Moje dziecko będzie...

Rozmowa z prof. Krystyną Skarżyńską, psychologiem społecznym

Wszyscy oczekujemy czegoś od naszych dzieci, chcemy, żeby były takie, a nie inne. Jak to na nie wpływa?

Oczekiwania rodziców mają poważny wpływ na to, jakim człowiekiem staje się dziecko. Za naszymi wyobrażeniami idą bowiem działania, zmierzające do ukształtowania w dziecku pożądanych właściwości.

Najogólniej rzecz biorąc, inaczej postępują rodzice, którzy chcą, by dziecko było samodzielne, rozwijało własne pomysły i wyobraźnię, a inaczej ci, którym zależy przede wszystkim na tym, by było ono bezpieczne, słuchało starszych i nie sprawiało kłopotów.

Czy możemy dowolnie kształtować swoje dzieci?

Człowieka nie można dowolnie uformować, tak jak lepi się plastelinę. Każde dziecko ma jakieś wyposażenie biologiczne, określony temperament (związany przede wszystkim z cechami układu nerwowego), własne potrzeby i oczekiwania, nabywane w kontaktach z dorosłymi i rówieśnikami. Wszystko to ogranicza wpływ oczekiwań rodziców. Co więcej, te same rodzicielskie postawy i zachowania rozmaicie wpływają na dzieci, w zależności od tego, jakie relacje emocjonalne łączą je z rodzicami. Dodajmy, że nie tylko rodzice kształtują dziecko, ale i dziecko od pierwszych chwil życia wyraźnie modyfikuje zachowania, postawy i sądy rodziców. Na przykład temperament niemowlęcia - czy jest pobudliwe, czy się łatwo uspokaja - ma wpływ na stan psychiczny rodziców i ich nastawienie wychowawcze, w tym także oczekiwania wobec dziecka.

Od czego zależy wizja rodziców?

Po pierwsze od tego, kim są - czy są wykształceni, jakie mają potrzeby, jakie wyznają wartości. Po drugie od epoki. Po trzecie od płci i wieku dziecka. Wszyscy rodzice chcą, żeby dziecku się dobrze w życiu wiodło. Ale w zależności od tego, kim są, różnie widzą cechy, które pomagają osiągnąć sukces. Ludzie mniej wykształceni zwykle oczekują uległości. Jeżeli pracują na stanowisku lub w zawodzie, który wymaga posłuszeństwa i zewnętrznej kontroli, to uważają, że dziecko więcej w życiu osiągnie, jeśli będzie spełniało wymagania innych. Ludzie wykształceni osiągają powodzenie wtedy, gdy są niezależni i twórczy. Dlatego pchają dzieci raczej w tym kierunku. Mówię "raczej", bo badania wykazują, że polscy rodzice, tak jak rodzice na całym świecie, chcą jednocześnie jednego i drugiego.

Dlaczego nie zawsze potrafimy przekazać to, co chcemy?

Przede wszystkim warto się zastanowić, jakimi drogami rodzice wpływają na dziecko. Mówi się, że uczą je różnych rzeczy. Ale to uczenie ma najczęściej charakter niezamierzony. Dzieci znacznie łatwiej chwytają to, co widzą, niż to, co staramy się im wpoić za pomocą planowych zabiegów, nagród i kar. Dlatego przejmują po nas także to, co się nam w nas samych nie podoba. Poza tym rodzice stwarzają dziecku okazje do pewnych przeżyć i doświadczeń, nieodzownych w życiu. Ogromną rolę w rozwoju społecznym dziecka odgrywa "dostrajanie się" matki do niemowlęcia.

Na czym to polega?

Żeby dziecko miało specyficznie ludzki stosunek do innych, liczyło się z ich uczuciami, musi mieć poczucie, że jego nastroje i pragnienia także są brane pod uwagę.

W pierwszych tygodniach życia zapewniają mu to rodzice, zwłaszcza matka. Kiedy niemowlę płacze, matka nie tylko je przytula, ale "dostraja się" do niego - w zależności od tego, czy maleństwo gaworzy czy kwili, zmienia się jej mimika, ton głosu. Czyli odpowiada emocjami na emocje. W ten sposób dziecko uczy się, że jest podmiotem, a nie przedmiotem. I uczy się tak samo traktować innych. To jest mechanizm, który zapewnia mu zdolność empatii, rozumienia przeżyć i stanów innych ludzi.

Tę zdolność przekazujemy więc niemowlęciu instynktownie. A później?

Uczymy empatii przez to, że zauważamy nastroje dziecka, ale także - pokazując mu, że to, co robi, ma konsekwencje dla innych. Powiedzmy, że dziecko nie dotrzymało słowa. Miało wrócić z podwórka za godzinę, ale tak się zabawiło, że wróciło za trzy. Oczywiście rodzice mają prawo być zdenerwowani. Ale powinni też dziecku powiedzieć, dlaczego się denerwują. Na przykład: "Popatrz, ty się bawiłeś, ale ja się o ciebie martwiłam. Przez to, że cię szukałam, nie mogłam pójść z tatą do wujka Józka, więc sprawiłam zawód wujkowi. Widzisz, chociaż tobie było miło, innym było przykro".

Czego jeszcze możemy oczekiwać od przedszkolaka?

Wiele się teraz mówi o agresji wśród nastolatków, a nawet kilkuletnich dzieci. Myślę, że jedną z przyczyn tego zjawiska jest brak odporności na pokusy. A tymczasem już pięciolatka można nauczyć powściągania własnych pragnień.

Zatrzymajmy się przez chwilę przy badaniach, w których eksperymentatorzy pokazywali dziecku słodycze i mówili: "Słuchaj, ja bym wolał, żebyś zjadł te dwa cukierki i czekoladkę za parę minut, jak wrócę, a na razie możesz zjeść tylko jednego cukierka". Niektóre dzieci potrafiły wytrzymać te 10 minut, inne nie. I co się później okazało? Te, które w wieku pięciu lat umiały na przyjemność poczekać, miały w szkole więcej kolegów i lepsze stopnie, słowem były lepiej społecznie przystosowane.

Można się domyślać, że ich rodzice nie od razu dawali im wszystko, czego zapragnęły, i w ten sposób uczyli zdolności do odraczania przyjemności - na niektóre rzeczy trzeba poczekać, na inne sobie zasłużyć, a z niedostępnością jeszcze innych po prostu się pogodzić. Kto się tego nie nauczy, może tak dalece ulec pokusie, że na przykład nie uszanuje cudzej własności.

A jak oczekiwania wobec dzieci zmieniały się przez lata?

Kiedyś oczekiwano głównie posłuszeństwa, teraz kładzie się większy nacisk na niezależność. Taki jest ogólny kierunek zmian w świecie. Ale zdarzają się wyjątki. Okazało się mianowicie, że dzieci urodzone w latach 70. w USA mniej cenią sobie autonomię niż ich starsi koledzy.

Dzieci hippisów?

Tak. Postawiono hipotezę, że dzieci, których rodzice wyraźnie wyłamali się z tradycyjnego porządku, nieco tęsknią za posłuszeństwem i uległością. Może dlatego, że, jak wykazuje psychologia rozwojowa, małe dziecko ma potrzebę ładu w swoim życiu. Lepiej rozumie świat, jeżeli wie, że o ósmej będzie śniadanie, a w sobotę śpi się dłużej, jeżeli widzi, że życie toczy się w stałym rytmie.

Czy zmiany obyczajowe sprawiły, że nasze oczekiwania wobec chłopców i dziewczynek stały się podobne?

Okazuje się, że nie. Już w pierwszych dniach życia te oczekiwania są różne. Zauważono, że gdy noworodek płacze, to obserwujące go osoby o dziewczynce mówią "O, jak się boi!", a o chłopcu - "O, jak się złości!". Wychodząc od tych codziennych obserwacji, zrobiono eksperyment: parotygodniowemu niemowlęciu pokazywano przedmiot, za którym wodziło wzrokiem. Obserwatorów proszono o komentarz. Okazało się, że zależał on od tego, czy dorosłemu powiedziano, że niemowlę jest chłopcem ("On jest tym bardzo zainteresowany "), czy dziewczynką ("Ona się tego boi").

A co potem, gdy dzieci rosną?

Rodzice mają dość różne oczekiwania wobec chłopców i dziewczynek. Od chłopców oczekuje się zwykle większej wyobraźni i niezależności. Od dziewczynek wymaga się większego posłuszeństwa, pracowitości i pilności w szkole.

Co się dzieje, kiedy nasze oczekiwania są niespójne? Z jednej strony chcemy, żeby dziecko było przebojowe, z drugiej - uległe. Czy można tego w ogóle uniknąć?

Trudno jest tego uniknąć, ale myślę, że w każdej rodzinie któraś tendencja jednak przeważa. Jeśli niespójność jest duża, dziecko często przestaje poważnie traktować rodziców i szuka wzorców poza domem, np. wśród rówieśników. Zdarza się, że ważniejszą rolę w jego życiu zaczyna odgrywać jakiś inny dorosły. Czasem dziecko po prostu wybiera to, co bardziej odpowiada jego temperamentowi, lub to, co pozwoli mu na lepsze ułożenie kontaktów z rówieśnikami.

Jak dalece powinniśmy być w swoich oczekiwaniach konsekwentni?

Nie można od nikogo wymagać, żeby był maszyną, więc pewne odstępstwa od obranego w wychowaniu kierunku są nie do uniknięcia. Ale trzeba uważać. Nie może być tak, że jak jestem w dobrym humorze, to pozwalam dziecku na wszystko, obsypuję je czułościami, kupuję prezenty, a jak jestem zła, bo na przykład obrugał mnie szef, to drę zeszyt z dwóją. Dziecko szybko się przekonuje, że to, co je spotyka, zależy nie tyle od niego, ile od jakichś okoliczności zewnętrznych, które nie zawsze zna i rozumie.

Nie mówię, że mamy być aniołami, bo nie sposób się zupełnie uwolnić od własnych emocji, ale myślę, że takie postępowanie jest często przejawem braku szacunku dla własnego dziecka, traktowania go przedmiotowo. To zresztą ogólniejszy problem - bagatelizowanie przeżyć dziecka. Rodzice nie zawsze widzą w nim kogoś, kto zasługuje na głębsze zainteresowanie, kto ma swoje sprawy i kłopoty. Bo cóż za kłopoty może mieć czterolatek?

Co się dzieje, jeżeli matka ma inne oczekiwania niż ojciec? Czy dziecko może wtedy wygrywać jedno przeciwko drugiemu: "mama nie pozwala, to idę do taty, może on pozwoli"?

Myślę, że dziecko czuje się wtedy zdezorientowane i pozostawione samo sobie. Ale nie wiem, czy wygrywa jedno z rodziców przeciw drugiemu. W popularnej literaturze psychologicznej mówi się, że nie jest dobrze, gdy oczekiwania są rozbieżne, ale z drugiej strony spostrzeżenie, że ludzie są różni, też stanowi pewien ważny fragment wiedzy o życiu.

Myślę, że wbrew pozorom takich głębokich rozbieżności nie jest wiele, bo jeżeli małżeństwo trwa, to znaczy że te oczekiwania w najważniejszych sprawach są jakoś zbliżone. Rozbieżności dotyczą raczej drobiazgów, które rzucają się w oczy, np. ojciec nie cierpi, żeby buty były nierówno ustawione, a matka nie znosi, kiedy nie zakręca się pasty do zębów.

Wróćmy jeszcze do skuteczności oczekiwań.

Okazuje się, że to, czy oczekiwania rodziców wobec dzieci spełniają się, czy nie, w dużej mierze zależy od tego, jak oceniają one życie swoich rodziców. Młodzi ludzie, którzy uważają, że ojcu i matce się nie powiodło, nie są tacy, jak chcieli rodzice. Rodzice chcieli wykształcić w nich niezależność i indywidualizm ("Nie patrz na innych, walcz o swój interes, osiągaj więcej"), a one mają wszelkie osiągnięcia w bardzo niskim poważaniu. Natomiast tym rodzicom, którzy w mniemaniu dzieci odnieśli sukces, udało się je wychować tak, jak sobie zamierzyli.

Czyli nieudacznikom nic się nie udaje, także wychowanie dzieci?

Moim zdaniem dzieci po prostu widzą, że nie warto postępować tak, jak chcą rodzice, bo rodzice nic z tego nie mają (nawiasem mówiąc, to "coś" dla badanych osiemnastolatków znaczyło głównie pieniądze).

W wychowaniu panują rozmaite mody. Jak się to odbija na dzieciach?

W Ameryce w latach 80. przeprowadzono pewien eksperyment. Psycholodzy chcieli sprawdzić, jakie są skutki "wychowania bezstresowego" czyli unikania zakazów z wyjątkiem jednego - żadnych zabawek mogących wzbudzać agresję. Okazało się, że dzieci tak wychowywane w domu, w przedszkolu były znacznie bardziej agresywne od tradycyjnie prowadzonych rówieśników. Co więcej, z upodobaniem robiły sobie pistolety z klocków lego i dręczyły inne dzieci. Przy tym dziewczynki, inaczej niż w modelu tradycyjnym, ani na jotę nie ustępowały pod tym względem chłopcom.

Wniosek z tych badań, najkrócej mówiąc, jest taki, że wychowanie zawsze daje jakiś rezultat, tylko nie zawsze taki, jaki chcieli osiągnąć wychowawcy.

Kiedy wpływ rodziców na dziecko jest największy?

Są dwa takie okresy. W pierwszych trzech latach życia dziecko uczy się, co to jest partnerstwo, podległość, dominacja. Jego relacje z matką i ojcem stanowią wzór późniejszych związków z ludźmi. Stosunek rodziców do małego dziecka w dużej mierze kształtuje jego wyobrażenie o sobie samym i swoim miejscu w życiu - od nich zależy, czy będzie się czuło tylko pionkiem, czy kimś ważnym.

W okresie dojrzewania natomiast tworzy się system wartości. Z badań wynika, że w tej sferze wpływ rodziców jest wyraźny i trwały. To, czym dorastające dzieci nasiąkły w domu, w większym stopniu decyduje o ich późniejszych wyborach niż doraźna sytuacja życiowa.

Czego mamy prawo oczekiwać od dziecka, a czego nie? Czego powinniśmy się wystrzegać?

To trudne pytanie. Mogłabym odpowiedzieć, że trzeba się wystrzegać takich oczekiwań, których dziecko z powodów rozwojowych nie jest w stanie spełnić. Ale musiałabym zaraz ugryźć się w język i powiedzieć: Nie, niekoniecznie! Bo jeśli od człowieka nie oczekuje się troszkę na wyrost, to się nie będzie rozwijać. Więc powiem to, co wydaje mi się najważniejsze - dziecko jest niezależną istotą i nie mamy prawa oczekiwać, że będzie żyło dla nas.

Dziękujemy za rozmowę.

Dziecko 7/1999

Więcej o:
Copyright © Agora SA