Przedszkolny survival. Tak to się robi w Danii

Czasem przychodziłam po córkę do żłobka i zastawałam ją siedzącą w kałuży. Chlapała, piła z niej wodę. Tu, w Danii, nikt nie przejmuje się, czy dziecko je piach, czy pije brudną wodę, byleby było uśmiechnięte.

Agnieszka Goły (mama dwuletniej Patrycji):

- Na miejsce w żłobku czekaliśmy rok. Tutaj zapisuje się dziecko zaraz po urodzeniu. Wtedy na pewno znajdzie się miejsce. Dla Patrycji znalazło się od maja. A ja do pracy musiałam wrócić już w marcu. Na szczęście małą zaopiekowała się babcia. Oczywiście urząd zaproponował nam miejsce u niani na czas oczekiwania, ale zrezygnowaliśmy z niego, bo często jest tak, że w takiej sytuacji okres oczekiwania na żłobek się wydłuża.

Ela Urbaniak (mama czteroletniej Mai):

- Od roku córka chodzi do przedszkola. Wcześniej była w dagpleje, czyli u opiekunki, która w swoim domu, odpowiednio do tego dostosowanym, może opiekować się maksymalnie czworgiem dzieci.

Maciej Orzechowski (woźny w żłobku i przedszkolu Mollehusene w Esbjerg, w duńskiej Jutlandii):

- Najbardziej zaskoczyło mnie to, że jak dziecko dostanie miejsce w odległym od domu przedszkolu, to gmina jest w stanie finansować dojazdy do niego taksówką (oczywiście, pod uwagę bierze się dochody, posiadanie lub nieposiadanie auta, odległość od miejsca zamieszkania, rodzaj i godziny pracy). A jak nie ma miejsc w ogóle, to gmina dopłaca do opiekunek.

Zimny chów

Per Olesen (dyrektor żłobka i przedszkola Mollehusene w Esbjerg):

- Codziennie, bez względu na pogodę, od godziny 12 do 14.30 dzieci biegają na zewnątrz. Przed wyjściem może nas powstrzymać tylko solidna burza. Oprócz tego dzieci często wychodzą na spacery i wycieczki.

Agnieszka Goły:

- Wszystkie maluszki śpią w wózkach na dworze. Co prawda pod zadaszeniem, ale pogoda nie ma najmniejszego znaczenia. Czas spania ustalany jest indywidualnie. Na początku musiałam interweniować, bo moja córka lubi sobie pospać i nie budzono jej nawet przez pięć godzin. Wyjaśniłam to i teraz śpi 2-3 godziny. Dzieci są przykryte kołderką. Kiedy jest zimniej, wkłada się je w śpiwór, zakłada czapkę i skarpetki. Dodatkowo jakąś bluzę przyniesioną przez rodziców. Ale zanim ich organizmy przyzwyczają się do takiego wietrzenia, dość często chorują.

Maciej Orzechowski:

- Śpią na dworze w wózkach ze sklejki. Tutaj często leje, jest szaro, ale zła pogoda nie robi na nikim wrażenia. Zimy są łagodniejsze niż w Polsce, ale mocno wieje, a niektóre dzieci chodzą bez czapek. Za to zestaw przeciwdeszczowy jest obowiązkowy (prany w każdy piątek). W słoneczne dni dzieci bawią się w piachu, w deszczowe w błocie. Jak się ktoś położy w kałuży, wychowawca nie reaguje. Tarzają się w błocie, smarki zwisają aż do buzi. Przypominam sobie, że tylko raz dzieci nie wyszły: akurat Danię nawiedził orkan. Nasze przedszkole ma swoją posesję w lesie, dwadzieścia minut spacerem. Tam dzieci mogą się wyszaleć. Ostatnio statkiem popłynęły na wyspę Fano. Podobnych wycieczek organizuje się tutaj mnóstwo.

Agnieszka Goły:

- Dopiero gdy robi się już naprawdę zimno, zakłada się dzieciom czapki. Zresztą tutaj nie przykłada się zbytniej wagi do ubioru. Dziecko może być w rozpiętej kurtce, byle samo ją założyło. Jeśli się przewróci, nikt nie robi z tego problemu. Nasza córka już dwa razy spadła na głowę: raz z drewnianego domku, innym razem z krzesła. Według opiekunki nic się nie stało. Zadzwoniono do nas, kazano iść do lekarza. Kiedy dziecko ma katar i gorączkę do 38 stopni, może chodzić do przedszkola. No, chyba że jest bardzo marudne, wtedy dzwonią po rodziców. Jedynym przypadkiem, gdy kategorycznie proszą o nieprzyprowadzanie do żłobka, jest zapalenie spojówek. Chociaż też nie zawsze. Przychodzę raz do żłobka, Patrycja siedzi w wózku z zaropiałymi oczkami, a panie mówią, że mnie nie zawiadamiały, bo przecież nic się nie stanie, jeśli dziecko parę godzin sobie poczeka. Oczywiście zadzwoniłam na pogotowie (lekarz rodzinny przyjmuje tylko do godziny 15-16) i mała dostała antybiotyk. Patrycja dość często chorowała. Chyba jej organizm ciężko akceptował picie zimnej wody i mleka, polewanie zimną wodą z kranu latem. Teraz, kiedy jest trochę starsza, wraca sucha, ale na początku, kiedy jeszcze nie chodziła, bywało, że siedziała dwie godziny w kałuży.

Ela Urbaniak:

- Codzienne drzemki na powietrzu z początku trudno mi było zaakceptować, zwłaszcza kiedy na dworze panowała minusowa temperatura lub padał śnieg czy deszcz. To jedna z największych różnic między polskimi i duńskimi żłobkami. Zabawy są chyba bardzo podobne do tych w Polsce. Wyjścia na spacery do lasu, na plac zabaw urządzane są bez względu na pogodę, są przecież kalosze i komplet przeciwdeszczowy, który jest absolutnie obowiązkowym ekwipunkiem każdego przedszkolaka.

A co z jedzeniem?

Per Olesen

- Zasady żywieniowe w duńskich przedszkolach i żłobkach są ściśle określone. Wszystko po to, aby dzieci żywiły się zdrowo każdego dnia. Dla najmłodszych do lat dwóch gotujemy ciepłe posiłki, starsze przynoszą jedzenie z domów.

Viktorija Borovikowa (Litwinka, mama pięcioletniego Martina):

- Na początku byłam zaskoczona, że w przedszkolu nie dają dzieciakom ciepłego obiadu, to chyba jedyna wada tutejszych przedszkoli.

Agnieszka Goły:

- Wszystkie dzieci z całego przedszkola spotykają się w jednym pomieszczeniu i wspólnie jedzą posiłek. Przeważnie jest to kasza, chleb z serem i zimne mleko.

Ela Urbaniak:

- Jedzenie było pierwszą rzeczą, jaka mnie tutaj zdziwiła. Maja przychodziła do swojej niani o 6.30 i przez cały dzień nie jadła ciepłego posiłku. Dostawała ciemny chleb, który popijała wodą lub mlekiem (soków nie podaje się tu dzieciom ze względu na zawartość cukru). A jako przekąski dostawała warzywa i owoce.

Maciej Orzechowski:

- Rodzice mają obowiązek przygotowania dzieciom kanapek z razowego chleba. Białe pieczywo i słodycze są zabronione. Kanapki są z warzywami, często z rybą, na przykład z halibutem lub z łososiem. Niektóre dzieci jedzą rybę codziennie. Do tego świeże owoce. W przedszkolu czeka na nie mleko, płatki, maślanka. Dla muzułmańskich dzieci są osobne porcje, pilnuje się, żeby nie dostały wieprzowiny.

Samodzielność

Per Olesen:

- Pokazujemy dzieciom, jak się ubierać, ale staramy się im nie pomagać. Chcemy, by posiadły te umiejętności od?najmłodszych lat. Powinny umieć troszczyć się o siebie. Informujemy o?tym rodziców nowych dzieci, zwracamy na to uwagę nadopiekuńczym mamom i?tatom, bo nieumyślnie mogą narazić swoje dzieci na kłopoty, kiedy?pójdą do szkoły.

Agnieszka Goły:

- W Danii dzieci szybciej muszą być samodzielne. Córka szybko musiała jeść sama widelcem i pić z kubka.

Viktorija Borovikowa:

- Tutaj dzieci są uczone samodzielności już od najmłodszych lat. Jeszcze nie widziałam, by duńscy rodzice pomagali swoim dzieciom ubierać się czy zakładać buty. Tylko imigranci to robią. Ale to wcale nie oznacza, że Duńczycy są mniej troskliwi. Za to ich dzieci są bardziej kreatywne i zaradne.

Maciej Orzechowski:

- Pamiętam, jak w polskim przedszkolu zabraniano nam wchodzić na drabinki, bo stłuczemy sobie głowę czy rozbijemy kolano. A tutaj dzieci wchodzą nawet na drzewa. Wychowawczynie stoją z boku, rzadko interweniują. Ale odkąd tu pracuję, nie widziałem jeszcze, by jakiemuś dziecku stała się krzywda.

Funkcjonowanie

Per Olesen:

- W Danii przybywa dzieci z różnych stron świata. Staramy się?im?pomagać w nauce duńskiego, ale zależy nam też, żeby?nie?zapominały swoich ojczystych języków. Między emigracją zarobkową, na przykład z Europy Wschodniej, a?uchodźcami są?spore różnice. Z tymi ostatnimi bywają problemy z integracją. Najmniejsze z obywatelami Unii Europejskiej: z większością można się?porozumieć po angielsku.

Agnieszka Goły:

- Żłobek otwarty jest od 6.30. W grupie mojej córki jest 12 dzieci i 3 opiekunki.

Viktorija Borovikowa:

- Wychowawcy spotykają się z rodzicami indywidualnie. Pedagodzy zwracają uwagę nie tylko na zachowanie dziecka w przedszkolu, ale także interesują się jego życiem poza nim.

Agnieszka Goły:

- Nie podoba mi się, że czasem dziecko chodzi dwie godziny w mokrych rzeczach. Zasmarkane, a nikt nie wytrze mu nosa chusteczką. Może to dobrze, że nie przesadza się z nadopiekuńczością, bo córka szybko stała się samodzielna, ale często choruje. Przedszkole to szkoła przetrwania, ale dzieci lubią tam chodzić, i to jest fajne. Opiekunowie są otwarci na rozmowy, mili, tylko mają inne podejście do dzieci niż u nas.

Ela Urbaniak:

Tak właśnie powinny wyglądać przedszkola.

Więcej o:
Copyright © Agora SA