Podróże z dzieckiem - nurkując na Helu

Udowadniamy, że podróżowanie jest zajęciem nie tylko dla dużych. Mali też mogą mieć z niego wiele radości.

Mania, gdy widzi coś ładnego, zachowuje się jak nurek. Odpycha się nóżkami i chce skakać - nieważne, czy na wodę, czy piasek. Zabieramy więc nurka na Hel.

Bobas i bubas

Mania znów próbuje skoczyć - tym razem do basenu. Zachwyciła ją wielka szara foka. Jesteśmy w fokarium Stacji Morskiej w Helu, a foka jest rodzaju męskiego i ma na imię Bubas. Znaleziono go na plaży w Juracie, mieszkał kilka lat w gdańskim zoo, a teraz zabawia gości fokarium, ochlapując ich wodą i z wdziękiem pożerając rzucane przez pracowników śledzie.

Mania gaworzy na jego widok. Bubas patrzy skupiony na merdające nóżkami dziecko. Może fascynuje go pomarańczowa chusta? A może się zagapił? Jakkolwiek by było, dumnie podnosi pysk i... wypuszcza z nosa przeciągłego smarka. Mania z radości zaczyna pluć, ale Bubasa już nie ma. Zanurza się w wodzie i płynie na drugi koniec basenu.

- Bubas uwielbia bobasy - wyjaśnia pracownik fokarium.

Chyba rzeczywiście tak jest, bo tylko Marianna stała się adresatem smarknięcia.

- A wiecie, po co powstało nasze fokarium? - egzaminuje nas pracownik.

- By przyciągnąć turystów? - pytamy.

- Też. Ale przede wszystkim chcemy, żeby w naszej części Bałtyku znów pojawiły się foki. Dziś są tylko w Skandynawii. Bubas co roku ma więc kilkoro własnych bobasów. Wypuszczamy je do morza i mamy nadzieję, że tu zostaną.

Bunkry w piasku

Spacer po Helu jest przyjemny. O tej porze roku mało tu turystów. Zwiedzamy ewangelicki kościół św. Piotra i Pawła z XV wieku. Teraz jest tam Muzeum Rybołówstwa. Niestety, Marysia chce wszystkiego dotknąć. Najchętniej włożyłaby sobie do buzi kawał jakiegoś kutra z XVI wieku. Uciekamy więc stamtąd, zanim nas przegonią.

Zresztą na Helu najpiękniejsze jest morze otaczające nas z każdej strony. Gdy spacerujemy po plaży, nagle jak spod ziemi wyrastają... potężne bunkry. To fragmenty fortyfikacji wybudowanych prawie sto lat temu. Można wejść do środka, dotknąć wielkich armat morskich. I skryć się w bunkrach przed wiatrem. Większość z nich nie została skończona. Do lat 90. były strzeżone. Teraz są opuszczone i owinięte sieciami rybackimi. Mani podoba się w środku, bo jak krzyczy, to odpowiada jej echo.

Zanurkować w talerz

Zbliża się pora obiadu. Tych obiadów Mama boi się najbardziej. Ośmiomiesięcznemu dziecku sama pierś już nie wystarczy, a obiadki w słoiczkach nie zawsze da się podgrzać. No i lokalne jedzenie może być nieodpowiednie. Przed wyjazdem Mama konsultuje się z pediatrą.

- Morze? Świetny pomysł - mówi lekarz. - Może jej pani podawać świeże ryby, doskonałe źródło białka. Najwyższy czas na nowe smaki.

W jednym z dawnych domów rybackich w centrum Helu jest restauracja "Maszoperia". Zamawiamy łososia w winie i pstrąga w miodzie, a dla Mani - rybę gotowaną na parze z ryżem. Bobas jest zachwycony i co chwila daje nura - tym razem w talerz, zachłannie wciskając do buzi kawałki ryby.

Morska kołysanka

Dokądkolwiek idziemy, zwiewa nam czapki. Okazuje się, że to dobrze, bo wiatr niesie świeże powietrze. I im dłużej wieje, tym więcej przynosi leczniczego morskiego jodu.

Na plaży Mania szaleje na widok piasku. Chce dać do niego nura, wije się i marudzi. Przecież nie damy jej raczkować po zimnej plaży!

Z opresji ratuje nas... szum fal. Po dziesięciu minutach spaceru zahipnotyzowany rytmem Bobas zasypia. A my idziemy na kawę. W kawiarni prosimy o podgrzanie dziecku deseru. Kelnerka chętnie nam pomaga. I przynosi go na czas, bo przebudzona, wygłodniała od świeżego powietrza Mania robi się zła. Ze smakiem wcina deser.

Straszny dzik

Wracamy do chatki latarnika na końcu Półwyspu Helskiego. Tam śpimy. Idziemy piaszczystą ścieżką między drzewami. Cisza i spokój. Aż nagle...

- Słyszysz to prychanie? - Tata się zatrzymuje.

- Może to Bubas nas goni? - zastanawia się Mama.

To nie Bubas. To stadko dzików. Charczą i kopią w ziemi. Są tuż przy chatce latarnika. Mania krzyczy do nich przyjaźnie na powitanie. A my zamieramy ze strachu. Zatykamy jej usta i szybko znikamy dzikom z pola widzenia. Nasz przyjazny światu bobas jeszcze nie wie, że kto spotyka w lesie dzika...

W chatce latarnika dostajemy pokój, gdzie Mania może raczkować do woli. Chwyta się łóżka i próbuje wstać. Skąd ona ma tyle siły po całym dniu wrażeń? Ani myśli o spaniu, a nam powieki same opadają. W głowie szumi morze.

Od wschodu na południe

Zalety podróżowania z dzieckiem? Gdziekolwiek jesteś, nie ominie cię wschód słońca. Twoje dziecko wstaje wraz z nim!

O świcie wychodzimy więc na plażę. Mania mruży oczy w słońcu. Po śniadaniu też ruszamy w stronę słońca - na południe, do domu. Zatrzymujemy się, by pożegnać się z morzem. Nasz nurek próbuje wyskoczyć z autofotelika, ale Tata jest szybszy. Gdy Mania będzie starsza, na pewno wrócimy ponurkować na Helu. Tym razem na serio.

Miłej podróży!

Planując podróż, weźcie pod uwagę potrzeby dziecka:

zamontujcie osłonki przeciwsłoneczne na bocznym oknie samochodu;

zadbajcie o wyposażenie fotelika: pokrowiec frotté lub dodatkową wkładkę pod główkę, uchwyt na kubek lub butelkę; weźcie też kilka zabawek;

jeśli parkujecie w słonecznym miejscu, nakryjcie fotelik ręcznikiem, żeby jego siedzisko i metalowe końcówki pasów się nie nagrzały;

róbcie przerwy w podróży, a w czasie postoju wietrzcie samochód;

podczas podróży często proponujcie dziecku (szczególnie małemu) picie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA