana A terapeutka nie odpuszcza: "Musi pani zrozumieć, że bezkrytycznie przyjmuje wersję sprawcy."

Pranie mózgu to najsilniejszy mechanizm przemocy psychicznej.

Trudny do wykrycia. Taki sposób komunikacji doprowadza do sytuacji, kiedy po latach, ofiara przyparta do muru, gdy mąż odmawia pieniędzy, poniża, orientuje się, że coś jest nie tak. "Jestem pod ścianą od lat" wyznaję. "Nie mam już siły rozmawiać" - jednak umawiamy się na kolejną rozmowę.

Przemoc psychicznaPrzemoc psychiczna fot: shutterstock fot: shutterstock

Pielęgniarka podaje mi silne leki. Sen. Nareszcie sen. Z dala od koszmaru.

Lekarz decyduje przenieść mnie na oddział psychiatryczny. Mam tak silne stany lękowe, od kilku dni odmawiam jedzenia. Ja po prostu boję się wrócić do domu. Paweł nie ma czasu mnie odwiedzić, wyrzuca, że musi zajmować się synem. Chudnę kilka kilogramów. Rano nie chcę się budzić, czytać jego oskarżających smsów, które przeplatają się wyznaniami: "Tęsknimy, wracaj już do nas, Skarbie mój."

Nie mam siły na tę huśtawkę.

Do czego mam wrócić? - rozmawiam z terapeutką. Do domu, gdzie chodzę na paluszkach? Do syna, którego krzywdzę tym koszmarem? Straciłam przyjaciół. Rodzina uważa, że histeryzuję. Boję się przyszłości. Nie umiem się bronić przed Pawłem. Gdybym miała sznur, skończyłabym ze sobą - niby żartuję. I płaczę. Potrafię tylko się bać. Że nie mam mieszkania, pracy, środków do życia, kart płatniczych na swoje nazwisko. Ale dociera też do mnie, że Paweł latami dbał o to, żeby mnie ubezwłasnowolnić, żebym bała się wyjść z tej pozornej strefy komfortu. Już wiem, że to nie będzie prosta droga. To jak zacząć życie od nowa. Postawić na siebie. Przypomnieć sobie marzenia.

Tylko jak odciąć się od emocjonalnego kata?

"Wielu kobietom się to udało" - słyszę od psycholożki, która namawia na terapię dla ofiar przemocy. "Powoli - tłumaczy - nie musi pani dziś odejść od sprawcy, ale pomogę przygotować się do tego. To naprawdę możliwe. Widziałam wiele pacjentek, które odcięły się od prześladowców, od tych pozornie idealnych mężów. Z przemocy - nawet tej delikatnej bez bicia, siniaków i obdukcji - da się wyjść. Tylko trzeba ją usłyszeć" Słyszę. Ale nie wiem, co dalej... Zapisuję się na terapię. Jeszcze nie wiem, jak wytłumaczę Pawłowi, że to robię. Ale pierwszy raz od dawna stawiam swoje potrzeby nad jego. "Ratuje pani sobie i dziecku życie" - psycholog ściska mnie za rękę.

Opowieść o terapii, żmudnym procesie odchodzenia od sprawcy przemocy psychicznej, o nowym szczęśliwym początku - w następnym numerze.

Tekst zastał opublikowany pod pseudonimem.

Przeczytaj także:

Dziewczynka pobita przez kolegę. Skandaliczna reakcja w szpitalu i mocna odpowiedź mamy

Więcej o:
Copyright © Agora SA