Wujek znad kotleta: A co ty Kamil, nie wiesz, jak się dziecko robi?

- Ludzie komentują, ale mało kto wie, przez co przechodzimy, jakie dramaty rozgrywają się w czterech ścianach naszych domów. Psychoterapia, ciągłe wizyty w klinice, ogrom badań, mnóstwo leków i morze wylanych łez - to jest nasza codzienność. Nie każdy chce i ma potrzebę, aby opowiadać o tym, że kolejne in vitro nie zakończyło się ciążą - mówi Ola, która od kilku lat wraz z mężem stara się o dziecko.

Leczą się latami, przechodzą różne zabiegi i decydują się na procedury, które nie zawsze kończą się upragnioną, wyczekaną ciążą. O swoich problemach z zajściem w ciążę wolą nie opowiadać. Niepłodność jest w naszym kraju stygmatyzowana i bagatelizowana, a to prowadzi do tego, że ludzie wstydzą się o tym mówić. Często leczą się i cierpią w ciszy. Ola, która w mediach społecznościowych prowadzi profil o zmaganiach z niepłodnością, opowiedziała, jak wygląda życie par, które borykają się z niepłodnością:

- Nigdy nie mieliśmy problemu z podejściem do in vitro, zawsze braliśmy tę opcję pod uwagę. Dla nas to procedura medyczna, która pomaga spełnić marzenie o rodzicielstwie. Mamy za sobą jedną pełną procedurę in vitro, w wyniku której miałam wykonane cztery transfery.

Żadna z tych prób nie zakończyła się ciążą. Na szczęście, mamy jeszcze sześć zamrożonych komórek jajowych, po które planujemy wrócić. Jeszcze nie wiemy kiedy, ale świadomość tego, że nie będę musiała przechodzić całej procedury od początku, bardzo nas uspokaja. Oczywiście nie wiemy, czy te komórki się zapłodnią, czy zarodki będą się prawidłowo rozwijały i czy będą mogły być mi podane.

Stres towarzyszący procedurze in vitro jest ogromny, często wyniszczający. Staramy się o dziecko od 2018 r. Na moim profilu @optymistka_ola dzielę się naszą drogą i emocjami związanymi z niepłodnością. Nie boję i nie wstydzę się tego tematu. Wiem, że to, co robię, to, o czym piszę, bardzo pomaga kobietom, parom, które są w podobnej sytuacji. Musimy się wspierać.

"Są trzy powody, dla których ludzie nie mają dzieci"

Boli mnie to, że dla niektórych ludzi, w tym niestety polityków, pewne sprawy są czarno-białe. To nieprawda, że kobiety nie rodzą dzieci tylko dlatego, że są karierowiczkami, odkładają macierzyństwo na później, że im się nie chce, albo wolą imprezować.

Są trzy powody, dla których ludzie nie mają dzieci. Po pierwsze - z różnych przyczyn, nie każdy chce mieć dziecko. Po drugie - z powodów zdrowotnych, nie każdy to dziecko może mieć. A trzecia sprawa jest taka, że czasami ludzie nie zakładają swoich rodzin, bo nie spotkali w swoim życiu odpowiedniego partnera.

Wrzucanie wszystkich do jednego worka jest bardzo niesprawiedliwe i krzywdzące. Zwłaszcza że obraźliwe słowa często padają z ust osób, które nie mają pojęcia, jak wyglądają starania o dziecko, jak wygląda codzienność osób, które olbrzymi kawałek swojego życia podporządkowują temu, aby zajść w ciążę. Praca, urlopy, wyjazdy - wszystko pod dyktando wizyt w klinice, zabiegów, badań, zastrzyków, leków.

"Największe ciosy i rany sprawiają najbliżsi ludzie"

Każdego dnia rozmawiam z kobietami, które bardzo przeżywają słowa, które słyszą od swoich bliskich. "Nie mają dzieci, bo wybierają wygodę". "35 lat i dalej nie ma dzieci, no nie wiem, na co liczy". "Na co wy czekacie, jeździcie po świecie, a tak naprawdę moglibyście już mieć dzieci".

Do tego dochodzą coroczne życzenia na święta: "żeby nas w końcu za rok było więcej" i złote rady znad kotleta, rzucone przez wujka: "A co ty Kamil, nie wiesz, jak się robi dziecko? Ja ci mogę pokazać".

Ludzie komentują, ale mało kto wie, przez co przechodzimy, jakie dramaty rozgrywają się w czterech ścianach naszych domów. Psychoterapia, ciągłe wizyty w klinice, ogrom badań, mnóstwo leków i morze wylanych łez - to jest nasza codzienność. Nie każdy chce i ma potrzebę, aby opowiadać o tym, że kolejne in vitro nie zakończyło się ciążą

Potrafię publicznie mówić o problemie niepłodności, ale wiele starających się par zachowuje to dla siebie. Niestety, bardzo często największe ciosy wymierzają nasi najbliżsi. Zazwyczaj nieświadomie albo w dobrej wierze, ale wysłuchiwanie tych niesmacznych żartów czy złotych rad, boli. Niepłodność jest chorobą cywilizacyjną. Obecnie co piąta para w Polce ma problem z poczęciem dziecka. To 1,5 mln ludzi.

Mam wrażenie, że niepłodność jest traktowana przez niektórych ludzi jak wymysł i fanaberia, a nie jak choroba. Choroba, która ma swoje medyczne oznaczenia w klasyfikacji ICD-10. Mimo to ludzie, którzy nie mogą mieć dzieci, uważają, że to powód do wstydu, boją się o tym mówić. Zadziwiające, że niektóre choroby są powodem do wstydu, a inne nie…

"Wydają po 100 tysięcy. Wszystko po to, aby znaleźć przyczynę, leczyć się i mieć dziecko"

W leczeniu niepłodności metodą in vitro dużą przeszkodą są kwestie światopoglądowe i religijne. Wiele par jest zdruzgotanych tym, że podeszły do procedury in vitro wbrew swojej rodzinie, wbrew wierze. Ukrywają ten fakt, cierpią w samotności.

W jakiejkolwiek chorobie czy trudnym doświadczeniu wsparcie najbliższych jest nieocenione. Przede wszystkim to psychiczne, ale także finansowe. Procedura in vitro i wszystko, co z nią związane - badania, wizyty, leki - to ogromny wydatek. Luksus, na który wiele par nie może sobie pozwolić. Tymczasem, wiele par starających się o dziecko nie może liczyć na żadne wsparcie od rodziny, bo wiedzą, że na ten cel nikt nie pożyczy im pieniędzy.

Jestem z Łodzi, moje miasto było pierwszym, które kilka tygodni po likwidacji rządowego programu refundacji in vitro wprowadziło swój program samorządowy. Zakwalifikowaliśmy się do niego, dzięki czemu mogliśmy skorzystać z dofinansowania w wysokości 5 000 zł do trzech pełnych procedur in vitro. To znacząca pomoc.

Programy samorządowe realizowane są w kilku dużych i mniejszych miastach. A co z ludźmi, którzy z takiej pomocy nie mogą skorzystać? Koszty jednej procedury in vitro wraz z niezbędnymi badaniami, wizytami i lekami, zaczynają się od kilkunastu tysięcy złotych.

My zamknęliśmy się w około 15 tysiącach, ale bez dofinansowania te koszty wzrosłyby do około 20 tysięcy złotych. I to jest naprawdę optymistyczna wersja. Gros osób musi przejść dodatkowe, bardzo skomplikowane i kosztowne badania m.in. genetyczne czy immunologiczne. W tych przypadkach koszty wzrastają do nawet 50-80 tysięcy zł.

Znam też kilka par, które przekroczyły granicę 100 tysięcy złotych. Wszystko po to, aby znaleźć przyczynę, leczyć się i mieć szansę na dziecko.

Fantastycznie, kiedy się udaje, ale niestety, nie zawsze tak jest. Pary wydają wszystkie oszczędności, przechodzą bardzo skomplikowane medyczne procedury, starają się latami, a i tak im się nie udaje. Zostają z długami. I z cierpieniem, o którym nie mogą nawet nikomu opowiedzieć.

"Znam naprawdę niewiele par, które starają się o dziecko i leczą się na fundusz"

W obliczu choroby i bezradności często chwytamy się wszystkiego. Nawet tego, w co nie wierzymy. Chodzimy do wróżek, bioenergoterapeutów, stosujemy medycynę chińską, pijemy zioła. Wszystko po to, aby sobie pomóc. Staramy się na wszelkie możliwe sposoby, z nadzieją, że się wreszcie uda.

Znam naprawdę niewiele par, które starają się o dziecko i leczą się na fundusz. Żeby w ogóle dostać się do specjalisty od leczenia niepłodności, trzeba przejść bardzo długą drogę, bo bez skierowań niczego nie załatwimy. Zanim w ogóle dojdzie do jakiejkolwiek diagnostyki, mija bardzo dużo czasu. Czasu, który w przypadku kobiet jest na wagę złota.

Ludzie chcą te procedury ominąć, dlatego decydują się na prywatne leczenie. Pary są w większości świadome tego, że udając się w sprawie niepłodności do lekarza NFZ, nie otrzymają pomocy szybko, a rządowy program prokreacyjny, który u nas funkcjonuje, nie przynosi efektów.

"Pary często nie wytrzymują, a związki się rozpadają"

Niepłodność to ogromny wysiłek psychiczny, fizyczny i finansowy. Wielu parom nie udaje się pokonać tych przeszkód. Wzajemne obwinianie, pretensje, żal, prowadzą do rozpadu związku. Problematyczne stają się także spotkania z przyjaciółmi czy rodziną, którzy mają dzieci. Stres towarzyszący niepłodności jest tak duży i destrukcyjny, że czasami wręcz układamy w głowie scenariusze, przygotowujemy się na wypadek, gdyby ktoś poinformował nas o swojej ciąży.

Myślę, że nie przesadzę, kiedy powiem, że zdecydowana większość par starających się o dziecko prędzej czy później musi skorzystać z pomocy psychologa, psychiatry, psychoterapeuty. A to kolejne koszty.

Spotkanie z psychologiem to minimum 150-200 zł za 45 minut. A wiadomo, że jedno spotkanie nie wystarczy. Trzeba mieć oddzielny budżet na zadbanie o zdrowie psychiczne.

Kwestia psychiki ludzi starających się o dzieci jest u nas koszmarnie zaniedbana. Pomijanie i bagatelizowanie tej kwestii jest bardzo niebezpieczne.

Wysłuchała Joanna Biszewska. Za pomoc przy artykule dziękuję Stowarzyszeniu Nasz Bocian, które od lat pomaga i wspiera pary starające się o dziecko i borykające się z niepłodnością.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.